– podobno potrafią to zwłaszcza kobiety. A właściwie tak im się zdaje. Że jeśli będą robić dziesięć rzeczy na raz, to się z rozprawią z czasem. Stąd ogromna łatwość brania sobie na głowę jeszcze więcej. Zauważam jednak przy obecnym dociążeniu codziennością, że natłok zadań po brzegi doby kobiecości nie sprzyja. Jeśli wyjściowo ma być cierpliwość i łagodność – bo te cechy potrzebne są tak bardzo w domu, by był bezpieczny – bieg przełajowy od zadania do zadania tego stanu we mnie nie utrzyma. Biegnąc tylko, mogę kogoś potrącić czy podeptać.
Cały dzień, od otwarcia oczu rano, towarzyszy mi raczkujące niemowlę, które nie rozpoznaje zagrożeń i domaga się ciągle uwagi. Na stałe są dyżury nocne, ktore sprawiają, że człowiek ma wrażenie, że od wielu miesięcy właściwie nie śpi, ale ucina sobie drzemki. Starsze dzieci nie przestały mieć swoich ważnych potrzeb. A gdzie gospodarstwo domowe.
Niedawno, gdy Pawełek zasnął w ciągu dnia, weszłam do odgruzowanego dopiero co pokoju, który był dawniej miejscem mojej pracy umysłowej, z zamiarem włożenia baterii do zegara, by puścić go w ruch. Pod pachą miałam telefon, elektroniczną nianię, Oremus ze Słowem z dnia i w ręku kubek kawy. Pomyślałam: nie. Baterii nie montujemy. Najpierw Słowo, najpierw zatrzymać czas, albo raczej – zatrzymać siebie. Posłuchać, co szczególnie dzisiaj będzie słowem na drogę. Zastanowić się, jak chcę się zachować w newralgicznych momentach dnia, jaką siebie podarować innym. Dać sobie możliwość nicnierobienia poza byciem w relacji z Nim. Usłyszeć, że jest ze mną, kocha i będzie mnie wspierał. Bez tej relacji z mojego człowieczeństwa i z mojej kobiecości zostanie tylko spódnica.
M