remont skończony

June 30, 2016 11:55 am

A kiedy znajdę już ten czas dla nas, to wówczas… nieraz potrzebuję chwili, nierzadko nawet dłuższej, żeby wyciszyć siebie. Żeby zakończyć swój dialog wewnętrzny, żeby zostawić organizację, logistykę i sprawy bieżące, aby i one mogły chwilę odpocząć, a skoncentrować się na nas.

Sama przecież wiem, jak dobrze się czuję, gdy witana jestem uśmiechem, gdy już w oczach dostrzegam, że jestem oczekiwana.

I chociaż czasami nie jest łatwo, bo spraw różnych niecierpiących zwłoki multum i przy okazji załatwiłoby się niejedną rzecz, albo (nie daj Bóg) wyrzuciło z siebie nazbierane pretensje, to jednak moim głębokim pragnieniem jest wyrażanie całą sobą komunikatu: „Remont skończony. Może jeszcze nie jest wszystko wypucowane, ale dobrze, że jesteś. Zapraszam.”

Dorota

czas, jaki był krótki – widać, gdy się kończy

June 29, 2016 5:00 am

W niedzielę nad ranem zmarła moja Babcia. Dziwne, wydawało mi się, że nie umrze nigdy, bo zawsze była, we wszystkich momentach mojego życia, a potem życia naszej rodziny. We wszystkie Święta i uroczystości, w każdej Jadwigi (16 października), której imię nosiła. Więc jej odejście wprawiło mnie w osłupienie, do tego ciche, niezapowiedziane i z nikim niekonsultowane (mimo iż z powodu choroby, po amputacji nogi w zimie, podległa była już we wszystkich decyzjach tym, którzy się nią w domu opiekowali). Nie umiem opisać, jaką pozostawiło jej odejście w moim sercu tęsknotę.

Tak wiele spraw będzie z nami zawsze. Pranie zawsze będzie, sprzątanie. Zawsze czyste naczynia zabrudzą się i trzeba je będzie włożyć do zmywarki, a potem na półki. Skarpetki skulkowane trafią do szafy, a potem znowu do kosza z brudną bielizną.

Po ostatnim tekście na Przystani dedykowanym żonom zadaniowców zapytała mnie jedna Czytelniczka: “A co, jeśli sama jestem zadaniowcem?” Nie wiem, jako zadaniowiec do kwadratu zaczęłam opiekować się od dłuższego już czasu swoim głodem relacji. Najpierw trzeba go odkopać spod zranień i innych trudności, spod tej sterty zadań i spraw. To przechylanie się szali z działania na (twórcze) bycie z innymi prowadzi do różnych uproszczeń: wielki kosz na wypraną bieliznę, żeby jej nie składać (tam każdy sobie coś czystego znajdzie), wirowanie na wolnych obrotach, żeby nie prasować. Szukanie rozwiązań, by robić mniej, wydajniej i by był czas na kontakt ze sobą samą i innymi. Wielu rzeczy jeszcze nie umiem.

Żałuję, ze moja Babcia nie mogła umrzeć dwa razy. Raz tylko na próbę i wtedy bym zrobiła z nią jeszcze wszystko to, co miałam zamiar i się nie udało. Ale wierzę, że to nagłe odejście to także jej prezent dla mnie i mojej rodziny – żeby czas dla ludzi był jeszcze bardziej drogi, ważny, nie do stracenia.

m

 

Jeszcze o Leśniowie

June 28, 2016 5:00 am

Wróciłem z Leśniowa. Rekolekcje dla małżeństw i rodzin miały za temat relację między pracą a rodziną.

To zawsze wysiłek. Nawet nie tyle fizyczny (choć także), ale przede wszystkim duchowy, emocjonalny. 10 nauk rekolekcyjnych w większości dla ciągle zmieniającej się grupy, w której jakaś część uczestniczy od początku do końca, a inni wpadają tylko na jedno spotkanie, wymusza na rekolekcjoniście operowanie malutkimi odcinkami, które – zachowując wewnętrzną spójność – jednocześnie budują całość przekazu.

Ale nie o tym ten wpis. A o leśniowskim sanktuarium. Mieszkam w rozmównicy, na furcie klasztornej, zaledwie kilkanaście metrów od kościoła i we wszystkim uczestniczę, niezależnie od tego, czy jestem w pokoju czy poza nim, bo wszystko słychać. Mówię ojcom, że mieszkają na dworcu kolejowym. Jeśli to tak wygląda w Leśniowie, to jak to musi wyglądać na Jasnej Górze? Ojciec przeor mówi, że tam jest jak na lotnisku we Frankfurcie. Przez kilka lat pobytu na Jasnej Górze mieszkał przy VII stacji Drogi Krzyżowej. Co dziesięć minut przechodzi inna grupa i nawet przez zamknięte okno wpada do celi kolejne rozważanie.

Jednak to, co jest najtrudniejsze w takim rodzaju posługiwania, to anonimowość. Przemawiasz do ciągle nowej grupy, spowiadasz kogoś, kto się już może nigdy więcej nie pojawić u ciebie w konfesjonale, udzielasz rady komuś, kto pojawia się tylko na to jedno spotkanie i znika z twojego życia. Jak pracować/posługiwać w takim świecie? Świecie, gdzie nie dane nam jest nawiązać żadnej relacji, bo z natury jest to miejsce pielgrzymkowe, gdzie się tylko przyjeżdża na chwilę. Nawet rekolekcje małżeńskie, które odbywają się w ostatni weekend każdego miesiąca od maja do września, nie wymagają zapisywania ani wcześniejszego zgłaszania. Możesz, to przyjedź. Pozostań tyle, ile możesz. Skorzystaj na tyle, na ile masz czas i możliwości.

Jak wielkiej trzeba w sobie wolności na dar z siebie, który nie daje wielu szans na odwzajemnienie.

Wyjeżdżam stąd z wielkim szacunkiem dla ojców tu posługujących i w tylu innych miejscach pielgrzymkowych. Oddać wszystko można tylko wtedy, gdy się kocha. Bez miłości dar jest niemożliwy. Jak darowanie czasu, poświęcenie go komuś, choćby tylko przez podzielenie się refleksjami, które mogą przynieść jakąś korzyść, podpowiedzieć rozwiązania.

Z modlitwą jeszcze z leśniowskiego Sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin

ks. Jarosław Szymczak

 

Moja wyliczanka

June 27, 2016 5:00 am

Pierwszy rozdział książki „Raz się żyje” mówi o naszej własnej tożsamości, o tym jak się siebie sami określamy: czy mówimy o sobie, że „jestem matematykiem, mechanikiem”, czy jednak na pierwszy miejscu stawiamy inne wartości, mówiąc: „jestem mężem/żoną; jestem rodzicem”.

Czytając ten fragment, miałem przed oczami twitterowe konto Stephena Curry’ego – najlepszego obecnie koszykarza świata (oczywiście kwestia sporna, ale na pewno jest w top 3), dwukrotnego MVP rozgrywek NBA, rekordzistę w wielu dziedzinach… Dużo by wymieniać. Swojego opisu na Twitterze wcale nie zaczyna od tego, że jest mistrzem, ale pisze (kolejność zachowana), że jest wierzący, że jest mężem, ojcem, synem i bratem. Dopiero na koniec dodaje, że gra w NBA. Można? Nawet na szczycie sławy? Można.

Określenie swoich wartości przed samym sobą (co często jest o wiele trudniejsze niż opowiadanie o nich innym) jest kluczem do wykorzystania swojego czasu. Na pewno nie starczy nam na wszystko – jeśli w naszej wyliczance mąż czy żona znajdą się dopiero na 5. czy 6. miejscu po wykonywanym zawodzie, dzieciach, hobby i pracy społecznej, to nie ma się potem co dziwić, że nie starcza czasu choćby na krótką chwilę rozmowy.

 

Rekolekcje w Leśniowie

June 26, 2016 5:00 am

Mają już swoją tradycję i swoje zwyczaje. Zaczynają się w piątek późno, bo Mszą św. o godzinie 19:00 (oczywiście z homilią ojca rekolekcjonisty), potem jest konferencja o 20:15 i trwa do Apelu Jasnogórskiego. Po Apelu procesja ze świecami, dróżkami różańcowymi, z rozważaniem jednego z ojców paulinów, a po niej szansa na kawę przed drugą konferencją. Na zakończenie – adoracja Najświętszego Sakramentu z indywidualnym błogosławieństwem każdego małżeństwa i każdej rodziny, obecncych na rekolekcjach.

W sobotę Msza św. z nauką rano i wieczorem, a w ciągu dnia indywidualne rozmowy z uczestnikami. Lista zapełnia się w ciągu kilku minut, czas od 10:00 do 21:00 już zajęty.

W niedzielę sześć Mszy św. z naukami – od 6.30 do 19.00. Powrót do domu – może uda się dotrzeć przed północą.

Pytam: “Ile mam czasu na konferencję? Ile na homilię?” Odpowiedź o. Jerzego (przeora, tego, który zapraszał mnie już od kilku lat, tylko nie było czasu 😉 ) jest zawsze ta sama: “Tyle, ile trzeba. Każdy, kto tu przyjeżdża, wie, co go czeka i na to właśnie przyjeżdża. Proszę mówić tyle, ile trzeba”.

Czas ze strony mówcy i czas ze strony słuchacza to mogą być zupełnie dwa różne czasy. Przynajmniej w przeżyciu, bo w ilości przecież różnic nie ma. Przyznam, że rzadko jest taka wolność przyznawana rekolekcjoniście. 🙂

To, co mnie uderzyło w indywidualnych spotkaniach, to radość, że udało się znaleźć obojgu czas na to, żeby przyjechać razem. To zupełnie co innego, niż wybrać się razem na rekolekcje parafialne czy razem do kina. Prawie wszyscy, którzy tu trafili, przyjechali tu specjalnie. Niektórzy z tzw. daleka – Warszawa, Starachowice, inni z okolicy.

Znalezienie czasu dla swojego małżeństwa jest zawsze szansą na lepszą relację. Ona, nasza relacja, żeby żyć, potrzebuje przede wszystkim czasu. I to takiego, który się spędza razem. Lubi dostawać prezenty, robić coś wspólnie, słyszeć, że się jest kochaną/kochanym, lubi być przytulana, ale w pełni rozkwita dopiero wtedy, kiedy wspólnie „marnuje się czas”, kiedy się po prostu jest razem.

I takich chwil nam trzeba. Ale żeby były, trzeba ich poszukać. Czasem z większym trudem, czasem idzie łatwiej. Ale zawsze to owoc naszych świadomych starań. Bo w końcu przecież chodzi o coś niezwykle ważnego – o naszą relację.

Z pamięcią w modlitwie

Z Leśniowa, od Matki Bożej Opiekunki Rodzin

Ks. Jarosław Szymczak

gdy Twój mąż jest zadaniowcem :)

June 25, 2016 5:00 am

Mój mąż, Andrzej, to typowy zadaniowiec. Choć nie, jest absolutnie wyjątkowy pod każdym względem i tutaj też. Nie wiem, co to znaczy niewyniesiony kubeł ze śmieciami czy mąż przysypiający na kanapie przed TV (tej zresztą od lat nie mamy). Wieczorem ściga się ze mną do kuchennego zlewu i ładowania zmywarki (“ty sobie coś popisz, a ja posprzątam”), a gdy wychodzę i ma zostać z trójką dzieci, krzyczę tylko na odchodnym: “broń Boże, nie włączaj prania!” (w trosce o delikatne i kolory, bo od kiedy nauczył się prać, wykorzystuje każdą ku temu okazję, co czasem powoduje niemałe kłopoty). W nocy z latarką czołówką sadzi w ogrodzie kwiaty. Wszystko to po całym dniu pracy.

“Minus ujemny” jest taki, że trudno jest mu tylko być. Że te wspólne kawy takie rwane z kontekstu – takie, że na super glue by trzeba przykleić mu spodnie do krzesła. Piszę o tym, by dać alternatywę idealistycznej wizji, w której “czas dla nas” jest czymś łatwym i po Programie naturalnym. Gdy spodziewamy się, że ten sam mąż-zadaniowiec, który realizuje się w wielkiej ofiarności, zaprosi na kolację przy świecach (a wtedy będziemy gadać sześć godzin głównie o tym, jak bardzo się cieszy, że został moim mężem i że czekał na to przez całe swoje życie, a każdego dnia nadal nie może się nadziwić, jakie szczęście go spotkało).

Jaką myślą chcę się podzielić z żonami zadaniowców? Podarujcie swojemu mężowi ten czas. Zaplanujcie same, bez narzekania, że on nigdy czasu nie ma. Bez oczekiwania na samotnej wieży, kiedy wróci z kotłowni, z ogrodu, z garażu. Powiedzcie, że jest niesamowity i że czyny jego są imponujące. I że jesteście najszczęśliwsze na świecie, że teraz będziecie mogły wypić razem z nim kawę, coś zimniejszego z lodówki, czy też ziółka 😉 Pomóżcie mu się zatrzymać z Wami, zamiast słać torpedę, że on nigdy nie ma czasu. Bo on go nie ma – swój czas zamienia, wielkim kosztem siebie, na czynną miłość do Was i do Waszej rodziny.

Może i mnie się dzisiaj uda bardziej niż wczoraj 🙂

m

Czas – to miłość, a miłość – to obecność…

June 24, 2016 5:00 am

Tak właśnie Ola kończyła przedwczoraj swój pierwszy wpis na Przystani. Te słowa wypowiedział Prymas Wyszyński: “Ludzie wam mówią – czas to pieniądz. Ja wam powiadam – czas to miłość. Pieniądz jest znikomy, a miłość trwa”. Przypominają mi się też słowa z Ewangelii św. Mateusza: “Cóż pomoże człowiekowi, jeśli nawet cały świat posiądzie, a na duszy swojej poniesie szkodę?” (Mt 16, 26).

Czas – jako dar z siebie. Ale to przecież inwestycja. Nie można jej zmierzyć – jak inwestycji finansowej – przyrostem kapitału czy wzrostem stopy zwrotu. Inwestycja we wzajemne relacje. Ale i inwestycja w siebie – by bardziej być, niż bardziej mieć.

Patron dzisiejszego dnia, św. Jan Chrzciciel, żyjący na pustyni, ubrany w skórę, żywiący się szarańczą i miodem leśnym, bezpośredni poprzednik Pana Jezusa, największy człowiek na ziemi zrodzony z niewiasty (por. Mt 11, 11) – przypomina mi dziś, by udać się z pośpiechem (jak Maryja do Elżbiety – Łk 1, 39), bez zwłoki, bez ociągania się – do najbliższych, którzy mnie potrzebują; by darować swój czas, siebie. By być…

Andrzej O.

 

wychodne

June 23, 2016 5:00 am

Udało nam się z mężem zorganizować sobie wychodne wtorki. Jestem przeszczęśliwa, gdy mogą się odbywać co wtorek, ale bywa i tak, że czekamy na nie kilka tygodni. Zależy to przede wszystkim od dyspozycyjności pewnej młodej studentki, która w tym czasie do nas przychodzi i zajmuje się naszymi dziećmi.

Co ciekawe, dzieci również bardzo lubią nasze wychodne wtorki, bo wówczas mają swój czas razem z opiekunką, za którą przepadają. To ich czas, gdy eksperymentują w kuchni (niektórych ciasteczek nie da się ugryźć, a inne same rozpływają się w ustach), bo same wymyślają przepisy, albo szaleją i wygłupiają się, albo po prostu odrabiają lekcje. Albo bawią się w coś lub czymś, co im do głowy przyjdzie, albo się w ręce nawinie. Czasami zostawiają po sobie okropny bałagan, ale wówczas zupełnie mi on nie przeszkadza, bo wiem, że zabawa musiała być niesamowita i nieubłagany czas zmusił je do wcześniejszego zakończenia harców.

A w tym samym czasie… my albo się organizujemy, albo „bierzemy, co się na-winie”. I albo precyzyjnie zaplanowane mamy nasze spotkanie i nasz czas dla nas, albo spontanicznie coś organizujemy. Ale jest to czas, na który bardzo czekamy i zawsze jest potrzebny. Niezależnie od okoliczności, a wręcz dostosowany do okoliczności, bo albo można się wspólnie wyciszyć, albo odreagować. I po prostu ze sobą pobyć.

****
– Mamo, szykuj się, zaraz Liwia przyjdzie – mówi do mnie nasz najmłodszy syn.
– Nie, dzisiaj nie przyjdzie, jutro ma egzamin i musi się uczyć.
– A nie może na ten egzamin pójść pojutrze, przecież dzisiaj wtorek!

Jak widać, nie tylko ja przepadam za wychodnymi wtorkami. Bo gdy rodziców nie ma w domu…

Dorota

Nasz czas

June 22, 2016 5:00 am

Wróciliśmy świeżo z rekolekcji w Wisełce. Jak zawsze jest to dla całej naszej rodziny wyjątkowy czas. Przepełniony modlitwą, zabawą, spotkaniami z innymi rodzinami, licznymi relacjami. Jednak najważniejsze w tym jest to, że mimo różnorodnych aktywności dnia, kulminacyjnym punktem jest godzina małżeńska (na co zwrócił uwagę ks. Wiesław Jankowski). To ona jest centrum, daje oddech, zatrzymanie dla nas małżonków. Uświadamia nam rodzicom, często zabieganym, jak ważne jest dbanie o tą pierwszą relację, z której wypływają kolejne – z naszymi dziećmi, rodziną, znajomymi. Możliwość bycia tylko we dwoje przez godzinę przy rozważaniu tekstu, dotykającego naszego życia w aspekcie zarówno duchowym, jaki i codziennym, jest niezwykle cenna i budująca. Dodatkowo pytania pod tekstem skłaniają do zastanowienia się i często pozostają na długo w naszej pamięci.

Zawsze budzi się we mnie taka refleksja, że jakoś w takich przyjemnych, idealnych, rekolekcyjnych warunkach dużo łatwiej nam znaleźć czas dla siebie, pomijając nawet tę godzinę małżeńską. Choćby podczas drogi na plażę wracamy do tematów z dzielenia czy innych kwestii, które nas poruszyły i nie są to sprawy dotyczące zakupów, prania, pracy, przedszkola. Teraz będąc jeszcze mocno poruszona tym naszym szczególnym czasem, mam wielką nadzieję, że uda nam się częściej znajdować chwilę, by pobyć tylko we dwoje. W końcu czas to miłość, a miłość to obecność, trwanie przy ukochanej osobie…

Ola Czechyra

Czas dla nas!

June 21, 2016 5:00 am

Wczoraj, po raz kolejny, usunąłem z mojego telefonu jeden z kontaktów. Powód? Do kontaktu z tą osobą już nie będę więcej potrzebować ani numeru telefonu, ani maila czy innych narzędzi komunikacji. Poza modlitwą. Młody człowiek, 32 lata, mąż, ojciec i jedyny syn swojej mamy, która samotnie go wychowała. Pożegnaliśmy go wczoraj, odprowadzając na miejsce doczesnego spoczynku.

A w drodze od kaplicy do grobu myślałem o naszym ostatnim spotkaniu – o tym jak często ze sobą rozmawialiśmy i jaki był charakter naszych spotkań. Czy mieliśmy kiedykolwiek czas na to, żeby się trochę lepiej poznać, podzielić czymś osobistym? W tym wypadku rachunek sumienia z tego obszaru wypadł całkiem dobrze. Znaliśmy się dobrze, a spotkania nasze zawsze były połączone z jakimś jeszcze lepszym poznawaniem siebie; umieliśmy się podzielić i obdarzyć nawzajem dobrym słowem i pomocą. Nie były to spotkania częste, ale jeśli już były, to nie byle jakie.

Pewnie z każdym, kogo mamy na liście naszych kontaktów, łączy nas jakiś czas spędzony razem w przeszłości (pewnie poza telefonami do służb i różnego rodzaju pogotowia). To może być kilka minut, może być kilka dni czy kilka lat. Od nas zależy, czy ten czas będzie mieć wartość dla nas. Czy on będzie rzeczywiście – dla nas.

Nawet tę odrobinę czasu, jaką mamy do dyspozycji w spotkaniu z drugim człowiekiem – choćby za sklepową ladą – można wykorzystać, żeby nadać sens tej chwili przez troskę o jakość wzajemnego odniesienia. Czas jest dla nas, na zbudowanie choćby minimalnego „my”, bo jesteśmy relacyjni, bo jesteśmy stworzeni do budowania komunii osób, bo bez „my” grozi nam wielkie, samotne „ja”.

xj