Dzisiaj mijają 3 lata od pierwszego wpisu na Przystani. Choć ta historia zaczeła się kilka miesięcy wcześniej od tajemniczego telefonu Basi i Michała, iż jest coś na rzeczy, jakiś projekt nowy, i musimy się spotkać u Doroty. Rąbka tajemnicy uchylił kolejnym telefonem Fr. Jay i powiedział jak niegdyś Martin Luther King: “I have a dream…” Marzenie było takie, by Fundacja miała swój blog. A ja zajmowałam się, prócz prowadzenia bloga przygodowego z życia gospodyni domowej i właścicielki działalności jakże gospodarczej, również prowadzeniem rozmaitych blogów na użytek publiczny.
Ogromnie ucieszyłam się na pomysł wspólnego działania w tak zacnym gronie 🙂 – z Basią i Michałem znaliśmy się z rekolekcji i Programu organizowanego we Wrocławiu w roku 2011, z Dosią – jeszcze z dzieciństwa. Po burzy mózgów w temacie nazwy bloga (w końcu zaświtała Basi “Przystań” i tak już zostało) i szaty graficznej czekaliśmy już tylko na powrót ks. Jarka z pustelni i pierwszy wpis.
Przyszedł na serwetce. Bo blog to literatura serwetkowa: w zamierzeniu lekka, dobrze przyswajalna, choć tu dodalibyśmy – niosąca dobrą treść. Której pisanie nie powinno nas angażować na tyle, by utrudniać codzienne życie. Być bardziej “przy okazji” życia. Wiele razy zastanawialiśmy się – i tak zostało do tej pory – czy spełniamy oczekiwania, jak pisać, czy jest za mało czy też za bardzo pobożnie, czy ktoś to w ogóle czyta? Nie będzie w tym przesady, gdy napiszę, że każda kropka po ostatnim zdaniu wpisu nas z tymi pytaniami jakoś konfrontuje. Kiedyś często komentował nas Andrzej O. (będąc jakimś wskaźnikiem – “chyba kiepsko dziś napisałam, bo nawet Andrzej nie skomentował” 😉 ), ale od kiedy na zaproszenie ks. Jarka wszedł w skład Redakcji, zasadniczo komentarze zanikły, pozostawiając nas całkowicie we mgle.
A jednak piszemy. Trzy lata tygodniowej ramówki. W nadziei, że pasja pisania komukolwiek pomaga. Dziękujemy, że jesteście z nami.
I pamiątkowy pierwszy wpis 🙂
M
Categorised in: Małgorzata Rybak