Na naszej podwrocławskiej wiosce, gdzie mieszkamy od półtora roku, powstała drużyna “à la skautowska” – oddolna zupełnie inicjatywa jednej z rodzin na naszej ulicy. Dwójka ich starszych dzieci (w wieku wczesnostudenckim i późnolicealnym) organizuje wyprawy i spotkania dla gromadki w wieku I-III klasa szkoły podstawowej. Miejsce zbiórek – maleńka szopa na terenie własnej posesji tej rodziny. Długi weekend był okazją do wyjazdu biwakowego – do opiekunów dołączył jeszcze mój mąż (z naszym dziesięcioletnim synem, który w spotkaniach drużyny regularnie uczestniczy). “Dzieci Aslana” (tak ten zastęp się nazwał) wyjechały na dwa dni pod namioty, w góry, mając do dyspozycji tylko ognisko i kocioł w dziedzinie cateringu.
A ja jestem zachwycona tą młodzieżą, którą wychowali nasi sąsiedzi – młodzi nie tylko zorganizowali taki wyjazd, ale i oddali dwa dni z wolnego weekendu dla dzieciaków, w dodatku w warunkach bardzo pionierskich. To przecież marzenie wielu rodziców: żeby dorastające dzieci nie tylko nie miały siana w głowie, ale jeszcze żeby nieobca była im bezinteresowność (wiem, wiem, są też inne modele wychowawcze, w których ważne jest tylko to, by był mądry, zdolny i zawsze pierwszy w każdym rankingu, umiejący zadbać o number 1, jak mawiają Amerykanie – czyli siebie samego). I im więcej nad tym myślę, tym bardziej dochodzę do przekonania, że wszystko zaczyna się od męża i żony.
Jeśli między nami będą wyliczanki, kto ile dziś zrobił i co jeszcze to drugie na pewno musi, to i dzieci pójdą w roszczenia. Przecież dzień może zawsze zacząć się od pytania, czego nie mam, czego potrzebuję i co inni powinni dla mnie zrobić. I odwrotnie: jeśli ofiarność i pytanie: “co mogę jeszcze dla Ciebie dzisiaj zrobić?” będą motywem przewodnim małżeńskiej codzienności, istnieją ogromne szanse, że i dzieci nie będą kultywować egoizmu w swoich małych i dużych wyborach.
Bezinteresowny gest, choćby najmniejszy, ma przedziwną moc rozmnażania się dalej przez pączkowanie – inspiruje do dobra, które okazuje się osiągalne z łatwością, jeśli dostrzeżemy potrzeby drugiego.
m
Zniszczone opactwo
May 30, 2016 5:00 am
Spędziłem kilka dni w gronie przyjaciół w ruinach XIII-wiecznego cysterskiego opactwa La Clarté-Dieux niedaleko Tours. Kościół, budynek ojców i kapitularz – rozebrane do cna; budynek braci oraz kuchnia – ocalały; jadalnia – częściowo zachowana.
W 1240 roku przybyło tu 12 mnichów, a w 1275 był już kościół i większość zabudowań, wznoszonych z kamienia wydobywanego w kamieniołomie na terenie opactwa. Miejsce modlitwy, życia i pracy tak wielu ojców i braci przestało istnieć w czasach rewolucji francuskiej. Dwudziesta piąta córka (czyli fundacja) opactwa w Citeaux (od którego powstały wszystkie opactwa cysterskie i skąd pochodzi nazwa tego zakonu: Cistertium – to łacińska nazwa Cîteaux) jest dzisiaj w opłakanym stanie. Ostatni ojcowie zostali przepędzeni, zaś opactwo, przekazane w prywatne ręce, rozebrano na kamienie na sprzedaż i zmieniono w miejsce uprawy pieczarek. Polsko-francuskie małżeństwo kupiło zarośnięte ruiny ze względu na budynki gospodarcze i dom, który można było jeszcze wyremontować – potem odkryli, jakie skarby kryją się w tych murach. Powoli odgruzowywane, powoli remontowane, wracają do swojego majestatu i życia.
Myślę o work-life balance cystersów, którzy to miejsce tworzyli. Wszystko w doskonałym rytmie modlitwy, pracy i odpoczynku. Byli samowystarczalni, więc wybierali miejsca odległe od osad, wśród lasów, pustkowi lub bagien. Poświęcili całe swoje życie i oddali swoje talenty, by to miejsce chwały Pana Boga zbudować, a stracili to wszystko w zawierusze rewolucji.
A przecież ich dzieło, przez tyle lat zapomniane i obrócone w ruinę, wraca powoli do życia – nie za sprawą mnichów, ale małżonków, którzy wszystkie swoje siły wkładają w jego odbudowę. To praca poświęcona czemuś większemu niż tylko zabezpieczenie środków na godziwe życie. Oboje są wolnych zawodów: konserwator zabytkowych mebli i rzeźbiarka; realizują swoje pasje zawodowe, przeznaczając wszystkie środki (własne i te otrzymane od sponsorów), żeby ocalić od zapomnienia to miejsce poprzez organiczną pracę własnych rąk i serc, podobnie jak setki lat temu. Dzieci i wnuki Państwa Moussette, przyjeżdżając w to miejsce, widzą już co innego niż mnisi. Oba wymiary życia – praca i dom – spotykają się tutaj, podobnie jak życie konsekrowane i życie małżeńskie/rodzinne. Te dwa powołania nie stoją w opozycji do siebie, ale wymagają siebie nawzajem jako wymiary komplementarne.
Z pamięcią o Was
ks. Jarosław
zwinna siostra szacunku
May 29, 2016 5:00 am
Szacunek dla różnic potrzebuje jeszcze jednej siostry – to niezwykle wysportowana, gibka i piękna dziewczyna, której na imię elastyczność (nie mylić z Elastyną z kultowych Iniemamocnych 🙂 ). Zdobywczyni licznych medali za zasługi dla rodziny.
To elastyczność podpowiada, co nie musi na pewno zostać dzisiaj jeszcze zrobione, ponieważ żona po prostu leci już z nóg. Albo z jakiego mojego słusznego prawa mogę zrezygnować, bo mąż miał dzisiaj tak okropny dzień, że musi pobyć chwilę sam. To elastyczność mówi: “nic się nie martw”, gdy nikt w domu nie podchwyci Twojego świetnego pomysłu na niedzielne popołudnie – bo mąż marzył cały tydzień o 30 minutach z ulubionym tygodnikiem, syn chce układać lego, a córkę wciągnęła kolejna część Drużyny Falagana.
Elastyczność jest niezwykle pogodna: nie obraża się o kres możliwości drugiej osoby, nie uderza pięścią w stół, nie zamyka się w sobie i nie zakłada, że ktoś chciał zrobić jej na złość, ponieważ zostawił kurtkę na środku pokoju. Mistrzyni w poszukiwaniu “trzeciego rozwiązania”, gdzie moje potrzeby są także ważne, ale nigdy tak ważne, by móc użyć Ciebie do ich realizacji.
Elastyczność wie, że są momenty, gdy drugi jest po prostu inny. Absolwenci JA+TY łatwo ją skojarzą z właściwą butelką, która jako rekwizyt towarzyszy wszystkim wykładom.
Gdyby jej szukać na mapie – mieszka bardzo blisko miłości.
m
28 V
May 28, 2016 5:00 am
Szacunek dla odmienności – o tym ostatnio więcej na blogu. Podobno w niektórych młodych małżeństwach zdarza się, że mąż/żona chce być jak Bóg-Stwórca i tworzy współmałżonka “na obraz i podobieństwo swoje” 😉
Tymczasem odmienności w małżeństwie dają szanse nie tylko poznawania czegoś nowego, dotychczas być może nieznanego lub uznawanego za mało wartościowe. Pozwalają także przekraczać siebie, wychodzić na spotkanie współmałżonkowi – jako Osobie – w jego różnicach, odmiennościach. Mówiąc o przekraczniu siebie nie chodzi mi, rzecz jasna o “wychodzenie z siebie” 🙂
Znów przypominają się słowa “ABC Społecznej Krucjaty Miłości” autorstwa Prymasa Wyszyńskiego (dziś 35. rocznica Jego śmierci): “Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje. Bądź wrażliwy na drugiego człowieka, twojego brata. Myśl dobrze o wszystkich, nie myśl źle o nikim”.
Andrzej O.
każdy kij ma dwa końce
May 27, 2016 5:00 am
“Nie śmiej się z wyborów żony. Jesteś jednym z nich” – głoszą memy na FB. To samo tyczy męża i wybranki jego serca. 🙂
Gdy myślimy “odmienność” i “różnice” w kontekście małżeństwa, stają nam przed oczami momenty irytujące i trudne do przyjęcia. “Jak on może? Jak ona może? Jak tak w ogóle można? Normalni ludzie to przecież… To bez sensu!” I tak dalej. Dopiero uruchomienie wyobraźni pomaga przekroczyć Rubikon i zobaczyć, że każda cecha ma dwa bieguny – pozytywny i negatywny. “Świetny mówca” porwie nas opowieściami, ale gdy to my zaczniemy opowiadać, oczy mu się zaszklą i może nawet zdarzyć mu się nieplanowana drzemka. “Gościnność” to gotowość na przyjęcie każdego, kogo przyprowadzimy do domu, ale i dom pełen ludzi także wtedy, gdy marzymy w końcu o czterech ścianach i chwili ciszy – bo on już umówił nam cztery serie gości na herbatkę w tym samym dniu. Jej wielka wrażliwość będzie jak radar, który czyta między wierszami i wyłapuje łatwo stany emocjonalne domowników, ale także obrazi ją to, co nigdy nie było zaplanowane jako zniewaga.
Więc gdy zmagamy się z tym, co w inności drugiego nas boli, poszukajmy szybko drugiego bieguna, który niemałe trudności i kłopoty zamieni w wielkie radości.
M
Boże Ciało, czyli Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
May 26, 2016 5:00 am
Dziś wyznajemy naszą wiarę w żywą obecność Pana Jezusa, obecnego pośród nas w Swoim Ciele i w Swojej Krwi. W ostatnim czasie dwukrotnie pokazał w naszej Ojczyźnie, że jest pośród nas (przez cuda eucharystyczne w Sokółce i w Legnicy), ale przecież to tylko wyjątkowe potwierdzenie najbardziej zwyczajnej obecności pośród nas.
W tylu tabernakulach, w tylu kościołach czy kaplicach – tych filialnych, zimnych i nieogrzewanych, na maleńkich wioskach, a także w tych pięknych, przytulnych i ciepłych maleńkich kapliczkach klasztornych czy wspólnotowych. Jest wszędzie tam, gdzie miłość ludzka uczyniła mu miejsce, by być blisko Niego.
Od tego zaczynam każdy swój czas na pustyni, od tego św. Teresa Wielka zaczynała każdą swoją nową fundację, od tego zaczyna się życie każdej parafii – Najświętsza Ofiara to zaproszenie Go, żeby zamieszkał w nas i wśród nas. Kiedy jestem z Nim sam w pustelni, odwiedzam Go co chwilę, jakoś nie mogąc się nacieszyć Jego obecnością, taką tylko i wyłącznie dla mnie. On tam jest żeby być ze mną, żeby mnie kochać i być moim Zbawicielem. Nikt inny tam nie zagląda (poza Aniołami, oczywiście) i mogę się Nim cieszyć tylko dla siebie. Nie ma większej miłości, niż być całkowicie dla kogoś, niż być zamkniętym z kimś tylko po to, żeby go kochać. A przecież tym Zamkniętym jest sam Bóg.
Dziś wychodzi na nasze ulice, żeby przeniknąć do naszych domów i do naszych rodzin. On sam przecież zna najlepiej życie rodzinne, bo przez trzydzieści lat sam żył w rodzinie. I pragnie być częścią naszego życia nie tylko w niedzielę, ale w każdym dniu i w każdej godzinie. Jak cudownie móc Go zaprosić do siebie.
Z modlitwą serdeczną i pamięcią o Was
ks. Jarosław
bo nas kocha
May 25, 2016 5:00 am
„Wiecie, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy.” (1 P1,18-19)
Obserwowałam ze zdziwieniem i zaskoczeniem pewne zachowania naszego dziecka i nadziwić się nie mogłam, że „jak tak można?!” Na co z lekkim uśmiechem odpowiedział mi mój Mąż: „A nie przypomina Ci to kogoś? Nie martw się – zaraz mu przejdzie, daj mu szansę się zweryfikować.”
Przyznaję. Oniemiałam po raz wtóry. No bo jak to? Że niby mnie?
Po tej refleksji przyszła kolejna, że i we mnie jest mnóstwo zachowań „odziedziczonych po przodkach”. Niektóre dobre, niektóre mniej. Te gorsze powodują swego rodzaju zawstydzenie, czasami właśnie wyparcie – mnie to przecież nie dotyczy. A jednak.
I chociaż nie jest łatwo pozbyć się złych nawyków, chociaż czasami trudno je nawet zaakceptować, chociaż czasami nieświadomie przenosimy pewne schematy zachowań dalej, to jednak zdanie sobie sprawy z tego, że ze wszystkiego co złe, zostaliśmy odkupieni przez Chrystusa, i nasi bliscy również, przodkowie i potomni, przywraca nam niezwykłą godność.
Bóg sam obdarzył nas nadprzyrodzonym szacunkiem i złożył nam siebie w darze.
Bo nas kocha!
Dorota
konflikt – część życia
May 24, 2016 5:00 am
Pracując od kilku już dobrych lat dla Programów (i Programami/krokami we własnym życiu na co dzień), łatwo mi wpaść w pułapkę idealizacji, że 6 kroków to sposób na doskonałą harmonię i brak konfliktu. I przeżywać zawód, że tak nie jest. Tymczasem nasze spory będą czymś zawsze wplecionym w małżeństwo i mają do spełnienia swoją rolę.
Gdy mówimy o szacunku dla odmienności, obejmuje on także nasze różne sposoby przeżywania sytuacji trudnych. Sposób, w jaki reagujemy na nagromadzenie negatywnych emocji (u jednego – może być to ucieczka, dla drugiego – atak itd.), komunikację w momencie sporu (np. słowotok vs. wycofanie w milczenie) czy czas potrzebny na pojednanie (jedno – szybko i od razu, drugie – potrzebuje czasu na uspokojenie i wypowiedzenie słowa “przepraszam”).
Uczymy się tego latami – albo nie uczymy się, oczekując, że drugi wejdzie w nasz “taniec” w momencie konfliktu i nadąży za naszym rytmem. W wersji optymistycznej jednak z czasem rozpoznajemy słabe momenty, słowa i gesty-klucze (gdy ich użyjemy, na pewno dojdzie do konfliktu, bo uderzamy w jakieś najczulsze punkty drugiego) i meta-język (“Nienawidzę Cię”, za którym stoi na przykład “Jestem taka zawiedziona, że świat się dla mnie kończy” lub “To jest dla mnie takie ważne”). Najpiękniejsze momenty małżeństwa, gdy jedna ze stron pokazuje drugiej, że czuje i wie, co się dzieje. Mój mąż, który mówi do mnie “Jesteś wykończona, widzę to”. Trudne momenty kończą się szybciej.
Więc szacunek dla odmienności – to nie tylko przyjęcie do wiadomości, że drugi jest inny; to próba wyjścia poza siebie, by tę inność objąć, przygarnąć, przyjść jej z pomocą, znaleźć dla niej spokojne miejsce w sobie samym, mimo że ona nas jakoś rani. Jak w popularnej piosence na ulubionej stacji radiowej naszej nastoletniej córki: “I jeszcze miejsce w sobie mam na wybuchy, słowa skruchy, na ten niepokoju stan”.
m
Przygotowanie do małżeństwa
May 23, 2016 5:00 am
– to nie tylko dobry „kurs przedmałżeński”, ale przede wszystkim dobre środowisko własne, wartości, którymi żyjemy w domu; wartości, z którymi się utożsamiamy. To one stanowią najlepszy „posag”, w który możemy wyposażyć nasze dzieci. Te ciche, bo naturalne dla nas, oczywiste i przeżywane przez wszystkich wartości, praktykowane w naszych relacjach, stają się wewnętrznymi kryteriami decydującymi, z kim się umówić na spotkanie, a z kim nie, z kim można pójść do kina czy pojechać na wycieczkę. Gdy martwimy się, czy w przyszłości nasz syn czy córka dokonają wyboru właściwej osoby, możemy już dziś mieć na to wpływ – przez troskę, by to, co deklarujemy, było naszym codziennym życiem.
Patrząc na grono narzeczonych, którzy przybyli na nasz Program „Radość i Nadzieja”, można się tylko radować ich odpowiedzialnością własną za troskę o dobre przygotowanie do sakramentu małżeństwa i mieć nadzieję, że skoro teraz tak odpowiedzialnie do tego podchodzą, to i w przyszłości będą umieli zatroszczyć się o swoją relację.
Ile łagodności trzeba włożyć w budowanie związku, zwłaszcza kiedy tak łatwo tworzy się idealistyczne wizje przyszłego męża czy żony. Tylko łagodność pozwala (a raczej moment, kiedy uświadamiamy sobie jej brak) przejść od postrzegania w trybie “mój świat” – do trybu “świat drugiej osoby”. Bo czymże jest brak łagodności, jak nie właśnie daniem sobie prawa do reagowania z mojego punktu widzenia. Gdy zadaję sobie trud zareagowania z łagodnością, daję sobie (i rozmówcy) szansę na spotkanie w świecie bogatszym niż mój własny, bo poszerzony o innych.
Ks. Jarosław Szymczak
Dziękujemy :)
May 21, 2016 9:53 am
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy Drogim Czytelnikom za “Najlepszą książkę na wiosnę 2016” i “Najlepszą książkę katolicką 2016” – nagrody, jakimi uhonorowano “Raz się żyje” na portalu czytelniczo-wydawniczym Granice.pl
Wyróżnienia odebraliśmy wczoraj w Warszawie podczas Targów Książki na Stadionie Narodowym, w towarzystwie pana Janusza Rosikonia, właściciela wydawnictwa Roskion Press – znanego artysty fotografika, który nas także pięknie obfotografował. Jako przedstawiciel Czytelników pokazał się na wręczeniu nagród Mateusz Budnik (New Wave Film) – oddany, serdeczny przyjaciel wielu projektów Fundacji.
I choć impreza była niezwykle kameralna, trudno było się nie wzruszyć – to jest ta meta, o której nie mieliśmy pojęcia, pisząc książkę. Ciągle towarzyszyła nam obawa, czy książka się spodoba, czy znajdzie odbiorców, czy oddanie takich połaci z siebie zostanie przyjęte.
Dziękujemy, że dziś możemy powiedzieć, że książka znalazła swoich Czytelników, a nawet i wielu entuzjastów 🙂