Odkryłam w Trzęsaczu* zaskakujący moment konstrukcji Ewangelii. Przeczytawszy fragment o przebaczaniu siedemdziesiąt siedem razy (a w wersji francuskiej, którą mieliśmy ze sobą, zalecenie brzmiało, że nawet soixante-dix fois sept fois – siedemdziesiąt razy po siedem), zauważyłam, że zaraz po nim u Mateusza Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa**.
Czasami wydaje mi się, ze motorem bliskości może być jedynie dobro, jakie się wydarza między nami, dość szeroko opisane w sześciu krokach JA+TY=MY: w szacunku, wyjściu poza egoizm, rytuałach i innych, które znacie. Tymczasem “przepraszam” i “wybaczam” (a fragment ów dodaje jeszcze, że de tout son coeur – “z całego serca”) muszą się stać jak smakowany z radością chleb powszedni. Bo choćbyśmy wzięli jak największy rozbieg, nie przeskoczymy samych siebie z dnia na dzień. Bo nawet jeśli umyślnie nie chcemy siebie nawzajem ranić, tak właśnie nam wychodzi. Bo czasem wrażliwość drugiego zaczyna się dopiero tam, gdzie nasza właśnie sięgnęła kresu wytrzymałości. Bo jesteśmy w drodze i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że do samej śmierci będziemy niezwykle bogaci w słabości, ale też i nauczymy się siebie nawzajem – by troszczyć się o siebie słabych i takimi siebie przyjmować, i tam także znajdować przestrzeń bliskości.
Sprawdziłam w domu, że inne wydania Pisma Świętego wyglądają tak samo. 🙂 Jakby przebaczenie było wykopanym pod małżeństwo fundamentem, bez którego nic.
Możliwe, że to w ogóle fundament, który potrzebujemy wykopać pod całe nasze życie, z czasem coraz bardziej biegli w wyrażaniu skruchy i ocalaniu drugich, gdy nas ranią. I jak Bóg, który jest blisko, gdy jesteśmy słabi, ale nigdy nie koncentruje się na naszych wadach – dostrzegać wszelkie dobro, jakie wydarza się dla nas i z naszym udziałem, choć z pewną domieszką plew.
m
*nie piszemy o Programie 5 wiele, by zostawić dla Was w wersji nienaruszonej wszystkie jego niespodzianki
**Mt 18,21-19,12
Categorised in: Małgorzata Rybak