Wisełkowe rekolekcje

June 30, 2015 8:31 am

Mają swoją tradycję, rytuały, niespodzianki i własny styl. Tak jak dzień, kiedy się wszyscy przedstawiają. Jest trochę rodzin, które przyjechały po raz pierwszy albo drugi, i trochę weteranów, którzy już nie potrafią się doliczyć, ile to już razy.  Tak się wzajemnie uzupełniają, dzieląc między sobą entuzjazm „nowicjuszy” i doświadczenie „stałych bywalców”, co to o Wisełce wiedzą już wszystko: gdzie najbliżej samochodem na plażę, jeśli Wasze dzieci są jeszcze w pieluchach, gdzie na rower z nastolatkiem, gdzie na lody czy do jakiej kawiarni zabrać żonę na dialog małżeński.

Kiedy się jednak słucha naszych wolontariuszy, Sług Wesela, to dopiero wtedy uświadamiamy sobie, czym stała się Wisełka dla naszych rodzin. „Przyjeżdżam tu od poczęcia”, „przeszłam/przeszedłem wszystkie grupy, teraz jestem wolontariuszką/wolontariuszem”, „to już szósty raz na wolontariacie”.

Dla najmłodszych zaś to najbardziej wyczekiwany czas w roku. Wakacje = Wisełka. I nie bardzo można im wytłumaczyć, że w tym roku pojedziemy gdzieś indziej. Mają tu swoje miejsca, swoje przyjaźnie, swoje „ciocie” i „tajemne” miejsca spotkań. W tym roku Rycerze św. Józefa otrzymali nową warownię rycerską, której wznoszenie oglądaliśmy na blogu. Radość na ich twarzach wynagradza każdy trud podjęty po to, by stało się to możliwe.

Dziś ognisko, a od środy intensywny czas rekolekcji. Wszystkich „Wisełkowiczów” prosimy o wsparcie modlitewne.

Ks. Jarosław 

IMG_5700

Między nami maratończykami

June 29, 2015 10:23 am

Świat biegaczy to świat ludzi, którzy każdego dnia walczą ze sobą. Nie – między sobą, ale – ze sobą samym o siebie. Gdy spotykasz człowieka, który przebiegł maraton w 2 godziny 11 minut – to wiesz, że zrobił coś, o czym ty nawet nie możesz marzyć. Ale jednocześnie ten maratończyk patrzy także na ciebie z szacunkiem, bo też przebiegłeś maraton, czyli zrobiłeś coś, o czym większość ludzi może tylko marzyć. Bo za tym stoi wiele tygodni treningu, samozaparcia i ogromnej motywacji. I choć masz świadomość, że tytuł “maratończyk” w jego wypadku i w twoim wypadku znaczy zupełnie coś innego, to przecież jednak coś znaczy.

Kiedy wczoraj spotkałem się ponownie z Jerzym Skarżyńskim, którego cenne rady dotyczące biegania bardzo mi pomogły wcześniej, nie mogliśmy oczywiście nie rozmawiać o bieganiu.  Choć nie tyle o technice, ile o pasji, o uczeniu innych i inspirowaniu. O tym, co się dzieje w trakcie biegu: o biegnącej głowie, która jest o wiele ważniejsza niż nogi, o rozsądku i długim planowaniu. Może dlatego św. Paweł, dzisiejszy patron, chętnie porównywał pracę wewnętrzną z biegiem i zawodami?

Jerzy już dawno przestał być zawodnikiem. Ale nie przestał być biegaczem i nauczycielem. Ciągle aktywny, ciągle obecny na różnych trasach biegowych i ciągle startujący w zawodach. Ostatnio w nocnym półmaratonie we Wrocławiu. I choć teraz bardziej walczy w zawodach dla weteranów, to przecież… ciągle walczy, czyli po prostu – biega.

xj

Skarżyński2015

od córeczki do kobiety

June 28, 2015 5:53 am

Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. (Mk 5, 23)

Ilekroć słyszę fragment o córce Jaira i kobiecie cierpiącej na krwotok, przypominam sobie nie tylko niespodziewane pojawienie się Znajomego Księdza z Polski (i to od razu od ambony w kościele) na naszej 10. rocznicy ślubu we wsi zabitej deskami, gdzie spędzaliśmy pierwsze dni wakacji, ale i niezwykłą homilię do tego tekstu. O dziewczynce i kobiecie. Ale i o ojcu, który przedł drogę od nazywania swojego dziecka “córeczką”, przez “córkę”, aż do “dziewczynki”, jak mówi do niej Jezus. I droga “kobiety” cierpiącej na krwotok do “Córko, twoja wiara cię uzdrowiła”. “Córeczka” swojego ojca, “córka”, “dziewczynka”, “kobieta” i znowu “córka”, ale już Ojca w Niebie. Niesamowite streszczenie kształtowania się tożsamości kobiety. W tle – ofiarność ojca, najpierw przez wielką miłość, potem przez “tracenie” córki i zwracanie jej samej sobie, a potem innym.

Dobrze wiemy, że to pierwsze, ludzkie ojcostwo warunkuje to drugie. Wzrok taty – zostanie uwewnętrznionym na całe życie pierwszym wyobrażeniem o sposobie, w jaki patrzy na dorosłego już człowieka Bóg. Ale nie tylko to. Zdumiewające jest to, że córka może odkryć swoją wyjątkowość, godność, radość bycia “sobą” – swoją właśnie “kobiecość” – poprzez miłość ojca. Gdy doświadcza, jak bardzo jest przez niego kochana. W jego oczach czyta pierwszą prawdę o sobie.

Słyszę coraz częściej od znajomych “tatów” o realizowaniu inicjatywy tato.net, by spędzać czas “jeden na jeden” z córką. Są to wypady razem na wspólne popołudnie czy wieczór w kinie czy restauracji, jutro zaś jeden tata zabiera córkę na kilka dni na kajaki. I jest to niesmaowite tym bardziej, gdy przypominam sobie sytuację z wczorajszego wpisu o kafelku – bo wymaga od ojca przecież nauczenia się zupełnie innego języka, zupełnie nowego świata “dziewczyńskich” przeżyć, wejścia na zupełnie nieznaną planetę.

Wielki szacunek dla tych, którzy próbują. 🙂 O ile emocjonalny brak ojca czyni kobietę “małą dziewcznynką” na jej dorosłe życie (niestety również wydaną na pastwę różnych przypadkowych “ojców”) , bliskie ojcostwo w dzieciństwie daje jej wielką szansę na dojrzałą kobiecość.

M

 

 

kafelek

June 27, 2015 5:00 am

Opowiadał nam zaprzyjaźniony od lat kolega, jak w ramach gospodarczego dnia usiłował uskutecznić zaległy drobny remont łazienki, a konkretnie naprawę brodzika prysznicowego. Rzecz wymagała doklejenia kafli – i gdy już przystąpił do kluczowej procedury całego przedsięwzięcia, to znaczy przyłożenia kafla do nałożonej zaprawy klejowej, okazało się, że kafelek zsuwa się grawitacyjnie w dół. Należało więc na wpół leżąco (używając gimnastyki, na jaką tylko stać człowieka po czterdziestce) ów kafel trzymać i czekać, aż klej minimalnie zwiąże lub też wymyślić jakiś system podpórek.

W tej to sytuacji weszła do łazienki jego nastoletnia córka i powiedziała: “Tato, moje życie nie ma sensu”. A że jest osobą bardzo uczuciową i targaną nastoletnimi emocjami, generalnie podobne stwierdzenia mogą padać naprzemiennie z dużą radością wyrażaną z innego powodu w przeciągu tego samego dnia. Za każdym jednak razem wyrażają jakąś pilną potrzebę.

Bardzo często sobie tę historię przypominam. Po pierwsze, nasze dzieci przychodzą do nas niemal zawsze “nie w porę” – i łatwo przegrać rodzicielstwo, nie rozpoznając, że ich sprawy są ważne. Oczywiście zawsze można poprosić o przełożenie poważnej rozmowy na lepsze okoliczności niż odlewanie wrzątku z ugotowanych ziemniaków, ale “mam dla Ciebie uwagę i czas” to jakiś kluczowy komunikat, który pozwala im czuć się kochanymi dziećmi, nie zaś intruzami w naszym dorosłym życiu.

Drugie, co przychodzi mi na myśl, to “timing” moich kobiecych komunikatów do Andrzeja. Często już w momencie, gdy otwieram usta, by się podzielić głębią swoich przeżyć, wiem doskonale, że stawiam go w sytuacji niemożliwej. To znaczy uniemożliwiającej osiągnięcie minimalnego pułapu skupienia uwagi, by mnie w ogóle usłyszeć. Jak gdy czyta wiadomości, albo niesie na plecach ekogroszek, albo… Plus zawsze niezawodne w takich sytuacjach, kobiece, dociekliwe pytanie: “o czym myślisz”. Kurtyna 🙂

M

 

zadanie na wakacje

June 26, 2015 1:55 pm

“A kiedy (Jezus) zstąpił z góry, wielkie rzesze ruszyły za nim” (Mt 8, 1) – tymi słowami rozpoczyna się dzisiejsza Ewangelia. Ale to w zasadzie jest wskazówka, odsyłacz, może raczej zachęta dla mnie, by wrócić na górę i jeszcze raz posłuchać, przeczytać tekst Jezusowego “Kazania na Górze” – zapisanego przez św. Mateusza w rozdziale 5,6 i 7.

Chcę bardzo, by zbliżający się czas wakacji umożliwił mi usłyszenie i refleksję nad Ośmioma Błogosławieństwami, bym przypomniał sobie, że jestem solą ziemi i światłością świata, by trafiły do mnie jeszcze raz słowa o zabójstwie, cudzołóstwie, rozwodach, przysięgach, prawie odwetu, miłości nieprzyjaciół. Wtedy nie będę oceniał po pozorach, a moją drogą będzie miłość bezwarunkowa.
I choć wakacje nie są Wielkim Postem, to dla mnie czas rozważania o modlitwie, poście, jałmużnie…

Mówi się często o noworocznych postanowieniach. Podobny mechanizm zauważam po wakacjach, gdy oderwany od codzienności, czasem po rekolekcjach, wyjeździe dzieci – inaczej postrzegam siebie i otoczenie, a chęć, potrzeba i motywacja do zmian jest bardzo duża.

“Kazanie na Górze” to coś w rodzaju poradnika na wakacje. Wszystkim życzę dobrych wakacji – nawet jeśli w tym roku nie będzie to “podróż życia” 🙂

Andrzej O.

bezwarunkowe rodzicielstwo

June 25, 2015 12:15 pm

Staram się być rodzicem świadomym, nie automatycznym, nie schematycznym. Moja świadomość w tym względzie wzrasta z każdym popełnionym błędem 🙂 (niestety). W niedawno rozpoczętej lekturze* spotkałem się z przedstawieniem różnicy między świadomym wychowywaniem dziecka, a byciem „automatycznym” ojcem lub matką. „To pierwsze wymaga od nas kolosalnych zasobów uwagi i cierpliwości” – pisze autor. A chwilę potem: „to jasne, że nie można wsłuchiwać się w każdą prośbę dziecka, ani godzinami zastanawiać nad konsekwencjami możliwych odpowiedzi, zwłaszcza kiedy już opadamy z sił”. Nierealność bycia „super rodzicem”, niemożliwość wymyślenia schematu postępowania, który sprawdziłby się przy każdym dziecku. To bardzo do mnie przemawia. A doświadczenie wychowywania piątki dzieci nauczyło mnie już, że nie ma jednego, właściwego sposobu na …. Jest tylko jeden właściwy kierunek: miłość bezwarunkowa.

Michał

*Alfie Kohn, Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe.

pozory mylą

June 24, 2015 5:00 am

To było ostatnie przedstawienie, ostatni występ w przedszkolu. Nasz najmłodszy syn wczoraj uroczyście żegnał się z tą placówką. Znany do tej pory wszystkim z donośnego głosu w kulminacyjnym punkcie programu, gdy swoją kwestię miał wygłosić, zaniemógł – głos mu odjęło. Prawie szept – stracił mowę. Nawet pani pomyślała, że tak się biedny zestresował, że nie może głośno nic powiedzieć. Jedynie z mężem widzimy, że to wcale nie stres, choć w niemocy właśnie też się pojawił, a zaangażowanie jego w całe to przedstawienie było powodem utraty głosu. Był bowiem tak przejęty, że śpiewał wcześniej wszystkie piosenki pełnym, donośnym głosem, że gdy miał coś powiedzieć, to okazało się, że nadwyrężone struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa. I okazało się, że choć mówić nie może, to jednak śpiew nadal głośny i donośny. Ale nim się przekonał, to strach, zawstydzenie na moment go przyhamowały.

Pozory jednak mogą mylić.

Tak bardzo mu zależało na całym tym przedstawieniu, że dał z siebie wszystko. Nie oszczędził się ani na moment, choć w oczach innych wypadł blado.

A ileż ja razy osądziłam kogoś po pozorach? Nie wzięłam pod uwagę tego, że gdy właśnie ktoś wypada blado, to nie wynika to z ignorancji, a wręcz przeciwnie – z dużego zaangażowania, które go właśnie osłabiło.

Dorota

dotknąć nieba

June 23, 2015 5:00 am

Wracając z dziećmi z miasta słucham w radio audycji o filmie Elizy Kubarskiej “K2. Dotknąć nieba”, w którym zebrała opowieści dzieci tragicznie zmarłych alpinistów – o ich rodzicach i o doświadczeniu życia bez nich. I prowadzący wywiad używa sformułowania, które robi na mnie piorunujące wrażenie: “jak to jest musieć żyć bez ojca, który jest potencjalnie najbliższą osobą na świecie”. Uderza mnie i “najbliższa osoba na świecie”, ale także i słowo “potencjalnie”.

Właściwie stanął mi przed oczami cały sens rodzicielstwa, nie tylko ojcostwa. W byciu mamą czy tatą kryje się możliwość bycia najbliżej naszych dzieci. Mogą w nas mieć ludzi najbardziej po ich stronie, do których przyjdą z największym lękiem czy najwspanialszą radością. A przecież tak rzadko w przyrodzie to się zdarza, gdy patrzymy na ludzkie historie. Nieraz pierwszym powiernikiem będzie prędzej Facebook czy blog, niż mama, a co dopiero tata. Jakby ojcostwo i macierzyństwo było najsłabiej zrozumianym, najmniej odkrytym powołaniem. Częściej kojarzone z “wychować na porządnego człowieka”, za czym niekiedy stają dowolne środki do celu. Jakby dom był jakimś kombinatem, którego produktem końcowym jest człowiek, co nie dłubie w nosie, ma dobre stopnie w szkole i nie przynosi wstydu swoim rodzicom.

A tu bliskość. Ojciec. “Potencjalnie najbliższa osoba na świecie”. Tyle do wgrania lub do stracenia. Jak to wygrać? Ile w tym pytań, poszukiwań, ile walki. Jaka dziura nie do zapełnienia w życiu dzieci, gdy to powołanie przegramy.

Patrzę na datę i widzę, że Dzień Ojca. Modlimy się i trzymamy za Was kciuki.

M

635687673437955936

Zdjęcie – źrodło: http://sport.fakt.pl/sport-inne/dzieci-zmarlych-himalaistow-na-wzruszajacej-wyprawie-pod-k2,artykuly,549234.html

Materiał o filmie:

Po JA+TY=MY w Poznaniu

June 22, 2015 10:51 am

Podobnie jak w innych miejscach, Program w Poznaniu był nie tylko dla Poznania. Były dwie pary z Warszawy, jedna z Łodzi i jedna aż z dalekiego Olsztyna, która – dowiedziawszy się z Gościa Niedzielnego, że taki Program odbył się niedawno w ich rodzinnym mieście – szukała okazji, żeby się na niego wybrać gdziekolwiek będzie.

Była para, która została zaproszona przez przyjaciół, którzy uczestniczyli w Programie we Wrocławiu; była para, która chciała wybrać się do Olsztyna, ale nie dała rady, i były pary lokalne, które trafiły namówione przez znajomych. Dla nas to ogromna radość, że uczestnicy nie chcą zatrzymywać dla siebie doświadczenia JA+TY i wysyłają znajomych, gdzie się tylko da.

Świadectwa na zakończenie są zawsze niezwykłe. Nie sposób ich przytaczać, bo to też jakaś łaska tej chwili i tej konkretnie grupy osób. Dla nas to nagroda, że warto było się trudzić.

Msza św. na zakończenie była w parafii Świętej Rodziny. Dla Niej każda rodzina to jej własne środowisko, które trzeba wspierać.

Dziękuję bardzo wszystkim organizatorom i wszystkim wspierającm. Dziękuję za każde dobre słowo do nas przesłane i za wszystkie modlitwy i ofiary. To wszystko się składa na końcowy efekt. Dziękuję.

Z modlitwą

xj

unnamed

Pierwsza „Jedynka” w Poznaniu

June 21, 2015 5:00 am

Wreszcie dotarliśmy do Poznania. Było już kilka przymiarek do poprowadzenia Programu w Poznaniu, ale się jakoś do tej pory nie złożyło. Aż do tego weekendu. Choć ostatni tydzień był dość pracowity, bo w intensywnej bardzo pielgrzymce z naszymi latynoamerykańskimi przyjaciółmi (od Wadowic, przez Kraków i Częstochowę do Łomianek) i na nie mniej intensywny czas związany z Programem 1, to przecież zawsze jest ogromną radością spotkać się z parami, którym zależy na ich małżeństwie i na jakości ich życia. W tym sensie już od pierwszych chwil wchodzi się w zupełnie inny klimat.

Ostatecznie udało się przyjechać dziesięciu parom, czyli pracujemy w dwóch grupach. Nasze Centrum z Wrocławia (dziękuję Aniu i Jurku) i z Łomianek (podziękowania dla Agnieszki Przychodniej z Instytutu/naszej Fundacji i Mariusza Rogalskiego, którego żona została z dziećmi w domu) przysłało po jednej parze trenerskiej i mogliśmy podzielić się na dwie grupy. „Lokalsi” z Poznania, Marlena i Maciek znaleźli szkołę, zaopiekowali się nami na miejscu (rezygnując tym samym z uczestnictwa w Programie, żeby wszystkiego dopilnować), podali obiad, przygotowali dla nas kolację i na wszystkich przerwach częstowali znakomitymi ciastami, które na Program przysłały pary z Ogniska Poznańskiego. Ich córka Gabriela i jej koleżanka Marysia – licealistki – wzięły na siebie opiekę nad dwoma maluchami. U siebie w domu opiekują się dziećmi innej pary Asia i Szymon, absolwenci Programu 1 we Wrocławiu, którzy w ten sposób postanowili wesprzeć swoich przyjaciół i umozliwić im udział w JA+TY=MY.

Dziś drugi dzień, który prosi o dalsze Wasze wsparcie, bo jak sami wiecie, bez pomocy wielu i modlitwy wielu jest trudniej.

Za to, co już poszło w naszej intencji, serdecznie dziękuję

Z modlitwą

Ks. Jarosław

Pod czujnym okiem trenerów

 IMG_5667

IMG_5668

Opiekunki wraz z podopiecznymi

IMG_5671