wybór

January 21, 2016 5:00 am

„…Saul patrzył na Dawida zazdrosnym okiem. Saul namawiał syna swego, Jonatana, i wszystkie sługi swoje, by zabili Dawida.

Jonatan jednak bardzo upodobał sobie Dawida.(…) Jonatan mówił życzliwie o Dawidzie ze swym ojcem, Saulem (…) Posłuchał Saul Jonatana i złożył przysięgę: „Na życie Pana, nie będzie zabity”. (1 Sm 18, 9; 19, 1.4.6)

W moim patrzeniu na innych mogę być jak Saul. Uparcie zamykać oczy na dobro i pozytywne wydarzenia czy wartości związane z daną osobą. Koncentrować się na wadach, negatywach, brakach i tym, w jaki sposób ktoś mi zagraża. Takie patrzenie zabija.

Mogę też być jak Jonatan i za centrum swojej uwagi wybierać to, co w innych dobre, budujące. Myśleć i mówić o innych życzliwie. I tym sposobem ocalać – jak dziś Jonatan – Dawida.

Basia

ciepło zimy

January 19, 2016 5:00 am

„Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy.” (Mk 2,23)

Ciekawe, że w środku zimy, gdy zaczyna już doskwierać brak słońca, temperatura powietrza mało zachęcająca do aktywności na zewnątrz, tym bardziej, że wyście z domu, zwłaszcza z przychówkiem i ich okryciami wierzchnimi, graniczy z cudem,  w dzisiejszej ewangelii przenosimy się w sam środek lata, gdzie słońce, ciepło, zbliżające się żniwa, spokój, spacer wśród zbóż, radość z przebywania razem. Może nawet trochę tęskno się robi do tej pory roku, wszak to też czas wakacji, więc i urlop gdzieś już w planach. 🙂 Lecz tymczasem zaszronione szyby w aucie i znów odnotowane spóźnienie w pracy, szkole. 🙁

I chociaż Ewangelista wcale nie skupia się na porze roku a na tym, że Jezus jest panem szabatu, mnie przychodzi refleksja, że Jezus jest panem szabatu i latem, i zimą. Jest panem i zimy, i lata i niezależnie od pory roku chce być moim Panem.

I żeby łatwiej było znosić tę zimną porę roku, to śniegu się troszkę pojawiło, mrozik skuł oczka wodne, łyżwy można wyciągnąć, bałwanki się pojawiły tu i ówdzie. Okazuje się, że tak niewiele może przynieść mnóstwo radości. A jak jeszcze doda się do tego ciepło z kominka, albo chociaż kubek gorącej herbaty czy kakao, ciepły koc, chwilę rozmowy z mężem czy żoną, która wyciszy, albo wręcz odwrotnie – zachęci do działania,  wówczas to jedna z gorętszych pór roku 😉

Bo to, że zima, to wcale nie znaczy, że musi być chłód. Gdy Jezus jest Panem, wówczas wszystko ma odpowiednią temperaturę i jest w odpowiednim czasie.

Dorota

powody do radości

January 18, 2016 12:56 pm

Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? (Mk 2, 19)

Odpowiedź teoretycznie brzmi, że “nie mogą”. Praktycznie to się dość często zdarza. Że zauważamy rzeczy, które były naszym błogosławieństwem, gdy się kończą albo nagle ich braknie. Wtedy rzeczywistość ulega wielkiemu przeskalowaniu: “właściwie wtedy to niczego nam nie brakowało”. “Właściwie te problemy, co mieliśmy, nie były aż tak uciążliwe”. A jednak spoglądaliśmy na nasze zycie przez pryzmat tak wielu spraw, których “nie było”, nie dostawało i które nie pozwalały nam sie cieszyć tym, co jest.

Śpieszmy się cieszyć.* Śpieszmy się dziękować. Niech na pytanie: co słychać? – pamięć podsuwa, że na szczęście “Pan Młody jest z nami”.

M

*Zawsze bowiem może być gorzej, jak podpowiada mi wrodzony (raczej: nabyty) “optymizm”. 😉

brak

January 17, 2016 1:12 pm

“Nie mają już wina” (J 2, 3)

A nie: “czyja to wina?” Miriam nie pyta, czy byli za mało gospodarni lub czy czasem nie przeznaczyli za mało środków na catering. Nie zastanawia się, czy może byli za słabo zorganizowani albo nie dogadali się, ilu gości zaprosić. Albo może byli tak lubiani, że znajomi przyprowadzili jeszcze znajomych. Widzi brak: “nie mają już wina”.

Dziś też nie przychodzi mówić, że może zbyt zalatani, zarobieni, przemęczeni, bo kredyty, bo wiele głów do wykarmienia, bo już nie waidomo, w co ręce włożyć. Nie wytyka, że może nadmiernie zaangażowani społecznie albo może przeciwnie, egoiści. Matka Boża jest pierwszą, która zauważa w małżeństwie brak. Bo przecież konflikty i trudny czas to wynik jakiegoś braku. “Nie mają już wina”. Zagapili się, zapomnieli, jak to jest znaleźć dla swojej relacji środki zasilania. Rozminęli się.

I z powodu Jej wrażliwości możliwe jest to cudowne “więcej”. Więcej przebaczenia, więcej miłości, więcej szacunku dla odmienności. I czas dla nas. Czas na najskromniejszą choćby randkę przy lampce wina.

M

 

prace domowe

January 16, 2016 5:00 am

Życie domowe, im więcej osób, tym bardziej wydaje się pochłaniać ogromne nakłady pracy. Powtarzalnej (np. pranie, w odwiecznym procesie zbierania do koszy – które dziwnym trafem dla dzieci pozostają niewidzialne), wymagającej także niezłej krzepy (zakupy wielkopowierzchniowe), i stanu pogotowia (zabrakło chleba). Przychodzi mi na myśl, że ta praca – mimo iż taka sama co dzień z niewielkimi odchyleniami (np. zabrakło cukru lub mąki zamiast chleba) – wcale nie musi być taka sama. Pozostaje wiele do wyboru.

Może być pańszczyzną (zaliczamy po kolei), może być wykazaniem się (że się wywiązuję z często wyimaginowanych społecznych “standardów” dbania o dom), może być “zrobieniem samemu, bo inni zrobią gorzej” czy jakąś inną formą zapętlenia w perfkecjonizm.

Może też być twórczym współdziałaniem (np. z zaangażowaniem dzieci) i wreszcie może być miejscem daru z siebie. Gdy pozostaje najpiękniejsza intencja: zrobię to, często po cichu, by mąż czy żona nie mieli już tego na głowie. I potem tego nie wypomnę.

M

Co łatwiej zrobić…?

January 15, 2016 5:00 am

Cóż jest łatwiej zrobić: Powiedzieć paralitykowi: Twoje grzechy są ci odpuszczone, czy też rozkazać, aby wstał, zabrał swoje łoże i poszedł?” (Mk 2, 9) 

Te słowa Pana Jezusa – dzisiaj czytane w kościołach, często cytowane na rekolekcjach charyzmatycznych – na nowo pozwalają mi zastanowić się nad wiarą i wiedzą; nad widzialnym i niewidzialnym…

Bym mogł zobaczyć widzialny znak – muszę wpierw w niego uwierzyć.

Bym został uzdrowiony – muszę wpierw zostać oczyszczony z moich grzechów.

Bym został z nich uwolniony – muszę wpierw je uznać, żałować za nie i wyrzec się ich.

Potem dopiero mogę głosić miłosierdzie Pana i dawać Jemu świadectwo. Przypominam sobie jeden z warunków uzyskania odpustu zupełnego: wykluczenie wszelkiego przywiązania do grzechu nawet powszedniego. Pierwszy raz uczynili to za mnie moi Rodzice i Chrzestni, potem sam wielokrotnie odnawiałem przyrzeczenia chrzcielne powtarzając “wyrzekam się” i “wierzę”…

Wstań i idź! Uzdrowiła cię twoja wiara” (Łk 17, 19).

Andrzej O.

36,6

January 14, 2016 5:00 am

“Gosia, ratuj” – czytam sms-a od jedynego wyświęconego Autora wpisów na naszym blogu. Z zainteresowaniem śledzę dalszą treść s.o.s.: “Łk 6 w ostatnim poście, bo nie ma 36 rozdziałów u Łukasza. Nie wiem, co mi się stało.”

Sms tyczył wpisu rozpoczynającego na “Przystani” Rok Miłosierdzia. W tytule posta pojawiła się referencja “Łk 36,6”. Jako “redaktor naczelna” z Bożej łaski kompletnie sprawę przeoczyłam, myśląc nawet, że to niezwykle wymowny odnośnik – 36,6 – do fragmentu “Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). W głowie miałam już liczne skojarzenia na kolejny wpis, dlatego odpisuję: “Załamał mnie Ksiądz kompletnie”.

Wczoraj było o gorączce, więc dziś wspominam 36,6. Łagodność. To naturalne ciepło, które nie poddaje się gorączce. To taki sposób reagowania, który uspokaja, łagodzi, pociesza i wybacza, w odróżnieniu od gorączki, która wprowadza niepokój, eskaluje problem, dołuje i rejestruje każdy błąd. “Ojciec” jest “miłosierny” i dlatego nie stawia nam przed oczy naszych błędów i grzechów, ale nam ta okresowa ich kontemplacja jest bardzo potrzebna. Nie, żeby się załamywać, ale by umieć siebie przyjąć wtedy, gdy się jest do niczego – ponieważ On nas w takim momencie nie odrzuca. Bierze nas od najlepszej strony.

Byśmy mogli tak samo postąpić względem drugiego. Nie odrzucać, gdy jest “do niczego” – ale zawsze ocalać i brać od najlepszej strony. Byśmy stawali się dla naszych najbliższych przewidywalni jak 36,6 na termometrze – i przez to godni ich zaufania.

M

gorączka

January 13, 2016 5:00 am

Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. (Mk 1, 30-31)

Tak trudno jest myśleć racjonalnie w gorączce. Każdy, kto chorował, wie, że to najgorszy czas na podejmowanie decyzji, pracę, cokolwiek.

Gorączka zdarza się nam także w sensie emocjonalnym. Nazywamy te sytuacje również “nagłym podniesieniem ciśnienia” lub “zagotowaniem się”. To wtedy, gdy coś nas bardzo porusza i myśli są już tylko na usługach gwałtownych uczuć. Wiele można wtedy zepsuć, często niestety dalekosiężnie. Co gorsza, naprawianie wszelkiego rodzaju szkód dokonanych w gorączce zajmuje mnóstwo czasu.

Istnieją rozmaite techniki ratowania się (bohaterka pewnego kryminału, który ostatnio podczytuję, przypomina sobie zdanie swojego mentora: “pomyśl o konsekwencjach”- co chroni ją na przykład przed wyrwaniem sztachety i przyłożeniem komuś). Niektórzy radzą liczyć do dwudziestu. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że czas czekania można napełnić czymś żywym, opartym na relacji – złapać Jezusa za rękę. On ucisza w nas sztorm, leczy z gorączki, pomaga widzieć rzeczy od najlepszej strony. Dorastać do odpowiadania miłością w każdych okolicznościach.

M

aż tak zaufać

January 12, 2016 5:00 am

„Uprosiłam go u Pana.” (1Sm 1, 20)

Długie lata Anna prosiła Pana o potomka. I uprosiła go!

Nieraz niezwykłej trzeba cierpliwości i zaufania tak pełnego, żeby mimo wszystko czekać na to, co jest dobre i miłe Panu (gdy w prawdzie tak to rozeznajemy).

Pomimo wszelkich trudności, pomimo niedogodności, pomimo pomówień, pomimo własnej słabości…aż tak zaufać!

Pan wspomni na nas!

Dorota

krzyk

January 11, 2016 5:00 am

Wydaje się, że to w końcu skuteczny środek. Krzyk. Powiedzieć coś tak, żeby zostało wreszcie usłyszane. Niestety w momencie, gdy wypowiadane jest krzykiem, słyszane być przestaje. Nam się wydaje, że wypowiadamy ważne i celne słowa, a druga strona słyszy nas jakby ktoś wyłączył tekst. Widzi atak, przed którym jakoś trzeba się ratować – albo próbując krzyczeć o ton głośniej, albo wyłączając się.

Krzyczymy często z bezsilności. Ze zmęczenia. Ze strachu. Krzyczymy, gdy czujemy się bardzo, bardzo słabi i potrzebujący. Powaleni. Spragnieni “ludzkiego” potraktowania. Szacunku. Miłości. Gdy jednak zaczynamy wypowiadać się przez krzyk, inni widzą coś zupełnie innego – górujemy nad nimi. Nasza słabość nie zostaje rozpoznana. Może gdy relacja małżeńska dojrzewa, jesteśmy w stanie już zobaczyć, że pod krzykiem jest ból. Zareagować dojrzale. Pomóc krzyczącemu. Na pewno nie umieją tego nasze dzieci. Albo inni, którzy nie znają nas tak dobrze.

Może warto być słabym. Wypowiedzieć owo: “jestem tak bardzo zmęczony”, “czuję się beznadziejnie”, “bardzo mnie dziś zabolało i nie umiem sobie znaleźć miejsca”, “potrzebuję, żebyś mnie przytulił”. Bycie słabym to podjęcie wielkiego ryzyka. Ale może jedyna szansa porozumienia.

M