Zachwyćmy się sobą

March 31, 2017 8:09 am

Jednym z piękniejszych doświadczeń dla mnie podczas programu JA+TY=MY był dialog małżeński. Poza tym, że cudownie było rozmawiać z Ukochanym, to również dużą przyjemność sprawiało mi obserwowanie innych par. Widziałam, że z każdym dialogiem stawały się sobie bliższe. I używam sformułowania “bliższe” nieprzypadkowo – bo można było to zaobserwować w sposobie, jak na siebie patrzyli, dotykali czy słuchali siebie nawzajem.

Jednocześnie zawsze zaskakuje mnie, jak wiele małżeństw rozmawia ze sobą głównie na tematy związane z dziećmi tudzież z zaopatrzeniem. Niedawno podarowałam komuś grę “Pytaki”, która polega na tym, że zadaje się członkom rodziny różne pytania. Jakie jest Twoje marzenie? Co lubisz jeść najbardziej? Kto jest Twoim największym przyjacielem? Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z wakacji? Okazało się, że nie jest łatwo odpowiedzieć na te pytania, bo nigdy wcześniej ich po prostu nie zadaliśmy.

W większości firm raz do roku odbywa się proces oceny, podczas którego menedżerowie są zachęcani do przeprowadzenia rozmowy z pracownikami na temat ich postępów, tego co zrobili dobrze, co warto zmienić, jakie są ich ambicje na kolejny rok, jakiego wsparcie potrzebują, w jakich obszarach warto, aby się rozwijali. Pytanie, ilu z nas zadbało o to, aby przeprowadzić podobną rozmowę ze swoim Mężem/Żoną? A przecież menadżerem/pracownikiem, bywamy, a Żoną/Mężem jesteśmy przez całe życie.

Warto zadbać o zaplanowanie takiego spotkania w kalendarzu. Tego typu rozmowa wymaga czasu, nie da się jej przeprowadzić pomiędzy odbieraniem dziecka ze szkoły a obieraniem ziemniaków. Dobrze jest uczynić takie spotkanie jednym z naszych małżeńskich rytuałów i powtarzać je np. raz na kwartał. Warto bowiem od czasu do czasu przypomnieć sobie – co jest dla nas ważne? jaka jest misja naszego związku? jakie mamy marzenie na ten rok? Gdzie chcemy być jako para w kolejnym roku?

Piękno tego typu spotkań jest takie, że nieważne, jak długi jest nasz staż małżeński, bo zawsze można dokonać cudownych odkryć i po raz kolejny zachwycić się naszym Mężem/Żoną!

Chciałabym zostawić Was z pytaniem: Za czym tęskni Twoja Żona / Twój Mąż?

Ania

Recepta na codzienność

March 27, 2017 7:49 am

Drogę do pracy urozmaicam sobie zaglądaniem w mijane twarze na ulicy. Zauważyłam, że ludzie za mało się uśmiechają.

Poranek jest początkiem dnia, taką niespodzianką, oczekującą na rozpakowanie – a twarze większości ludzi zatroskane, poważne, z wyrzeźbioną prostą kreska warg lub opadającymi ich kącikami ku dołowi. Nie cieszy ich oczekiwanie na to, co przyniesie dzień; wyglądają tak, jakby już rano zaszło dla nich słońce… Przycisk uruchamiający dopływ światła i radości zaginął w kurzu codziennych emocji. Ludzie mijają się na ulicy wpatrzeni w siebie samych, nie w drugiego człowieka. Dalecy i obcy.

Czy sprawił to smog, który z powietrza przeniknął do ludzkich, serc otulając je gęstą mgłą ? Czy to panujący wirus wirtualnego świata, zamykający w kokonie, który odcina nas od życia? Wirus zobojętnienia zatacza coraz większe kręgi, pozbawiając glebę serc najcenniejszych składników – powodując postępujące zwyrodnienia w myślach, sercach, oczach i uśmiechach.

Być może zapominamy,że każdy z nas ma wpływ tylko na siebie samego. Zapominamy, że każdy dzień jest wyborem. Można żyć w otoczeniu czarnych chmur, ale można też wybrać spacer słoneczną stroną życia. Jest taki piękny cytat w Ani z Zielonego Wzgórza: ” jutro jest nowe i wolne od błędów…”

Z okazji nadchodzącej wiosny zapraszam do porzucania stereotypowych zachowań i zabranie się do porannej gimnastyki! Zanim wstaniemy z z łóżka, pomyślmy o 5 rzeczach, za które jesteśmy wdzięczni, np.: zdrowie, samodzielność, przyjaciele, dach nad głową, rodzina… Następnie uśmiechnijmy się do rozpoczynającego dnia i tak już pozostańmy, zauważając innych ludzi dookoła siebie.

Pamiętajmy, że uśmiech pokonuje lęki, stres i jest trampoliną w pogodny dzień. Do zaleceń stosujmy się tak długo, aż staną się nawykiem. : )

Myślę, że w realizacji recepty może nam pomóc modlitwa rozpoczynająca nowy dzień: “Panie, podaruj mi słońce, kwiat, uśmiech, oczy dziecka. Panie, podaruj mi radość.”

Katarzyna Stettner

Dar z siebie dla siebie

March 24, 2017 12:39 pm

W taki dzień jak dziś, tak mi ciężko zebrać jakieś sensowne myśli. Kolejny zamach, tym razem w Londynie, przypominający, jak bardzo jako ludzie jesteśmy słabi. Dopadł mnie paskudny przedwiosenny wirus. Od tygodnia nie mogę się wyspać, bo na balkonie dokładnie po drugiej stronie ściany, przy której mam głowę zagnieździły się gołębie, więc codziennie  punktualnie o 5 rano budzi mnie ich gruchanie. A do tego wieje i pada, i akurat dzisiaj córka miała odbiór sukienki komunijnej… a tu mokro i sukienka się zabrudziła i ach….. Zacisnęłam zęby, kilka łez popłynęło i kiedy już miałam się rozsypać na kawałki, użalając się nad własnym losem, pomyślałam  – stop – a gdyby tak teraz spróbować był darem z siebie, ale dla siebie? Gdyby tak bez oskarżania się o egoizm, wziąć długą kąpiel (przetrzymać dobijające się do co chwila do łazienki dzieci 🙂 ), gdyby tak nie robić sobie wyrzutów, że pusta lodówka i stos niewyprasowanych ubrań? Gdyby tak potraktować siebie jak najlepszą przyjaciółkę? Przytulić, zrobić pysznej kawy,  poczęstować kawałkiem ciasta?

Ta zmiana perspektywy pozwoliła mi spojrzeć na świat inaczej. Bo przecież to jest tak, że nie dasz tego, czego nie masz. Więc ciężko być darem z siebie dla Męża, dzieci, kiedy samemu nie potrafi się być „darem dla siebie”. Trudno nie obarczać kogoś oczekiwaniami, jeśli nie potrafimy odpuścić samemu sobie.

Kiedyś słyszałam, może nieco obcesowe, ale jakże prawdziwe stwierdzenie, żeby traktować siebie przynajmniej jak zaprzyjaźnionego psa. 🙂 . To znaczy karmić odpowiednim jedzeniem, zapewnić ruch, czas na zabawę i dobry sen, głaskać, pielęgnować, przytulać. Ile z nas – bo myślę że większy problem mamy my, kobiety, z odpuszczaniem sobie – może powiedzieć z ręką na sercu, że dzisiaj zapewniła sobie choć kilka z tych rzeczy, które zwykle zapewniamy naszym psiakom każdego dnia? Przechodzę więc od słów do czynów i idę zadbać o siebie! A jak wróci mój Ukochany, to już będę na pewno lepszą wersją siebie! 🙂

Ania

Małże w Poście

March 18, 2017 8:29 am

Przez wieki krążyły różne fantastyczne pomysły na temat produkcji pereł. Dzisiaj już wiadomo, że czynnikiem sprawczym jest ziarenko piasku, które dostaje się do wnętrza perłopława, tworząc strukturę zwaną “woreczkiem perłotwórczym”. W nim rozpoczyna się proces odkładania masy perłowej…

Małż początkowo wzbrania się, usiłując pozbyć się intruza. Odczuwa ból , który jest zupełnie nowym doznaniem. Z czasem akceptuje nową sytuację, nie płacze, nie rozpacza…
Powoli dzień po dniu przemienia swój ból w perłę , tworząc piękne arcydzieło.

Trawa post, który jest chwilą zatrzymania się na modlitwie, refleksją nad sensem i jakością życia. To czas porządków wiosennych w domu i ogrodzie, a przede wszystkim w nas samych. Dobry moment do postawienia sobie krótkiego pytania: ” jak?” .

Jak być trochę lepszym niż wczoraj?
Jak umieć rezygnować z przyjemności własnych w imię wyższych intencji?
Jak znaleźć czas dla tych którzy mnie potrzebują?
Jak przerobić w sobie decyzję nawrócenia do przemiany – w bycie darem?
Jak naśladować perłopława, by stworzyć w trudach codzienności perłę relacji?

Katarzyna Stettner

Gdzie popełniłam błąd? :)

March 17, 2017 7:23 am

Moją mocną stroną jest kreatywność, więc uwielbiam to, że dar z siebie jest twórczy, radosny, wolny i daje duże pole do popisu. Nie stanowi więc dla mnie problemu wymyślanie nowych pomysłów, niespodzianek, zaskakiwanie Pawła prezentami czy zorganizowaniem czasu w ciekawy sposób. Można nawet pokusić się o wniosek, że w tej materii wykazuję aż za dużą aktywność. 🙂 I wszystko jest pięknie… do czasu… Kiedy następuje zderzenie z reakcją Ukochanego. Bo u mnie bardzo często w pakiecie z darem jest zaszyte bardzo konkretne oczekiwanie, określona ilość “achów” i “echów”, pełne wdzięczności spojrzenie i słowa miodem płynące. 🙂 No, w końcu należy mi się nagrodę za pomysł, oryginalność i w ogóle. W efekcie kiedy życie gotuje mi inny scenariusz niż sztuka zapisana w mojej głowie – pojawia się złość, rozczarowanie i zadawanie sobie pytania: gdzie popełniałam błąd? 🙂

Dopiero Program pomógł mi zrozumieć, no właśnie… gdzie popełniłam błąd. Zarządzanie oczekiwaniami to nie lada sztuka, ale warto się jej uczyć, a przede wszystkim warto w sobie szukać radości z samego aktu dawania, a nie z reakcji, która nastąpi potem. Tak wiem, to trudne, ale z pewnością możliwe. Jak to robić? Nie mam złotego patentu, wciąż popełniłam błędy, choć mam nadzieje, że jest ich mniej. To, co ja robię, to przede wszystkim staram się przechwytywać wszystkie głosy w mojej głowie, które szepczą mi: “nie tego się spodziewałaś”, “powinien to”, “powinien tamto”. To powoduje, że odbieram tym słowom moc wprowadzania mnie w rozczarowanie.

Na końcu chciałam podzielić się Wami jeszcze małym ćwiczeniem, które kiedyś zrobiliśmy razem z Pawełkiem. Bardzo je polecam w kontekście szukania inspiracji do daru z siebie. Jest ono bardzo proste i polega na napisaniu  i powiedzeniu Mężowi/Żonie wszystkiego tego, co powoduje, że czujemy się kochani, bezpieczni i zaopiekowani w formule: “Czuję się kochany/bezpieczny/zaopiekowany kiedy Ty…” To mogą być drobne rzeczy, np. “kiedy się do mnie uśmiechasz, kiedy okrywasz mnie kocem podczas drzemki na kanapie, kiedy opłacasz rachunki, bo wiesz, że tego nie znoszę” albo rzeczy nieco większe. Taka lista to prawdziwa skarbnica wiedzy! Zatem do dzieła! Skarby ukryte są tuż pod naszym nosem. 🙂

Ania

Albo trening, albo ja!

March 10, 2017 5:00 am

Mój Ukochany uprawia chyba jeden z bardziej wymagających sportów, jakim jest triathlon. W praktyce oznacza to godziny spędzone na rowerze, basenie, tudzież na treningu biegowym. Długi czas nie mogłam pogodzić się z tą pasją, oskarżając Pawła o egoizm, bo przecież “jak można zamiast wieczoru ze mną czy zabawy z dziećmi wybrać trening?” 🙂 Nieustannie prowokowałam go do dokonywania wyborów, robiąc to oczywiście w bardziej zawoalowanej formie niż proste: “albo trening albo ja” 🙂

Ponieważ nie mam w sobie żyłki rywalizacji, nie mogłam zrozumieć, że można świadomie pchać się na zawody, w których kilkaset ludzi rozpycha się łokciami i jeszcze trzeba za to płacić! Nie przyjmowałam argumentów, że dla Pawła ważne jest przekraczanie granic, ściganie się, pokonywanie własnych ograniczeń. Przekonywałam go, że przecież może sprawdzać się na innych polach i również być szczęśliwym. Temat treningów nieustannie wracał w naszych sprzeczkach. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć.

Na szczęście z pomocą przyszedł program JA+TY=MY. Po pierwsze wyzwolił mnie on z przekonania, że muszę rozumieć motywy Pawła. Okazuje się, że można kogoś wspierać w jego pasji i jego marzeniach, nie do końca je rozumiejąc. Po drugie, uświadomiłam sobie, że próbując udowodnić Pawłowi, że można inaczej (w domyśle – lepiej) realizować cel przekraczania granic, brałam pod uwagę wyłączenie siebie, swoją mapę, swoją wrażliwość i temperament. A gdzie akceptacja różnic? Gdzie szacunek do tego, że druga osoba może postrzegać świat inaczej?

Kiedy poruszaliśmy w trakcie warsztatów temat daru z siebie, pomyślałam, że cudownym darem z siebie może być właśnie wspieranie naszych bliskich w byciu najlepszą wersją siebie, w realizowaniu tego, do czego zostaliśmy stworzeni, co nas uskrzydla i czyni szczęśliwymi. Dlatego postanowiłam, że zamiast próbować rozumieć, po porostu… będę obok – z ciekawością, troską i pomocą. Trzymajcie za mnie kciuki, bo sezon startowy zaraz się zaczyna. 🙂

Ania

Po dwóch stronach gór

March 3, 2017 5:00 am

W ciągu ostatniego miesiąca miałam okazję spędzić kilka dni w Tatrach. Jeden weekend – po polskiej stronie i kolejny – po słowackiej. Przebywając w schroniskach, na szlakach czy stokach narciarskich poczyniłam pewne obserwacje 🙂 ( taką mam przypadłość, że fascynuje mnie obserwowanie ludzi 🙂 ). Zwróciłam uwagę, że sporo małżeństw po stronie polskiej komunikuje się w sposób mało przyjazny. Częsty obrazek jest taki: ona niezadowolona, nawet nie patrzy mu w oczy, nie łapie za rękę, tylko narzeka i całą sobą wyraża dezaprobatę. “Miałeś kupić frytki? Gdzie one są? Ty nigdy o niczym nie pamiętasz! Nie widzisz, że on już jest śpiący? Czemu zapomniałeś gotówki? Nigdy nie można na Ciebie liczyć! No rusz się, zrób coś!” Biedny on, w milczeniu, ze spuszczoną głową znosi te tyrady. 🙁

Na szczęście u naszego sąsiada byłam świadkiem zgoła odmiennych zachowań. Pary siedzą obok siebie, bok przy boku, dzieci są przy nich (a nie pomiędzy nimi). Śmieją się, patrzą sobie w oczy, popiją razem kawę czy piwo. I chociaż nie rozumiałam o czym rozmawiają, to czułam, że są ze sobą blisko i jest im dobrze. Szacunek – to nie jest bowiem tylko to, co słyszymy, ale również to, jak się przy kimś czujemy. Czy jesteśmy akceptowani? Czy czujemy się wyjątkowi dla naszego małżonka? Dlatego tak ważny, obok słów, jest sposób w jaki siadamy, patrzymy na siebie. Nasze ciało to jeden wielki komunikat. Zadbajmy o to, aby mówiło ono: “kocham Cię, jesteś dla mnie ważny, najważniejszy!” Szukajmy sposobu, by być blisko, by spojrzeniem i gestem dać Ukochanemu poczuć naszą miłość i troskę. I to mój apel zwłaszcza do nas kobiet, żeby zwrócić na to większą uwagę.

Ania

Jak pięknie się różnimy

February 24, 2017 5:04 am

Kiedy myślę o szacunku, pojawia się we mnie wiele pytań. Bo czym tak naprawdę jest szacunek ? Wartością? Uczuciem? Czy może jeszcze czymś innym? A czym jest szacunek w relacji? W jaki sposób możemy wyrazić szacunek do Męża/Żony? Mam poczucie, że dla mnie to wciąż temat wymagający codziennej pracy nad sobą i bardzo daleko mi do „ideału”…

Wydaje mi się, że dla mnie chyba najpiękniejszym sposobem wyrażenia szacunku jest dar uważności. Żyjemy w ciągłym biegu, otoczeni mnóstwem urządzeń, starając się łączyć role mamy/ojca; męża/żony, pracownika. Uważność to pokazanie Mężowi: “widzę Cię” – poprzez uśmiech, spojrzenie w oczy, pocałunek na dzień dobry. Zauważanie, czy jest zmęczony, czy radosny, czy może coś go nie boli? Bycie żywo sobą zaciekawionym. Dostrzeżenie („z miłością”:) ) kolejnej cudownej zmarszczki, dodającego szlachetności siwego włosa, nowej, pięknie podkreślającej sylwetkę sukienki, dobrze przyciętej brody.
Zdarza nam się z Pawłem chodzić na ściankę wspinaczkową. Wspólne wspinanie to doskonała lekcja uważności. Najpierw trzeba zadbać o właściwe ubranie sprzętu i tu dobrym nawykiem jest sprawdzanie siebie nawzajem, upewnienie się, czy nasz partner pamiętał o wszystkim, czy dobrze zawiązał linę itp., bo przecież chodzi o nasze bezpieczeństwo. Żeby kogoś dobrze asekurować, trzeba być z tą osobą w stałym kontakcie, cały czas na nią patrzeć, żeby w razie czego wyłapać jej odpadnięcie od ścianki. Osoba asekurująca uważnie słucha komunikatów wspinającego, który np. może potrzebować odpoczynku i trzeba zrobić blok. Znowu osoba wspinająca dba o to, żeby jasno przekazać swoje potrzeby i zawsze upewnia się, że druga strona je dobrze zrozumiała. Jakże potrzebna jest naszym relacjom taka uważność, troska i ciągłe upewnianie się, jak jest. Kiedy rodzi nam się dziecko, przez pierwsze miesiące, kierowani miłością i troską, uważnie je obserwujemy. Śledzimy i świętujemy pierwszy uśmiech, pierwszy głośny śmiech, pierwsze przekręcenie się na plecki. A gdyby tak – chociaż czasami – spojrzeć w ten sam sposób na naszego Ukochanego/Ukochaną? Gdyby próbować odnaleźć w sobie radość z odkrywania siebie i tego jak pięknie się różnimy!

Warto być także szczególnie uważnym na emocje. Czytać nie tylko komunikaty werbalne, ale także te niewerbalne. Uczyć się nazywać i komunikować swoje emocje za pomocą uczuć, a nie intelektu. Konflikty rodzą się na poziomie racji, a nie uczuć; te zawsze są prawdziwe, ale oczywiście bardzo trudno nam ubrać w słowa, to co odczuwamy.

Każdy z nas ma prawo przeżywać emocje na swój sposób. Ja na przykład mam duszę idealistyczną i bardzo często zapalam się do różnych pomysłów i cała nimi „płonę”. Paweł jest z natury pragmatykiem i zwykle ocenia pomysł pod kątem racjonalnych kryteriów. I pomimo że mam tego świadomość i nie powinnam tworzyć w głowie oczekiwań, to bardzo trudno jest mi zaakceptować i uszanować sposób, w jaki on reaguje. Zbyt często złoszczę się, irytuję, czując zawód i rozczarowanie, że on gasi mój zapał i podcina mi skrzydła. 🙂 I tu właśnie potrzeba szacunku i akceptacji różnić. Szacunek zatem to nasze codzienne wybory, to doskonalenie się w umiejętności patrzenia na problem z innej pespektywy niż moja własna. To umacnianie przekonania, że to świetnie, że tak pięknie się różnimy!

Ania

Ucieczka z domu… do domu naszego wnętrza

February 21, 2017 7:04 am

Będąc ojcem czwórki dzieci dobrze zdaję sobie sprawę, że rodzinne życie domowe wymaga dużo wysiłku, zmagań i wyrzeczeń. Daje dużo radości i satysfakcji, ale też przysparza smutków i trudności, które codziennie musimy pokonywać razem z żoną. Wiemy, że siły do tych codziennych zmagań możemy regenerować w naszej dobrej relacji małżeńskiej. Cieszymy się więc, że są sposoby, aby tę relację budować, rozwijać i wzmacniać.

To jest jedna strona naszego życia. Ta związana z domem rodzinnym.

Drugą, nie mniej ważną stroną naszego życia jest dom naszego wnętrza. Miejsce, gdzie każdy z nas jest po prostu sam. Miejsce, gdzie możemy spotkać się z Bogiem. Miejsce, gdzie możemy zdać sobie sprawę, co czujemy i skąd to wynika. Miejsce, gdzie odczuwamy niewyjaśniony smutek, gniew, żal, a nawet lęk. Miejsce, gdzie druga osoba może się znaleźć tylko wtedy, kiedy jej otworzymy drzwi i kiedy zechce przez nie wejść z odpowiednią delikatnością. Miejsce, gdzie powinniśmy się czuć sobą i gdzie powinno także nam być dobrze.

Coraz bardziej jestem przekonany, że obydwa te domy są równie ważne. Dbajmy o nie, spędzając w nich odpowiedni czas. Pozwólmy sobie na chwile samotności w domu naszego wnętrza, aby umocnieni wracać do naszego domu rodzinnego, gdzie będziemy ostoją dla naszych bliskich.

Robert

Górski trening łagodności

February 17, 2017 5:00 am

Mamy to szczęście dzielić z Pawłem wspólną orbitę: góry. W ostatni weekend wybraliśmy się w nasze ukochane Tatry. Okazało się, że wspólny trekking w trudnych, surowych zimowych warunkach, paradoksalnie może być cudowną lekcją łagodności! Kiedy wspinamy się do góry, każde z nas idzie własnym tempem. Dla wysportowanego, szybkiego Pawła oznacza to – co jakiś czas – czekanie na mnie i sprawdzanie, czy wszystko ze mną ok. Myślę, że to bardzo uczy go pokory, uważności na mnie. Dla mnie z kolei to lekcja zaufania – podążania śladami zostawionymi przez niego; to wiara, że poczeka, obejrzy się, ale także akceptacja tego, że każde z nas może iść własnym tempem, że on nie musi zwalniać, żeby dotrzymać mi kroku. Nie musimy rozmawiać, aby czuć swoją bliskość i troskę. Ważne, jeśli w końcu spotkamy się, aby wspólnie odpocząć czy wreszcie podziwiać szczyt!

Góry dają też wspaniałą możliwość opiekowania się sobą nawzajem. Tylko w górach Paweł wiąże mi sznurówki butów :-), dba o to, żebym się nie przegrzała (bo zwykle jako zmarzluch wkładam na siebie kilka warstw). Ja z kolei mogę okazać mu wdzięczność i tak potrzebne każdemu mężczyźnie przekonanie, że mu ufam, że pójdą z nim wszędzie, że jest moim przewodnikiem.

Pięknym dla mnie czasem jest też moment zejścia, kiedy idziemy już blisko siebie, oddechy nie są już takie rwane i możemy rozmawiać. Magia przyrody wokół – cisza, brak ludzi (tak jest tylko zimą w Tatrach 🙂 ), przestrzeń – ogrania nas, łagodniejmy po wpływem tych cudów natury i mamy odwagę rozmawiać o rzeczach ważnych, marzeniach, obawach, planach, a nie tylko o liście zakupów… 🙂

Wspólne górskie doświadczenia jeszcze długo nosimy w sobie i sprawiają one, że łatwiej jest w sobie obudzić tak potrzebną w relacji łagodność.

Ania