Na kazaniu ksiądz mówi, że w Adwencie chodzi o zebranie naręczy dobrych uczynków i przyniesienie ich Panu Jezusowi na Święta. I choć rozumiem dobrze kwestię mobilizacji woli, pomyślałam, jak heroiczny i samotny to Adwent – bez Niego.
Plus zaraz wejdzie w ósmy miesiąc swego życia ukrytego i zaczyna wypełniać mnie po brzegi. Wszystko dzieje się trochę inaczej. Środek ciężkości gdzie indziej, schylanie się, siedzenie, planowanie – inaczej. I myślę sobie, że Adwent to zmiana. Dla Maryi to była zmiana, która po prostu się wydarzała w Niej, gdy pozwoliła Jezusowi zająć w sobie na początku przecież maleńkie tylko miejsce. Gdy dała miejsce Innemu.
Nie negując żadnych radości tego czasu, począwszy od lampionów, przez pierniczki i szukanie prezentów dla najbliższych, chciałabym bardzo dla siebie tego otwarcia na Innego. Tej wewnętrznej gościnności, która przyjmuje inność w porę i nie w porę, także wtedy, gdy inni nie są gotowi na przyjmowanie moich “naręczy dobrych uczynków” – i potrzebują czegoś akurat zupełnie innego. Kiedy nie spełniają oczekiwań albo oczekują czegoś akurat wtedy, gdy mam inne plany.
Bo w gotowości adwentowego “działania” może uciec przyjmowanie. Pozornie bierne, a przecież wymaga tyle wysiłku. Przyjęcie Jego miłości, gdy nie czujemy się jej warci.. Przyjęcie codziennych wyzwań w wierze, że wszystko ku dobremu. Przyjęcie własnej słabości, by tyleż bardziej przyjmować słabość drugiego. By umieć okrywać tę słabość kołderką miłosierdzia, jak On sam to z nami czyni, gdy mówi: “Przychodzę”.
Mplus
Categorised in: Małgorzata Rybak