„Terytorium okupowane przez wroga – oto czym jest ten świat. Chrześcijaństwo to opowieść o tym, jak prawowity król przedostał się – niejako w przebraniu – na okupowane ziemie i wzywa nas wszystkich do wzięcia udziału w wielkiej kampanii dywersyjnej.” (C. S. Lewis, Chrześcijaństwo po prostu, s. 55)*
Prawowity Król staje się maleńkim bezbronnym dzieckiem – „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Nie jesteśmy sami na „terytorium okupowanym przez wroga”. Nie jesteśmy zdani na własne siły. Mamy wszystko, by wygrać wojnę mając po naszej stronie tak wielkiego Króla. Jesteśmy wyposażeni w potężne środki obrony. Chronią nas i umacniają sakramenty, modlitwy, błogosławieństwa. Zawsze, w każdej sytuacji możemy kochać i wybierać dobro– to bardzo skuteczna broń przeciw pociskom nieprzyjaciela.
Naszym małżeńskim sylwestrowym „zwyczajem dywersyjnym” 🙂 jest zatrzymanie się nad słowami z dzisiejszej ewangelii: „Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce”. „Zliczamy” więc te wszystkie łaski mijającego roku i cieszymy się nimi. Taki mały remanent 🙂 .
Miłego sylwestra i wielu radości z działań dywersyjnych w Nowym Roku!
Basia
*Bardzo dziękuję Małgosi z Miasta na górze za podzielenie się tym cytatem.
Zastanawiałam się w Święta, jaką Miriam była żoną. Przecież sytuacje nie były łatwe. Same niespodzianki i wszystko nie w porę. A tu końcówka ciąży i “Przesyłka od Boga” (jak napisał w scenariuszu jasełek 15-letni bratanek mojego męża, Adam) gotowa do rozpakowania.
Stereotypowa żona z niewybrednych dowcipów (choć przecież “na faktach”) w takich sytuacjach powiedziałaby do Józefa:
“Jak zwykle, cały ty. Wszyscy gdzieś znaleźli miejsce na nocleg, a my chodzimy od drzwi do drzwi i nic”.
“Czy nie dało się tego lepiej zaplanować? Czy ty w ogóle myślisz do przodu? Czy nie dociera do ciebie, że jestem w ciąży, a do tego przecież jestem Matką Boską i jestem warta więcej?”
“Naprawdę szopa? Przecież jest Boże Narodzenie. Tak, wiedziałam, że tak będzie, przecież nie mogło być dobrze”.
Wszystkie te teksty to trucizna zabijająca w mężczyźnie jego męskość, odbierająca siły, zamykająca na dialog. Co gorsza, bywają wygłaszane publicznie.
Żałuję ogromnie, że nie mogłam słyszeć tamtych dialogów, jakimi były naprawdę. Słów pełnych cierpliwości (“damy radę”), wdzięczności i uznania (“jesteś wspaniały”), a może i pociechy (“jaka piękna szopa! jak królewski apartament”). Jak wielkim wsparciem musiał być Józef dla Miriam, ale i jak wielkie oparcie musiała Ona dać jemu.
M
„Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.” (1 J 2,9-11)
Jakże często zarzucają nam, chrześcijanom, a nawet sami sobie zarzucamy, że mamy czelność nazywać się chrześcijanami, jeśli tak często postępujemy niezgodnie z nauką Chrystusa. Skoro tak często upadamy i popadamy w ciemność, z której nieraz tak trudno wyjść. Święta prawda. Najprościej przecież zrzucić szaty starego człowieka, oblec się w nowe, przejść przez drzwi nowego życia i żyć w pełnej światłości. Niewątpliwie są tacy ludzie, może nawet więcej niż sobie z tego zdaję sprawę. Sama jednak często otoczona jestem ciemnością. Ale wiem, skąd pochodzi światło i gdzie go szukać. Widzę to światełko w tunelu. Za nim podążam. Im bliżej, tym jaśniej. Czasami jednak jakiś podmuch wiatru cofa mnie. Mój tunel prowadzący mnie do pełnej światłości wydaje się być dosyć długi. Momentami pojawia się i zniechęcenie, by podążać dalej. Ale oby nigdy nie zabrakło mi sił, by dotrzeć do pełnej światłości. I oby nigdy nie przyszła mi pokusa oceniania długości tunelu moich braci i sióstr.
Mnóstwa sił życzę w podążaniu ku pełnej światłości dla nas wszystkich.
Dorota
– tak zwykł był mawiać ksiądz Kazuro – postać stworzona przez Kornela Makuszyńskiego w powieści “Szatan z siódmej klasy”. Chyba większość (jeśli nie wszyscy) z nas poznali w młodości przygody Adasia Cisowskiego – czy to z książki, czy z filmu. Myślę że święci Młodziankowie – Męczennicy, których święto dzisiaj przypada, są znakomitymi orędownikami u Boga z dwóch powodów: na pewno wszyscy są w niebie; i jest ich bardzo wielu 😉
Wydarzenia opisane przez św. Mateusza (2, 13-18) funkcjonują potocznie jako “ucieczka do Egiptu” i “rzeź niewiniątek”. I choć wspominany przedwczoraj św. Szczepan, diakon, jest uznawany za pierwszego męczennika, to przecież święci Młodziankowie ponieśli ofiarę z życia chronologicznie wcześniej (o ponad 33 lata…).
Współcześnie święto Młodzianków to także wspomnienie tych, którym nie dane było się narodzić; których życie pod sercem mamy zostało brutalnie przerwane w gwałtowny – mechaniczny czy farmakologiczny sposób. Współczesnych Młodzianków – Męczenników jest nieporównywalnie więcej niż zabitych za czasów króla Heroda, a co gorsza liczba ich stale rośnie… I dawni, i współcześni – nie popełnili żadnego grzechu.
W czasie radosnej oktawy Bożego Narodzenia przypada takie smutne święto… Pociecha jednak przychodzi! Jest w dzisiejszym fragmencie Pierwszego Listu św. Jana Apostoła: ” jeśli przyznajemy się do naszych grzechów, to Bóg, będąc wiernym i sprawiedliwym, odpuści nam je i oczyści nas z wszelkiej nieprawości” (1 J 1, 9).
Andrzej O.
Nasze patronalne. Nasza uroczystość. Nasz „odpust”. 🙂 Nasz, nie w sensie „tych ludzi z Łomianek”, ale nas – wszystkich, którzy niosą to samo imię przez powołanie do małżeństwa czy konsekrację. Każdy z nas ma Dom, gdzie jest kochany, rozumiany i wspierany. Każdy z nas może zaglądać tu, ile razy chce, żeby zaczerpnąć coś z tej atmosfery i zabrać ze sobą do swojego własnego domu. Dziś Święta Rodzina zaprasza do siebie, żeby powiedzieć każdemu, jak bardzo jest dumna z nas, widząc ile trudu i wysiłku wkładamy w to, by i w naszych domach słowa, gesty i spojrzenia były pełne łagodności, szacunku, twórczego zaangażowania w poszukiwanie nowych sposobów obdarowywania i gdzie dla każdego jest czas, żeby go „zmarnować” razem.
Z największą radością otaczam dziś Wasze domy modlitwą, polecając Świętej Rodzinie Was i Wasze rodziny, Wasze zaangażowania i ofiarność, Wasze troski i trudności, i prosząc, żeby Święta Rodzina nieustannie się o Was troszczyła.
Dziś jestem przed Ikoną Świętej Rodziny w Waszej intencji.
Z modlitwą i błogosławieństwem
ks. Jarosław
Było to kilka lat temu, właśnie w okresie Bożego Narodzenia, to był chyba pierwszy dzień Świąt. Stanęłam przy żłóbku, zaczęłam się modlić i łzy popłynęły mi po policzku….
Właściwie cudem było samo to, że stałam tu przy tym żłóbku. Ostatnie tygodnie naszego rodzinnego życia upłynęły pod hasłem nieustannych chorób. Do tego nocne karmienia co dwie godziny, mąż z chorym kręgosłupem, a jak zdrowy – to na wyjazdach służbowych…
Tak więc ani Spowiedź świąteczna, ani rekolekcje, ani nawet roraty nie były moim udziałem.
I taka byłam umęczona, w stanie opłakanym, zabiedzona duchowo, że właściwie to wstydziłam się samej siebie. Stałam przed Jezuskiem i przepraszałam go za ten stan rzeczy. Ale po chwili uspokoiła mnie pewna myśl: “Przecież JA w pałacu się nie narodziłem… Luksusy i komfort są mi obce. To odrzucenie, osamotnienie i bieda mnie przygarnęły. Właśnie teraz, kiedy widzisz swą biedę, mogę się w Tobie narodzić (nie przychodzę do tych, co się dobrze mają)”.
Łzy szczęścia to były i radość w sercu – spotkałam Pana w te Święta, pomimo że nie byłam przygotowana. Nie odrzucił mnie, wręcz przeciwnie, przygarnął. I miałam wrażenie, że to On na mnie czekał w tym roku, bo mnie się na Niego czekać nie udało.
Ola
Dziwne są te Boże paradoksy. Wczoraj przeżywaliśmy cud Bożego Narodzenia w paradoksach: że Bóg, ale wcielony, że Moc, ale truchleje, że Pan Niebiosów, ale obnażony, że ogień krzepnie i blask ciemnieje, że ma granice Nieskończony.
Dziś kolejny: drugi dzień świąt, dzień odwiedzin bliskich i przyjaciół, dzień radości z Bożego Narodzenia, a w liturgii pojawia się pierwszy męczennik. Ale przecież jego męczeństwo jest „tylko” daniem świadectwa o Jezusie Chrystusie i o prawdzie, którą przyniósł: jesteśmy dziećmi Pana Boga, który nas kocha i pragnie byśmy postępowali drogami, które prowadzą do Nieba.
Bywa, że i nasze świąteczne odwiedzanie się przynosi jakiś trud opowiadania się za prawdą, ale Pan Jezus nam obiecał, że będzie z nami Jego mądrość i Jego Duch. Jego prawda jest zawsze przekazywana z miłością i choć bywa odrzucona, ocala nas i naszą godność.
z serdeczną modlitwą
ks. Jarosław
Każde narodzenie jest inne i szczególne. Wie to każda mama, ale dzięki niej i tata, i rodzeństwo. Każde jest inne, bo każde dziecko jest inne i unikalne. Nie tylko jako dziecko swoich rodziców (choć czasem bywa, że zastąpionych przez adopcyjnych), ale i jako oczko w głowie Boga Ojca, upragnione i wytęsknione przez Niego od stworzenia świata. Swojego Syna powierzył Maryi i Józefowi, oczekując od nich tylko jednego: że będą Go kochać najpiękniej na świecie. Niekoniecznie dając mu doskonałe warunki bytowe, niekoniecznie pozbawione trudności życie, ale na pewno najpiękniejsze środowisko życia i miłości.
Boże Narodzenie zaprasza nas dziś do wejścia w miłość ogołoconą ze wszystkiego, by odnaleźć prawdę o Bożej miłości do każdej i każdego z nas. On nam dał swojego Syna, żeby nas w Nim usynowić na nowo.
Odwiedzam Was dziś sercem i każdej oraz każdemu z Was mówię: jak dobrze, że jesteś. Dziękuję, że jesteś w moim życiu. Dziękuję za wszelkie dobro, jakie pojawiło się na świecie dzięki Tobie.
Z serdeczną modlitwą
ks. Jarosław
“Święta to nie prezenty”. Być może. Ja bardzo bronię idei obdarowywania się.
Może nie w takiej wersji, jakiej świadkiem byłam przedwczoraj. Pan w wieku mocno dojrzałego, przyprószonego siwizną ojcostwa przy kasie w znanym sklepie dla skner wykładał kolejne setki złotych za pudło (naliczyłam mimochodem z 10), które trzymał w dłoniach jego syn. “Co to jest?”, zapytałam zdumiona mojego brata. “Play station”, odpowiedział. Niech Czytelnik wybaczy, że nadal nie wiem, co to jest, ale ów bardzo skromnie ubrany tata wyglądał, jakby pamiętał, ile trudu trzeba było włożyć w to, by te setki do domu przynieść. “To musi być tylko miłość”, mówię niepewnie do brata, “żeby wbrew sobie coś takiego kupić”. “Albo wyrzuty sumienia”, dopowiada brat. Nie wiemy.
Ale lubię w prezentach, choćby najdrobniejszych to, że rejestrują, iż ktoś o nas pomyślał. Już na to tylko trzeba było poświęcić czas. Wycieczka do sklepu – to drugie. Pieniądze to sprawa trzeciego rzędu, bo one nie kupią ani miłości, ani serdecznej myśli.
Dziś więc życzę nam, by radość do nas przyszła w tym, cośmy ofiarowali. Choć nasze dary zawsze będą skromne przy Tym, który przychodzi dać siebie całego. Niezależnie od tego, czyśmy zebrali wszystkie naklejki z rorat, czy byliśmy grzeczni, czy nie i czy mamy posprzątane. Przychodzi powiedzieć “Kocham Cię” (można by dodać “na caaaaałym świecie”, jak mówimy w domu do naszych dzieci).
M