sylwestrowy słoik

December 31, 2016 4:00 am

Przeczytawszy ostatnio sporo na temat postanowień noworocznych, celów, planowania, strategii i zmian, doznałam pewnego zmęczenia materiału. Za to znalazłam przypadkiem w sieci słoik. Słoik, który wydał mi się łatwym sposobem na dużo radości.

Wyciągamy go dziś lub jutro. Do pustego słoika co tydzień wrzucamy kartkę z informacją, co dobrego się wydarzyło. Podejrzewam, że dodatkowe punkty w tej zabawie są za zdolność napisania czegoś także wtedy, gdy wszystko wydaje się pasmem niepowodzeń czy pechowych okoliczności.

W kolejnego Sylwestra trzeba wyjąć te karteczki i je odczytać, co może okazać się lepszym powodem do radości niż confetti. Dowodem także obecności bliskiego i kochającego Boga w naszym życiu, który troszczył się i prowadził, i w kolejnym roku również nie zrezygnuje z bycia najlepszym Ojcem.

Za rok dam Wam znać, czy mi się udało.

Małgosia Rybak

empty-jar

Sancta Familia

December 30, 2016 5:00 am

Co roku obchodzimy w Kościele święto Świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa. Przypada ono zwykle w niedzielę po Bożym Narodzeniu. W tym roku (nie dość, że adwent najdłuższy z możliwych) nie ma takiej niedzieli – Boże Narodzenie wypadło w niedzielę, a kolejna niedziela – to już Nowy Rok i uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki. Dlatego to właśnie dzisiaj czcimy Świętą Rodzinę.

Każda z naszych rodzin jest stworzona na wzór Świętej Rodziny. Jezus, który był Bożym Synem, z miłością i pokorą poddawał się swojej Matce i opiekunowi – ziemskim rodzicom. Rodzina nazaretańska – z jednej strony zwykła, przeciętna, skromnie żyjąca z pracy własnych rąk. Z drugiej – niedościgniony wzór umiłowania i wzajemnych, modelowych relacji.

Mamy “na świeżo” w pamięci i w sercach wigilię, święta, spotkania z naszymi rodzinami, z bliskimi, których na codzień nie ma z nami… Może to okazja, by docenić tych, którzy są blisko, w zasięgu ręki, głosu; których bliskość i obecność jest jak powietrze – niezauważalne, ale niezbędne do życia…

Piątkowe święto Świętej Rodziny – serce, krzyż, miłosierdzie…

Andrzej O.

kary naszego dzieciństwa

December 29, 2016 5:00 am

“Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu.” (Łk 2, 22)

Jezus pokazał, jak dorastać. Zachował w sobie to wszystko, co najpiękniejsze z dziecka. “Naiwne” i zawsze świeże; szczere, czyste, ufne, dobre, wrażliwe i empatyczne. Z drugiej strony, jako dojrzały człowiek, był gotowy do poświęcenia, zapomnienia o sobie, przebaczania. Dziecko w Nim jednak nie musiało niczego ze swojego piękna poświęcać.

Dziecko w nas przysypuje popiół tych wydarzeń, które to dziecko zawiodły. Może nieczułość, obojętność, wyśmiewanie, nadmierna musztra albo przeciwnie, brak zasad, który też jest wyrazem braku troski. Napisał ktoś, że kary naszego dzieciństwa stają się w nas dorosłymi nawykami. Jeśli oceniano nas niezwykle surowo, wniesiemy to prawdopodobnie w nasze rodziny. Jeśli ignorowano nasze potrzeby, również będzie nam trudno je dostrzegać i otoczyć troską – tak u siebie, jak i u najbliższych. Będziemy traktować siebie i innych tak, jak nas traktowano. Ponieważ gdy ze wszystkich sił próbujemy zapomnieć tamten ból, nasze serce w tych sferach kamienieje.

Boże Narodzenie to dobry moment, żeby prosić o to, by narodzić się po raz kolejny razem z Nim. Dotrzeć do tego dziecka w nas, które ma czystą kartę. Które jest kochane, może podskakiwać na jednej nodze, popełniać błędy i uczyć się ciągle od nowa. Niby to takie ckliwe i po co się tym zajmować – ale powrót po to dziecko, które może gdzieś utknęło w naszej historii i zamarło w bólu – to jedyna droga, by zacząć empatycznie odnosić się do innych. Rozumieć na przykład, że gdy się krzyczy, to komuś jest przykro. Tak samo, jak było przykro kiedyś nam, tylko zapomnieliśmy. I znowu krzyczymy. A przecież dziecko w nas dobrze wie, że niewiele rzeczy jest ważniejszych od tego, by drugiego nie zranić i by być blisko.

Małgorzata Rybak

 

Świąteczna rewolucja

December 28, 2016 5:00 am

To były wyjątkowe Święta. Postanowiliśmy z Łukaszem wprowadzić prezentową rewolucję 😉 Na pomysł wpadliśmy tuż po rekolekcjach adwentowych, które przeżywaliśmy akurat w ostatnim tygodniu przed Bożym Narodzeniem. Rekolekcjonista mówił o wielu ciekawych sprawach, ale zapadło nam w pamięć szczególnie to, żeby pójść pod prąd komercyjnej otoczki świątecznej. Diabeł, choćby się nie wiem, jak starał, Świąt Bożego Narodzenia nie zlikwiduje; są zbyt mocno zakorzenione w naszej kulturze i tradycji. Ale może (i skutecznie to robi) przyćmić prawdziwy powód świętowania. Zwraca naszą uwagę na przyziemne kwestie, od których uzależniamy dobre przeżycie tego czasu, typu: prezenty, jedzenie, porządki, śnieg, którego – jak nie ma – to już jest kiepska atmosfera itd. Niby wszystko jest jasne i logiczne, Kto jest i powinien być w centrum wydarzeń. Ale jakoś łatwo się zagubić w tym wszystkim… Ktoś się o to bardzo stara.

Aby coś z tym zrobić, postanowiliśmy w tym roku nie dawać sobie prezentów w Wigilię, tylko w w pierwszy dzień Świąt. Nie chcieliśmy tracić ostatnich chwil oczekiwania na narodziny naszego Pana. Zamiast tego mieliśmy więcej czasu dla rodziny, więcej radości i więcej śpiewaliśmy kolęd. A naszym chłopcom niczego nie brakowało. Szczęśliwi byli, że spędzamy Święta u babci i dziadka w otoczeniu najbliższych. Prezenty zeszły na dalszy plan, były jedynie miłym dodatkiem. Mam nadzieję, że uda nam się tą rewolucję zmienić w rodzinną tradycję. 🙂

Ola

bądź jak Bóg, stań się człowiekiem

December 27, 2016 4:10 am

“Bądź jak Bóg. Stań się człowiekiem” – zachwyca mnie wpis na profilu ks. Michała Misiaka. Z upływem lat, z pojawianiem się zmarszczek, z narodzinami kolejnych dzieci, Boże Narodzenie staje się dla mnie coraz bardziej ludzkie. Jezus, noworodek, który potrzebuje być karmiony, przytulany, bliski; zanurzony w ludzką potrzebę tego okresu życia, by było sucho, by nie bolało, by spać, kiedy jest się zmęczonym i kołysanym, kiedy ogarnia lęk.

Czasem chcemy przeskoczyć to, co ludzkie i dotrzeć na jakiś boski poziom z pominięciem tego, kim jesteśmy. A gdyby najpierw stać się człowiekiem,  jak On? Trzeba by zaakceptować, że doba ma 24 godziny. Że musi się w niej znaleźć czas na sen, na posiłek, na radość i na smutek, o których opowiedzenie Jemu będzie modlitwą osadzoną w realiach naszej codzienności. I gdyby stać się najpierw człowiekiem, trzeba by dać miejsce relacjom: przytulaniu, braniu za rękę, serdecznym uściskom – tym gestom, które zwłaszcza w rodzinie są tak potrzebne, jak chleb. Rozmowie, o tym co w nas jest, by nikt nie czuł się w domu sam i pozbawiony wsparcia.

Może On stał się człowiekiem, żebyśmy łatwo znaleźli drogę do Niego, byśmy się nie pomylili, nie pogubili błądząc po szczeblach kontemplacji. Byśmy nie ulegli złudzeniu, że fair jest bicie męża czy żony Pismem Świętym po głowie – bo tacyśmy już uduchowieni, że przełożeni szkół rabinackich przegraliby z nami pojedynek na znalezienie cytatów, które potwierdzą, że ja mam rację, a nie ty. On stał się człowiekiem i zawsze można Go znaleźć najłatwiej, kochając drugiego człowieka: nie – osądzając, nie – pouczając, ale udzielając wsparcia, współczując, nie tracąc w nikogo wiary. Zwłaszcza w domu. Byśmy potrafili naszych bliskich zapewnić o tym, że są ważni i dobrzy. W naszych gestach, które pomagają zrodzić się poczuciu własnej wartości w tych, co są obok nas, też dzieje się Boże Narodzenie. I Aniołowie nucą z radości, i przelatuje nad nami gwiazda.

Małgorzata Rybak

Narodził się Zapowiedziany!!!

December 25, 2016 5:00 am

Pan Jezus wreszcie przyszedł do nas. Uprzedził nas o tym, żebyśmy wiedzieli, że przyjdzie na pewno. Przyszedł, żeby nas przekonać o miłości Ojca, który kocha nas bezgranicznie, bezwarunkowo, z największą łagodnością i zawsze szukając okazji, żeby być jeszcze bliżej nas. Czekaliśmy na Niego przez cały Adwent (czasem adwent naszego życia), odliczając dni do Jego przyjścia.

Teraz, kiedy przyszedł, mamy czas dla naszych bliskich, z którymi pragniemy podzielić się tą radością. Odwiedzamy rodziców, rodzinę, przyjaciół. Chcemy być w tym czasie razem. Czasem jedziemy kilka godzin, żeby się z nimi spotkać, a czasem musimy nieźle się nagimnastykować, żeby zdążyć ze wszystkimi odwiedzinami.

To, co jest najważniejsze w okresie Bożego Narodzenia, to dar z czasu, jaki mamy dla siebie nawzajem. Pan Jezus przyszedł do nas, żeby być z nami. Kiedy przyszedł jako dziecko do Maryi i Józefa, to także po to, żeby się nigdzie nie spieszyć ze swoją Bardzo Ważną Misją. Jej poświęcił ostatnie trzy lata swojego życia. Trzydzieści lat był w Domu, żeby każdy dom był szczęśliwy obecnością swoich domowników. To w nim bowiem dokonuje się każdego dnia Boże Narodzenie, gdzie każdy jest darem z siebie dla innych i gdzie nasze relacje są najważniejsze.

Pragnąłbym odwiedzić Was w Waszym domu, żeby powiedzieć Wam, że jesteście bardzo kochani, że to bardzo dobrze, że jesteście, i że to, co wnosicie w moje życie i w życie tylu innych osób – to najpiękniejsze promieniowanie Bożego Narodzenia, jakie możemy sobie wyobrazić. Dziękuję.

Z błogosławieństwem

ks. Jarosław 

 

 

Czas przedświąteczny

December 23, 2016 5:00 am

Najdłuższy możliwy adwent “wreszcie” dobiega końca, jutro wigilia Bożego Narodzenia. Nasze dzieci dziś już nie idą do “placówek dydaktycznych, edukacyjnych, opiekuńczo-wychowawczych”. Najczęściej są w domu – i tutaj z grubsza są dwie możliwości: albo same pomagają, albo pomocy wymagają 😉

Przygotowania przedświąteczne i atmosfera panująca wtedy w domu chyba każdemu zapada mocno w pamięć. Wydarzenia te, z dzieciństwa i wczesnej młodości, utrwalone dodatkowo przez mocno emocjonalne podejście, towarzyszą mi również w dorosłości. Ale, jak zwykle, z pomocą przychodzi dzisiejsze czytanie z Księgi proroka Malachiasza. Zawarta w nim jest bardzo cenna wskazówka:

“Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni on serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi klątwą” (Ml 3, 23-24).

Jeśli Eliasz skłania moje serce ku ojcu i ku synowi, ku tym, z którymi mam więzy krwi – to o ileż bardziej chcę skłaniać serce wobec Osoby, którą wybrałem i ślubowałem jej przed Bogiem…

Takiego “skłonienia serca, by nie ulec klątwie” życzę w czasie przedświątecznym wszystkim PT Czytelnikom “Przystani”. Niech maleńki Jezus czuje się dobrze w naszych rodzinach. Błogosławionych Świąt, pełnych miłości, radości i pokoju!

Andrzej O.

Dar z siebie – intuicja filozoficzna

December 22, 2016 5:00 am

Przy okazji pisania poprzedniego wpisu sięgnąłem ponownie po artykuł prof. Ingardena “Człowiek i czas “.  Poza samym tytułem w pamięci nie pozostało mi żadne zdanie, żadna myśl z jego treści. Przystąpiłem więc do lektury poszukując potwierdzenia własnych przemyśleń dotyczących związku między przeżywaniem czasu a doświadczaniem samego siebie. Ku mojemu zdziwieniu natknąłem się na wątki, które dotychczas kojarzyłem z myślą Karola Wojtyły.

Po pierwsze Ingarden pisze o czynie: “Istnieją swobodne i odpowiedzialne czyny moje, które spełniam w ciężkich chwilach życia – czasem w obliczu śmierci – a które niejako biją z najgłębszego wnętrza mego ‘ja’, jakim się ono stało w przeszłości i do dziś, do chwili czynu się utrzymuje.” Problemowi czynu, jako fenomenu, w którym ujawnia się osobowa struktura człowieka Karol Wojtyła poświęcił swoją pracę habilitacyjną “Osoba i czyn”. W czynie, czyli w wolnym i świadomym działaniu, osoba nie tylko się wyraża, ale również się buduje. Struktura czynu wskazuje na swojego sprawcę – osobę, istotę wolną, obdarzoną rozumem i wolą. Szczególna wymowa czynu dokonywanego w sytuacji granicznej bierze się stąd, że w nim wyraża się nasza tożsamość, nasze wybory, zaangażowania, to kim się staliśmy i to kim jesteśmy, to wreszcie, co zrobiliśmy z naszą wolnością. Szczególnym rodzajem czynu jest męczeństwo, czyli dobrowolne przyjęcie śmierci za wiarę. Chociaż męczennik wydaje się być biernym przedmiotem czyjegoś działania, to jego męczeństwo jest czynem par exellence, ponieważ w nim kulminuje jego tożsamość zbudowana na życiu łaską. W tym kontekście mówienie o “śmierci za wiarę” może być mylące, ponieważ przesłanie ów moment tożsamościowy męczeństwa i sugeruje, że męczennik umiera za jakąś za jakąś doktrynę. Męczennik nie umiera za to co mówi, ale za to kim jest. Dla męczennika odrzucenie swojej wiary byłoby odrzuceniem swojej tożsamości, byłoby duchową śmiercią. Czyn męczeński jest tak ważnym argumentem w procesie kanonizacyjnym, ponieważ świadczy ono o nadprzyrodzonej tożsamości kandydata na ołtarze.

Po drugie Ingarden, tak jak Wojtyła, uważa, że kluczem do zrozumienia człowieka jest wolność. Swój artykuł kończy słowami: “Jestem siłą, co chce być wolna. I nawet trwanie swoje wolności poświęci. Ale zewsząd pod naporem sił innych żyjąca, niewoli zaródź sama w sobie znajduje, jeśli się odpręży, jeżeli wysiłku zaniedba. I wolność swoją utraci, jeżeli się sama do siebie przywiąże. Trwać i być wolna może tylko wtedy, jeżeli siebie samą dobrowolnie odda na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy. Wówczas dopiero istnieje.”

Tym co fundamentalne dla myślenia Wojtyły o człowieku, i co wybrzmiewa w również w słowach Ingardena, to przekonanie, że w pełni osobowe istnienie realizuje się w dobrowolnym oddaniu siebie. Ale co to znaczy oddać siebie? Co takiego oddaję oddając siebie? Z jakiego rodzaju czynem mamy to do czynienia? W ostateczności dar z siebie jest darem z własnej wolności, jest czynem wolności, która oddaje samą siebie. Każde jednorazowy nasz dar z siebie ma swoje źródło w tym oddaniu własnej wolności. Ponieważ jest to czyn wolny, to wolność nie zostaje zanegowana, ale przeciwnie, afirmuje siebie, utwierdza się w swojej istocie. Dlatego można powiedzieć, że między wolnością a darem z siebie zachodzi ścisły związek: ile wolności tyle daru z siebie, tyle miłości. Formułę tę można potraktować jako filozoficzną parafrazę ewangelicznej przypowieści o ziarnie, które wzrasta obumierając.

Mariusz Rogalski