Warszawa. Dworzec autobusowy Metro Młociny.
– Niech pan wsiada, odjeżdżamy.
– Ale żona jeszcze idzie.
– Proszę pana, samolot i pociąg nie czeka. Siedemdziesiąt osób na pokładzie, proszę wsiadać.
– Ale przecież to nie samolot ani pociąg. Czy nie możemy minutę zaczekać?
– My tu mamy brytyjskie standardy. Proszę wsiadać i nie blokować drzwi.
– Przecież bez zony nie pojadę.
Drzwi się zamykają, oburzona załoga autobusu szykuje się do odjazdu. Bezradność mężczyzny przecież już po pięćdziesiątce. No właśnie. Bez żony czy bez męża – nie pojadę.
Nasza kruchość złożona w ręce drugiego. Niby każdy z nas sam z siebie jest całym bytem, a jednak tyle zależy od drugiego. Bez wzajemnego wsparcia, akceptacji, dopingu, troski – skrzydła opadają. Podróż przez życie staje się ledwo “dawaniem rady”. Ale żeby jechać, czy nawet latać, potrzeba czegoś więcej – zobaczenia w oczach drugiej osoby: “Jestem z Tobą”. Nie w krytyce upadków czy problemów, nie w “wiedziałem/wiedziałam, że tak będzie” i nie w “no, zrób coś ze sobą”. Raczej w wyrażaniu, jak dumni jesteśmy z siebie nawzajem, jak ważne jest to, co robimy, we współczuciu w momentach szczególnie trudnych.
Słyszę za oknem krzyk mężczyzny “Tu jestem”. Mija jeszcze chwila, wsiadają obje. Oddycham z ulgą. Moje standardy okazują się tak różne od brytyjskich. Odjeżdżamy.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak