Nie umiem napisać, co powraca na widok tych zielonych pól buraków, połaci kukurydzy, hektarów złotego zboża ciągnących się kilometrami. Pośród nich wysepki gospodarstw, przecież pamiętam dobrze ich geografię, choć mój wewnętrzny GPS ma tak wielkie problemy z lokalizacją przestrzenną. Wiem, że Pomorze i że blisko Toruń.
I wiem, że ta zieleń buraków nikomu nie powie nic z tego, co widzę ja patrząc na nie. Widzę rozmowy przy kolacji, gdy jako dzieciaki niemal spadaliśmy pod stół ze śmiechu. Pod ten stół, przy którym nigdy nie brakło miejsca, nawet gdy dom Cioci pękał w szwach. Stół nakrywany z kuzynką, stół, od którego wstawałam do swojego zadania bycia “Julcią od chleba”, żeby chleb dokrawać, gdy go brakło. Stół, przy którym do ziemniaków podawano sos z niekończących się dowcipów, potoków dobrego humoru. Tym obfitszych, im więcej ciężkiej pracy i im prostsze potrawy do wykarmienia tak wielu, gdy czasy były ciężkie.
I chciało się rodzinie bliskiej i dalekiej gromadzić przy stole o stałych porach, pięć razy dziennie. Tak, właśnie pięć. Przy wczesnym śniadaniu, na kawie, na obiedzie, na kawie i przy kolacji.
Nikt nie jadał sam. Stół nie służył do jedzenia.
Jak dobrze znowu tu być, mimo że kuzynostwo dorosło i każde z nich ma teraz własny stół. Tak samo otwarty na wszelkie dobro. Przez te dni to sprawdzamy. Jak dobrze być wśród drogich sercu ludzi.
Małgosia
dorobić się
August 30, 2012 6:15 am
Żył pewien bogaty człowiek, który całe życie ciężko pracował – i bardzo oszczędzał. Pracowitość to piękna cecha, ale gdy idzie w parze z chciwością, zamyka serce na cztery spusty wraz ze zgromadzonym bogactwem.
Człowiek ów szczycił się swoją zapobiegliwością. Także tym, że nauczył się omijać szerokim łukiem tych niezaradnych, którzy prosili o pomoc.
I opowiadał często, że tylko jeden raz w życiu oddał coś za darmo – a była to koszula, z której odciął guziki (bo mogą się przydać) i wrzucił do kontenera PCK.
Pewnej nocy przyśnił mu się Pan Jezus. Przyszedł do niego w tej właśnie śmierdzącej, przepoconej, starej koszuli. Bez guzików (bo mogły się przydać).
Człowiek ten doznał tak wielkiego przerażenia, że zmarł tej samej nocy. *
Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Mt 25,40
*Serdecznie dziękuję ks. Proboszczowi parafii Grzegorz koło Chełmży za tę historię. A także za sposób, w jaki ją opowiedział i skomentował.
Małgosia
nie do nadrobienia
August 29, 2012 6:08 am
Tak. Harce z dzieciakami w Bałtyku już za nami, wycieranie i rozgrzewanie także. Wygląda na to, że po raz pierwszy w historii tegorocznego urlopu uda się zająć miejsce na kocu i pozwolić, by potrudziło się trochę słońce. Przecież wspomnienia procedur z dawnych czasów jeszcze gdzieś się tlą w pamięci: książka, ręcznik na głowie, woda wylewająca się w końcu z zatkanych uszu, leżenie.
“Mamooo, chce mi się siku”. To synek. Niemal zdążyłam rozprostować kończyny. Więc idziemy szukać stosownego miejsca. Wracam i zajmuję miejsce z poczuciem spełnionej misji.
“Mamooo, jestem głodny. Strasznie głodny” (dzięki Ci, Panie, że nareszcie JEST GŁODNY!). Prowiant wyczerpany. Generalnie pora obiadu. I dnie płyną w rytm “Mamooo…” . “Przytul”, “poczytaj”, “chodź, zobacz”. A przecież trzeba podać, zmyć, zmieść, wyprać.
Albo nie. Może nie trzeba. Może da się urządzić zawody z dziećmi w szalonym zamiataniu. Karaoke z miotłą i sprawdzanie echa w wytartych przez dzieci kubkach. A potem przytulić i poczytać. Bo te prośby będą mieć tylko przez kilka lat. Później to my będziemy prosić: “przytul”, “poczytaj”, “chodź, zobacz”. Ale dzieci, wyrosłe z dziecięctwa, będą miały ważniejsze sprawy.
Małgosia
zamki na piasku
August 28, 2012 6:16 am
Budowla z piasku, usypywana, budowana, strojona kamykami i koniecznie wyłowionymi z morza piórkami i piórami rozpada się na pół. Spodziewam się zaraz wielkiej rozpaczy ze strony dzieci, ale ku memu zaskoczeniu słyszę: nie szkodzi, jutro zbudujemy nową.
Są rzeczy, których nie żal, gdy się rozpadną, zwłaszcza, gdy istnieje możliwość ich szybkiego naprawienia. Często nawet jest wtedy perspektywa zrobienia czegoś jeszcze raz, ciesząc się ze wspólnej zabawy. I są to z reguły rzeczy namacalne, realne.
Ale są też takie, o które trzeba walczyć, troszczyć się, pielęgnować. Których nie widać, są kruche, a od których tak wiele zależy. To dobre relacje i uczucia. Łatwo je zepsuć, zranić, zwłaszcza gdy się zapatrzy na “swoje racje”, niekoniecznie właściwe.
Dosia
dzień dobry!
August 27, 2012 6:00 am
Zachwyciła mnie tym Jola, żona Piotra, mama dwóch chłopców. Mieszkaliśmy we Francji u tej zaprzyjaźnionej rodziny przez dwa tygodnie lata. Przyjechaliśmy właściwie na tydzień, ale… Ciężko było wyjechać.
Jola witała nas tym swoim “dzień dobry” co dzień. Zamykaliśmy okiennice, więc spało się dobrze i dłużej niż zazwyczaj. Niekiedy my już byliśmy pozbierani, a Pani Domu, nieco zmachana goszczeniem nas, schodziła na dół trochę później. I wtedy też zaczynała od “dzień dobry”!
A kiedy wstawałyśmy na TGV, żeby zobaczyć Paryż (trzeba się było zerwać o 4 rano, a do drugiej w nocy prasowałyśmy sukienki na tę okazję!), Jola także witała mnie swoim “dzień dobry!”.
Z tym uśmiechem, z tym spojrzeniem, z tą intonacją, która mówi: jak miło Cię widzieć, co tam słychać, to będzie dobry dzień! I człowiek się czuł jak jedyny na świecie.
Jeśli słyszeliście już moje “dzień dobry” – poznajcie dziś mojego Mistrza. Zawsze, gdy Was witam, pamiętam o tym, jak sama byłam cudownie witana. I polecam. Metoda pomaga zacząć dzień od uśmiechu, nawet gdy wydaje się, że naprawdę nie ma powodów do radości.
Małgosia
jak On chce
August 26, 2012 6:01 am
„A najbardziej Panu Bogu chodzi o to, abyśmy na Niego spojrzeli tak, jak On tego chce.
Abyśmy na Niego patrząc, próbowali Go poznać takiego, jak On chce, abyśmy Go poznali. Nie takiego, jakiego my na co dzień możemy poznawać, bo nasze możliwości są słabe.
(…) Pan Bóg nam objawia Siebie, ale jednocześnie woła, krzyczy wręcz: „Spróbuj spojrzeć na Mnie tak, jak Ja chcę byś spojrzał, niejako Moimi oczami, według Mojego Słowa. To jest jedna z najbardziej kluczowych szans w naszym życiu. I to jest początek wielkiej przygody. I to jest początek wielkiego światła i początek wielkiej siły w życiu wielkich ludzi”. (ks. abp A. Dzięga, Homilia podczas inauguracji 35 roku akademickiego w ISNR)
Jest ogromnym ekranem, który zapełniają najpierw Twoi rodzice. Niekoniecznie przez to, co mówią, bardziej przez to, jacy są, jaka jest ich bliskość i miłość – na miarę ich ludzkich ograniczeń.
Potem wyświetlasz na tym ekranie wiele własnych wyobrażeń, na miarę Twoich zranień i ograniczeń. Może w tym obrazie być więcej z policjanta, sędziego, biegłego rewidenta, niegroźnego dziadka czy obojętnego inżyniera materii.
Życie z takim bogiem może być nie do wytrzymania, nie musi być przecież jednak Twoim losem. Możesz poprosić Go, by powiedział Ci coś sam o sobie. Jeśli będziesz Go naprawdę pytał – On odpowie Ci w sposób nie pozostawiający wątpliwości. Możesz poznawać, jaki był naprawdę, czytając Jego autobiografię: Jego słowa miłości do Ciebie w najpiękniejszej z ksiąg. Znajdziesz tam wiele listów do Ciebie. Byłeś w Jego planach, gdy powstawała. Możesz także szukać odpowiedzi u tych, którzy jak apostoł Jan, są Mu bliscy.
Byłoby naprawdę głupio dopiero na koniec życia się dowiedzieć, że czas nam zleciał w towarzystwie wyobrażenia, które nie było do Niego podobne.
Małgosia
postaw straż
August 24, 2012 6:00 am
„Postaw, Panie, straż moim ustom i wartę przy bramie warg moich!” (Ps 14, 3)
„Niech nie wychodzi z moich ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym”. (por. Ef 4, 29)
dzieci wychowują
August 23, 2012 6:00 am
Córka mówi: Mamo chodź, poskaczemy przez fale. I gdy lodowatą wodę czuję pod stopami, myślę, to są koszty własne rodzicielstwa. I znikąd ratunku, bo przecież od lat już wielu nie używam okrutnego i głupiego argumentu: “nie, bo nie”. Używają go rodzice na ogół po to, by ochronić siebie przed wysiłkiem, a dziecko przed samodzielnością, oszczędzając jednocześnie czas na wyjaśnienia.
Więc idę.
Córka wspiera mnie jak może. Mamo, zobacz, zanurza się o tak. Teraz musisz cała.
Po dwudziestu minutach woda jest już ciepła. Na kocu opowiadam o tym z radością reszcie na kocu. Patrzę na dziewczynkę, która turla się w dół z wydmy. Jaka szkoda, że za parę lat już się zawaha, czy wypada.
I myślę, to są zyski z rodzicielstwa. Że przekraczając swoje “nieprzekraczalne” i święte drobne wygody – dostaje się w zamian radość z przygody. I trochę z patrzenia na świat oczami dziecka.
Kiedyś przerażał mnie bezkres morza, ów płaski widnokrąg, otwarty tak bardzo, że człowiek pozostaje wobec niego całkowicie bezbronny. Zdawało mi się często, że nie można się poczuć bardziej samotnym i opuszczonym, niż stając w kontekście tak ogromnej przestrzeni. Bardziej zawieszonym w próżni.
Dziś, gdy spaceruję brzegiem z dziećmi, odkrywam, że coś się zmieniło. Jest odpowiedź na tę ogromną przestrzeń w człowieku, której nie zatka żaden stragan z pamiątkami, żadne klapki, lody i gofry. Ta wołająca o bliskość otchłań znajduje ukojenie w Kimś nieskończenie od siebie większym, nieskończenie życzliwym, nieskończenie obecnym. Głębię tej przepaści zapełnia głębia niewyczerpanej Miłości. Można z niej nabrać łopatką, wiaderkiem i cysterną; Miłości nie stanie się przez to mniej. Nie będzie tak, że jak ktoś jej dostanie więcej, dla mnie nie starczy.
I można nabierać co dzień, bo Miłość chce się udzielać. Niczego bardziej nie pragnie niż wychodzić naprzeciw pustce.