Roraty

December 4, 2015 5:15 am

Rorate caeli desuper et nubes pluant iustum

Spuśćcie rosę niebiosa i obłoki niech wyleją sprawiedliwego

 

To właśnie od tych słów łacińskiej antyfony na wejście pochodzi nasza polska nazwa rorat. Chorał gregoriański przypisał tej antyfonie tęskną melodię, wznoszącą się, a potem opadającą… Moje pierwsze wspomnienie z adwentu właśnie  z nią jest związane. Ks. Jan Twardowski na potrzeby mszy dla dzieci odprawianych w niedziele adwentu do chorałowej melodii napisał nowy, polski tekst: “Niedługo już przyjdzie Jezus z choinką, tak śpiewa chłopiec z dziewczynką”. Dość swobodna to parafraza, ale moim zadniem dobrze oddająca nastrój adwentowej tęsknoty i oczekiwania. Pamiętam moje zdziwienie i duże zaskoczenie, gdy usłyszałem znaną mi melodię z łacińskim tekstem śpiewaną podczas rorat. Byłem bardzo rozczarowany. A teraz – czasem zaszkli się w oku łza wzruszenia…

I drugie skojarzenie – nieporównywalnie młodsze. To wspólne śniadanie po roratach. Z natury swojej dość szybkie i skromne, ale bardzo miłe.  Ci sami ludzie, młodzież, dzieci, księża, którzy uczestniczyli we mszy świętej – teraz rozmawiają, uśmiechają się, tworzą wspólnotę. Nie tylko mówią, ale rzeczywiście radośnie oczekują na Boże Narodzenie. Taki powrót do pierwotnego chrześcijaństwa – nie tylko dlatego, że bardzo często te swego rodzaju agapy są w dolnym kościele – skojarzenie  z katakumbami jest oczywiste 😉

I już ostatnie, trzecie skojarzenie – to  adwentowi święci: Matka Boża, św. Jan Chrzciciel, św. Barbara i oczywiście św. Mikołaj 🙂

Andrzej O.

 

 

gdy adwentowy wieczór nadchodzi…

December 3, 2015 5:00 am

Adwentowe wieczory są w naszej rodzinie szczególne. Wszyscy bardzo je lubimy. Gdy na zewnątrz ciemno i zimno, nasz salon jest pełen łagodnego światła świec. Dzieci pilnują rytuałów – najpierw zapalają świece, potem modlimy się wspólnym graniem i śpiewaniem (opracowaliśmy sobie specjalny rodzinny śpiewnik adwentowy). Trudno zakończyć tę część, gdyż nasz mały Michaś po każdej pieśni woła „jeszcze!!” 🙂 Potem pacierz lub inna forma modlitwy. Po modlitwie czas na czekoladkę z adwentowego kalendarza i w związku z tym – na rachunek sumienia. W tym roku wprowadziliśmy bowiem małe obostrzenie i dostają ją ci, którym udało się przeżyć dzień w zgodzie z rodzeństwem (od co niektórych z naszej piątki wymaga to niemałego wysiłku 🙂 ). Obrazek znajdujący się na pudełku nad czekoladką dzieci ofiarują Św. Rodzinie i wkładają do specjalnego pojemnika – jako wyraz ich zwycięstwa nad własną słabością. Wspólny wieczór kończy zazwyczaj czytanie adwentowych opowieści. Cieszymy się bardzo tym wspólnym czasem prostego bycia razem.

Basia

moje małe światełko

December 2, 2015 5:00 am

“Nie gaś, niech świeci”, proszę męża często, gdy po domu gasi zapalone przeze mnie lampki. Lubię, gdy się palą w różnych miejscach. A już szczególnie lubię te przy stopniach schodów, które zaświecają się same w nocy. Absolwenci JA+TY=MY pewnie trafnie zakwalifikują mnie do odpowiedniej grupy według podziału na dominujący zmysł, ale chodzi też o coś innego: o to ciepło i poczucie bezpieczeństwa, które daje światło.

Cieszę się z tego płomyka w lampionie niesionym przez naszego syna, gdy jednak udaje się nam dotrzeć na roraty, które tak pięknie wczoraj wspominał ks. Jarosław. Cieszę się z tego przystanku. Myślę potem wieczorem, że tym światełkiem, które rozjaśni każdą trudność, jest świadomość, że jest się kochanym. Miłością, na którą nie tylko nie trzeba, ale i nie da się zasłużyć. Żywą i pełną akceptacji. Ona ma moc otwierać serce dla innych.

I wzrusza mnie troska Pana Jezusa w dzisiejszych czytaniach: “Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Jakież drobiazgi on widzi. Jakiż realizm i jak bardzo praktyczny ogląd życia. Tak samo patrzy na nasze rodziny: na odrabianie lekcji, gotowanie, zapomniane sprawdziany, katary, szpitale, klejone z determinacją, choć spóźnione, kalendarze adwentowe. I zapala nam światło w naszych domach – by było cieplej, raźniej, bezpiecznie.

M

Pierwsze roraty w tym roku

December 1, 2015 10:10 pm

Rzadko odprawiam Mszę św. w kościele parafialnym. Zwykle jest w jednej z naszych kaplic, dla naszej Wspólnoty, czasem dla naszych instytutowych studentów. Wszystko u nas jest spokojne świadomością misterium, powagą tego, co się będzie działo na Ołtarzu i bardzo dorosłe w przeżywaniu. Dziś byłem świadkiem po raz pierwszy od wielu, wielu lat parafialnych rorat pełnych lampionów, dzieci, rozgardiaszu i emocji, przy zarówno wchodzeniu do tonącego w ciemnościach kościoła, jak i w kolejce po słodycze w zakrystii po Mszy św. dla wszystkich dzieci z lampionami (ale też i dla tych bez lampionów – bo prawdziwa miłość jest, jak wiadomo, bezwarunkowa oczywiście 🙂 ).

Nie trzeba było nawet specjalnie się starać, żeby przypomnieć sobie moje własne dziecięce ranne wstawanie, długą drogę do kościoła w zimne poranki, bardzo często w śniegu, z zapalonym, wykonanym domowym sposobem lampionem, który – nieostrożnie niesiony – mógł zgasnąć. I te emocje związane z losowaniem figurki Matki Bożej dla wylosowanego serduszka z zapisanym dobrym uczynkiem (osobno w kategorii chłopcy i dziewczynki). Na jeden dzień i noc. I ten dzień szczególny i wyjątkowy, kiedy wylosowano moje serduszko. I Jej wizyta u nas w domu. Wieczorny pacierz przy figurce i wyprawa rano z Nią, żeby mogła trafić do czyjegoś domu w kolejny dzień.

Dobrze było to wszystko sobie przypomnieć i zaprosić Ją na nowo, choć już nie w figurce, i nie na jeden dzień i noc, ale na nowo i do serca. I na zawsze.

Ks. Jarosław