Nasza córka Skakanka zaprasza po szkole koleżanki. Mama jednej z nich dzwoni do mnie, że przyjdzie do szkoły i przyprowadzi córkę osobiście. Odpowiadam, że to rzut beretem, mieszkamy w zasadzie pod szkołą i nie trzeba przechodzić przez żadną większą ulicę. Ale mama nalega. Więc deklaruję, że sama przyprowadzę dziewczynki do nas.
W drodze opowiadają. O najnowszych grach sieciowych. Czyli takich, w które gra się on-line z innymi użytkownikami, a tak naprawdę ich awatarami, nie znając prawdziwej tożsamości graczy. Drobne przytyki do córki: “ale ty się na tym nie znasz, bo nie grasz”. Zadaję w końcu pytanie, czy robią jeszcze jakieś inne rzeczy w wolnym czasie. Więc jest pianino i wyjście czasem na dwór.
I rozmyślam, jak to wielka troska o bezpieczeństwo na ulicy może iść w parze ze swego rodzaju internetową beztroską. Na FB pierwszej z brzegu gry sieciowej znajduję – między komentarzami dziewczynek – wypowiedź na oko pięćdziesięciolatka o holenderskim nazwisku, który pyta: “What’s your name?”. I myślę, takie czasy mamy, że łatwiej dać dzieciom zegarek i kaloryfer (tablet łączy w sobie oba) niż czas i ciepło.
Choć powinien nas ktoś uprzedzić, by składać już pieniądze na terapeutów dla przyszłego pokolenia. Żeby mogło usłyszeć kiedyś na przykład: “To, że mama była ciągle smutna albo ogromnie zdenerwowana, a tata nieobecny lub wściekły – nie znaczyło, że nie zasługiwałaś na miłość. I nie znaczy, że byłeś kimś bezwartościowym czy złym”.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak