co ma smartfon do szacunku

February 28, 2017 5:00 am

Obejrzałam ostatnio fantastyczne wystąpienie Simona Sineka, w którym mówił o telefonach i więziach międzyludzkich. Ok, wiemy już na ten temat wszystko: że w windach, na przystankach i w kolejce do kasy generalnie widać ludzi z telefonem w ręku. Że świat wirtualny wciąga i uzależnia, a także osłabia relacje w realu. Intelektualnie mamy to już dosyć dobrze przerobione. A przecież trzeba kiedyś odpowiedzieć na wszystkie wiadomości i zadać wszystkie zaległe pytania.

Simon zrobił jednak ciekawą rzecz, która – niczym obrazowe ekspertmenty z rekwizytami z Programu JA+TY=MY – pozwoliła odczuć, o co naprawdę chodzi. Poprosił kogoś z widowni o pożyczenie telefonu i poprosił, by zastanowić się, jaki byłby odbiór jego mówienia do publiczności, gdyby trzymał go w dłoni. Potem zaprosił do wyobrażenia sobie sceny, w której ktoś podchodzi do niego na korytarzu zadać ważne pytanie, a on trzymając w ręku smartfona – bez używania go w jakimkolwiek celu – powiedziałby: “w czym mogę Ci pomóc”? Jak poczułaby się ta druga osoba? Wystarczy telefon w dłoni; nie trzeba nawet przeglądać w nim aplikacji czy pisać sms-ów, by od razu wywołać wrażenie, że nie oddaję komuś, kto jest przy mnie, całej mojej uwagi. Telefon bowiem, jak mówi Sinek, w naszych czasach tworzy już  podświadome skojarzenie, że to nie drugi człowiek jest dla nas najważniejszy w danej chwili, ale telefon, w którym coś się może wydarzyć.

Propozycja Sineka – to całkowite wykluczenie telefonów ze stołów, przy których się spotykamy czy jemy razem posiłek; z wszelkich interakcji, w których ważne jest samo spotkanie i bycie, tak w pracy, jak i w domu. W rodzinie tych momentów będzie bardzo wiele.

Schowany w kieszeni telefon – to znak szacunku dla człowieka, z którym jestem. Czy on będzie miał dwa lata, czternaście czy czterdzieści, a może nawet siedemdziesiąt cztery. Szacunek – to sposób pokazania komuś, że jest dla mnie ważny.

Może w przededniu Wielkiego Postu warto odbyć naradę rodzinną o strategiach, które – ograniczając władzę smartfonów nad naszym życiem – zwrócą nas samych sobie nawzajem. 🙂

Małgorzata Rybak

odstęp

February 25, 2017 5:00 am

Pisałam o tym już kiedyś, że mocno zapadła mi w pamięć tabliczka zamieszczana na ostatnim wagonie wrocławskich tramwajów: “zachowaj odstęp”. Czyli: pamiętaj o pewnej odległości, bo inaczej znajdziemy się w niebezpiecznej sytuacji. Jak bardzo się to sprawdza w relacjach, choć wydaje się nieraz, że w małżeństwie to nie jest już konieczne. Że ślub otwiera drogę do takiego zlania się i zmieszania ze sobą, że “odstęp” nie jest już potrzebny.

A przecież jest. To właśnie jego brak powoduje myślenie, że mam kogoś na własność, że druga strona musi spełniać moje życzenia i oczekiwania, zaspokajać wszystkie potrzeby – i że w zasadzie powinno to być jego czy jej życiową misją. A przecież to “odstęp” bardzo pomaga budować zdrowe relacje, zwłaszcza w momentach, gdy – jak pisała wczoraj Ania – pięknie się różnimy. Tak pięknie, że aż może się w głowie zakręcić pod wpływem trudu, jaki różnice wnoszą do naszego świata.

“Odstęp” pomaga zrozumieć, że drugi człowiek może myśleć, mówić i robić inaczej niż ja. I że ta inność nie jest wymierzona przeciwko mnie – również wtedy, gdy jestem oceniana, gdy ktoś ma inne zdanie od mojego czy gdy mnie krytykuje. “Odstęp” pozwala zostawiać krytykę przy krytukującym i powiedzieć “widzę, że masz na ten temat inne zdanie”. Bez konieczności bronienia siebie czy ataku, który mógłby uratować resztki naszej samooceny.

Ten “odstęp”, który możemy nazwać szacunkiem, pomaga na co dzień róznież powstrzymać się przed głupim żartem, wyśmianiem jakiejś słabości albo zawstydzaniem. Przed “rozkazami” i rozliczaniem, przed prawieniem kazań czy byciem “kierownikiem duchowym” dla męża czy żony. Bo przecież te rzeczy bolą w każdej relacji. Szacunek nie tłamsi, on drugiego wzmacnia i afirmuje.

Małgorzata Rybak

“Na szacunek trzeba sobie zasłużyć”

February 20, 2017 4:58 am

Gdy Pawełek zasypia, siadam do karcianego stolika naszej ekipy w małym domku w Czechach, gdzie toczy się rozgrywka “Five Crowns” (jeszcze nie znam zasad) i mówię do zebranych przyjaciół-trenerów Programów, w tym redakcyjnej Doroty, że jeszcze szybko w telefonie napiszę wpis na jutro. I że będziemy teraz zastanawiać się na blogu nad Tematem 2, czyli tym o “szacunku i akceptacji różnic”. Starzy wyjadacze JA+TY=MY, Renia i Andrzej, rzucają prowokacyjnie, trącając się łokciami: “Na szacunek trzeba sobie zasłużyć”. 😉

I myślę, jakie to trafne. Przecież tę właśnie zasadę podpowiada nieustannie nasz dialog wewnętrzny. “Mogłabym go szanować,  gdyby tylko…” “Okazywałbym jej szacunek, jeśli przestałaby robić to czy tamto…” I wpadamy w pułapkę, w której potem w małżeństwie biegamy jak chomiki w kołowrotku. Błędne koło. Brak szacunku będzie potęgował zachowania obronne, te, które będą miały udowodnić, że coś znaczę i mam autorytet.  Albo spowodują ucieczkę w egoizm, by jakoś zaspokoić własne potrzeby, których nikt nie szanuje.

Jest na to tylko jedno lekarstwo: przyjąć zasadę odwrotną, że na szacunek nie trzeba zasługiwać. Jest on rzeczą darmową. Drugiemu człowiekowi okazujemy go gratis, dlatego że jest osobą i wszystko inne będzie poniżej tego, na co zasługuje, poniżej jego godności. Szacunek może stać się poręcznym i niezawodnym sitkiem dla myśli, słów i gestów.

Zaproszony do domu sprawi, że będzie w nim bezpieczniej. Zamiast skupiać się na udowadnianiu, że mam autorytet, będę mógł /mogła skupić się na tym, by kochać.

Pamiętamy tylko, że aby go w domu przybyło, mam nie tyle go oczekiwać, co okazywać i zaskakiwać nim drugą stronę. 🙂

Małgorzata Rybak 

odchudzanie i zmiana siebie

February 13, 2017 5:00 am

Znajoma psycholog i coach, Ola Mroczko, napisała kiedyś świetny tekst o odchudzaniu, który bardzo mi się spodobał. Motywem przewodnim było to, że nie da się schudnąć, nie kochając siebie. Jeśli przechodzę na dietę dlatego, że nie znoszę własnego odbicia w lustrze, to działam jakoś przeciw sobie i nie mogę być efektywny.

Ks. Jarek wczoraj pisał o naszej zasadzie nr 1 – “zmieniam siebie”. Głęboko wierzę, że to jedyna metodologia zmieniania świata na lepsze. Do dziś jednak czuję pewien opór, gdy “mam zmieniać siebie”. 🙂 Ze wzrostem w rozumieniu JA+TY i z wiekiem jest on coraz rzadszy, ale na początku był ogromny. I myślę, że tak jak w odchudzaniu katowanie siebie dietą, żeby z nielubianej “grubaski” czy “grubaska” zrobić modelkę / modela jest strategią na efekt jo-jo – tak samo zmienianie siebie z powodu niechęci do siebie albo dlatego, że mi ktoś kazał, albo dlatego, że jest w tym jakaś idea – jest skazane na niepowodzenie.

“Zmieniam siebie” zaczęło działać w moim życiu, gdy zobaczyłam, że mam wybór. I że to cudowne, że mogę mieć wpływ na to, kim jestem. I że mogę dawać ludziom to, czego sama potrzebuję. Prawdopodobnie to moje największe i zupełnie samodzielne odkrycie w zeszłym roku, naznaczonym licznymi kryzysami w relacjach z innymi ludźmi. Wymyśliłam sobie maksymę: “daj to, co chcesz dostać”. Nie po to, by to dostać od innych, ale dlatego, że to, czego potrzebujesz i szukasz w relacjach, jest także tym, na co jesteś najbardziej wrażliwa/y. Czyli jest to Twoim darem, talentem, zasobem. A skoro Twoim, to nie warto oczekiwać, że inni będą potrafili dawać to lepiej. Na przykład: jeśli chcesz, by Twoje środowisko życia i pracy było bardziej empatyczne, ofiaruj empatię; skoro jej poszukujesz, jest Twoją wąską specjalizacją.

Nie można zmieniać siebie, nie kochając siebie i nie widząc swoich atutów. Głębokie pokochanie samego siebie pozwala powiedzieć sobie: “możesz zrobić kolejny krok do przodu”, “możesz zareagować inaczej”, “potrafisz zachować się tak, jak chciałabyś, by traktowano Ciebie”. I o ile w stylu zmieniania siebie motywowanym perfekcjonizmem, gdy upadamy, zostaje złość na siebie, to gdy mamy dla siebie choć trochę miłości – powiemy sobie “chodź, dasz radę, jutro możesz to samo zrobić lepiej”, “potrafisz ofiarować drugiemu coś lepszego z siebie”. Wierzę, że Boża miłość dźwiga nas i przynagla podobnymi słowami.

Małgorzata Rybak

ucieczka z domu

February 11, 2017 5:00 am

Andrzej przyniósł do domu z biblioteki dwie książeczki z żartobliwej serii “Jak żyć”. Moją uwagę zwrócił taki oto obrazek:

IMG_1122

To taka sytuacja, kiedy w domu nie chce się być. Tu mowa jest o mężu, ale z żoną może być podobnie. Często wydaje się nam, że wina leży po stronie pracy, ale może okazać się, że ona właśnie siedzi sobie spokojnie w domu, jak kanapowy pies czy kot. Bo może w naszym salonie, kuchni czy sypialni atmosfera jest tak trudna, że lepiej nie wchodzić; łatwiej wyjść, niż wrócić.

Nieprzepracowany krok 1 będzie w domu witał nie męża i nie żonę, ale moje o nim marzenie. Żywy człowiek pozostanie nieprzyjęty. Pokażą to reakcje na jego zachowania sprzeczne z naszym wyobrażeniem.

Kiedy się więc urządzamy, warto zadbać w domu o dużo przestrzeni. 🙂 Albo zrobić przemeblowanie. Żeby każdy z domowników – mąż, żona, dzieci – mogli zostać zaakceptowani i docenieni w tym, kim są. A w słabości otrzymali wsparcie, bo przecież tego potrzebujemy od siebie nawzajem, by wzrastać.

Małgorzata Rybak

“Jak żyć. Mąż” – Hazeley J.A., Morris J.P.

dlaczego łagodność?

February 7, 2017 5:00 am

Wspaniale było towarzyszyć na ostatnim Programie kolejnym parom, które odkrywają 6 kroków do zmiany w relacji. Cudownie było słuchać o tym, że nie przeżyli jeszcze w swoim życiu podobnego weekendu, choć uczestniczyli już w wielu rekolekcjach i eventach dedykowanych małżeństwu w Kościele. I że przychodzili na niego pozbawieni nadziei, a wychodzą z zupełnie nową perspektywą. I jak bardzo chcą wdrażać w życie narzędzia i strategie, jakich mogli się w czasie JA+TY=MY uczyć.

Zaletą bycia w gronie trenerskim jest to, że można Program powtarzać po raz kolejny i kolejny. I ja również wyszłam z niego pełna pomysłów, postanowień i z nową wizją siebie w rodzinie. Jakże szybko przekonałam się, że pierwszy krok nie bez przyczyny związany jest nie tyle z fantastycznymi pomysłami na własne działania i inicjatywy, ale z reagowaniem na rzeczywistość i zachowanie innych. “Łagodność”- to inaczej mądre opanowanie, cierpliwość i dobroć w reakcji na to, co nie do końca jest po mojej myśli. Wystarczył jeden wieczór w rodzinie po powrocie do domu, by się przekonać, że inni nie potrzebują moich świetnych pomysłów, ale lepszych reakcji na ich własne poczynania.

I choć łagodność wydaje się tak pasywna, tak pozbawiona władzy “ja” i być przeciwieństwem działania, że wydaje się bardziej anty-strategią niż pomysłem na jakąś aktywność, przecież tak naprawdę jest szczytowym wyrazem decyzyjności. To ja decyduję o tym, jak się zachowam i jak zareaguję – nie moje emocje, których właściwością jest nietrwałość. To we mnie najpierw może wygrać dobro.

Małgorzata Rybak

“zaspokoić potrzebę” czy “budować relację”?

February 4, 2017 5:00 am

Dzisiejszy świat wylicza jednym tchem: sen, jedzenie, picie, seks. W szeregu “potrzeb fizjologicznych”. Każdy jednak, kto wyrósł choć trochę z analfabetyzmu w dziedzinie związków międzyludzkich, wie i czuje, że w sferze seksualnej nie chodzi o wzajemne “zaspokojenie potrzeb” czy skonsumowanie siebie nawzajem (jak w przypadku śniadania, bez którego śmierć głodowa), tylko o budowanie relacji. Jeść i pić możemy solo, a nawet egoistycznie wybierając najlepsze kawałki czy wyrządzając sobie krzywdę nadmiarem. W intymnym spotkaniu jesteśmy jednak z drugą osobą, której nie można użyć do zaspokojenia swoich potrzeb, nie można zranić swoim egoizmem.

“Potrzeba” skupia mnie na moim głodzie; adresatem czułości jest druga osoba. Jeśli w bliskości fizycznej może kryć się jakaś paląca potrzeba, to prawdę o nas wypowie napełniej potrzeba miłości – z tym wszystkim, kim jestem. Z moim niedoskonałym ciałem i poranionymi emocjami, z moim sukcesem i słabością, z moim uśmiechem i trudem. I pierwszym krokiem do realizacji tej potrzeby miłości bezwarunkowej w nas – jest ofiarowanie jej drugiemu.

I przecież nie chodzi tylko o czułe słowa, ale wyjazd w nocy po chleb czy węgiel, bo się skończył, i przebranie dziecku pampersa i posłodzenie kawy, jak lubisz, choć ja pijam niesłodzoną. I że wybaczam Ci po raz kolejny ten wkurzający nawyk, i mówię Ci coś dobrego zamiast czegoś przykrego. I milion innych, których pełna jest codzienność.

Małgorzata Rybak

Polecamy Waszej modlitwie bardzo mocno startujący dzisiaj u nas, we Wrocławiu, Program JA+TY=MY.

ślepa ulica kompromisu

February 3, 2017 5:00 am

Sfera intymności w małżeństwie to miejsce, gdzie widać jak w soczewce, że kompromis nie jest receptą na szczęście w relacji. Chociaż JA+TY=MY odczarowuje go nieustannie, w potocznym rozumieniu “dobry kompromis” to słowo-wytrych, klucz do udanego związku. I jest to jedna z większych pomyłek poznawczych.

Gdy przetestujemy kompromis w naszej małżeńskiej bliskości, nie pozostanie wątpliwość, że to katastrofa. Żona przeżywa chorobę czy jakiś kryzys, ale idzie na kompromis, bo mąż nalega. On chciałby być z nią blisko, ale ona boi się ciąży i żeby wyjść naprzeciw jej lękowi, rezygnują z tej sfery kompletnie. Ona wyobraża sobie lepsze okoliczności współżycia, bardziej sprzyjające oddaleniu się od spraw domowych, ale dla niego nie ma znaczenia gdzie i jak, byleby “coś było”, więc i składzik na graty wystarczy. On chciałby spędzić z nią cały wieczór i razem zasnąć, ale ona co noc pracuje i wydziela mu pół godziny swojego czasu, po którym już czyta smsy i maile i obmyśla strategie wyrobienia się z robotą.

Każda ze stron, która w podobnych sytuacjach “idzie na kompromis”, płaci za to wielką cenę. To nie tylko trudnosc zaangażowania się całkowicie, razem z uczuciami, wolą, intelektem, ciałem – obecnym tu i teraz dla Ciebie. Ceną są także poranione uczucia, poczucie bycia jakoś zredukowaną czy zredukowanym, potraktowanym poniżej osoby. A skrajnie – poczucie wykorzystania, z którym coś trzeba przecież zrobić. Bo chociaż pozornie wszystko się udaje i zachowujemy “święty spokój”, w emocjach potem wydarza się bardzo wiele.

O ile mój dar z siebie dla Ciebie to 100 procent, kompromis mówi: oddaję 300 procent. Czyli więcej niż mam i idę na bankructwo. W nadziei, że jakoś sobie poradzę albo sobie odbiję. W praktyce jednak – nie radzimy sobie i na koniec wypominamy, gdy uzbiera się w nas taka ilość żalu, że nie da się już go dłużej upychać po kieszeniach. Albo przeciwnie, pójdziemy w zimną wojnę, w technicznie sprawny związek, który toczy cicha niechęć czy nawet nienawiść. “Skoro Ty możesz mnie tak traktować i zawsze wygrywasz, to ja też mogę zrobić coś, co nie do końca jest dla Ciebie dobre, za to dla mnie korzystne”.

Tak, tak, kompromis ma przewrotną twarz i lubuje się w rozwalaniu związków. W sferze bliskości fizycznej kompromis rani jeszcze bardziej, bo tam jesteśmy najbardziej bezbronni; nie mamy nic już więcej do schowania czy oddania. Zdecydowanie trzeba wywalić go z łóżka. Zamiast niego – lepsza będzie strategia rozmowy o potrzebach, wzajemnego głębokiego zrozumienia, troski i szacunku, by rozwiązania dawały nam obojgu poczucie, że niczego nie zrobimy kosztem drugiej osoby.

Małgorzata Rybak

PS. Prosimy o wsparcie dla nas – organizatorów, prowadzących i uczestników JA+TY=MY już od jutra we Wrocławiu. Bądźcie z nami.

inne zjawiska atmosferyczne

January 30, 2017 5:00 am

Jak pisał wczoraj ks. Jarek, to, co mówimy, wypływa z tego, co sobie myślimy w naszych głowach i sercach. A praca nad tym, żeby myśleć dobrze i z nadzieją pokładaną we wszystkim i we wszystkich – zajmuje trochę czasu.

Co można zrobić już dzisiaj? Zwrócić uwagę na to, co wypowiadam. Czy to jest “dobre słowo?” Łapię się na tym, że najpierw często zauważam coś, czego brakuje i do tego robię komentarz (“Gdzie macie kapcie?”, “o, nie kupiłeś chleba” itd.). I lubię robić sobie takie ćwiczenie, żeby wypowiedzieć na głos dopiero uwagę na temat tego, co po pierwsze “jest” (a nie, czego nie ma), zaś po drugie – jest pozytywne.

Z tych wszystkich słów tworzą się wokół nas zjawiska atmosferyczne, z których powstaje ogólny kilmat domu czy miejsca pracy. I tak może go opisywać “chmura gradowa”, “cisza przed burzą”, “jesienna plucha” albo coś bliższego słońcu i pogodzie. 🙂

Małgorzata Rybak

trening komunikacji

January 28, 2017 5:00 am

Najcudowniejszy trening komunikacji przyszedł do mnie z Pawłem. Pawełek, nazwyający siebie samego “Papą”, kończy za tydzień dwa latka. I nie wiem, czy to moje lata zrobiły swoje, czy fakt czekania na niego bardzo długo, czy to w końcu taki moment w życiu, gdy następuje przewartościowanie – ale mam czas. Mam dla niego dużo czasu, mimo że jest trzecim dzieckiem w domu i wydawać by się mogło, że będzie mu przysługiwało czasu najmniej.

Ponieważ mam czas, Pawełek nauczył mnie komunikacji bez krzyku. To nie znaczy, że potrafię już tak rozmawiać z całym światem. Ale na niego nie zdarza mi się krzyczeć, natomiast od samego początku bardzo dużo rozmawiamy. Od pierwszych chwil, gdy on umiał tylko płakać, albo ziewać, albo się uśmiechać, opowiadałam mu o tym, co on czuje, albo zadawałam pytania, czy dobrze go rozumiem. W efekcie – nie dochodzi między nami do żadnych eskalacji.

Scena z wczoraj. Wracam do domu ze spaceru, w czasie którego po zakupach spożywczych oglądaliśmy na przejeździe pociągi. Dramaturgię buduje fakt, że sytuacja dla mnie stała się krańcowo moczopędna i grozi awarią kanalizacji in situ, czyli na miejscu zdarzeń, tj. konkretnie na podjeździe przed domem. Wyciągam z auta siatki, wyciągam klucze, wyciągam Pawełka, a każda czynność zdaje się trwać wieki, i wtedy on uderza w płacz, że chce jechać do Babci. Zrozumcie mnie dobrze: nie mam ani sekundy. Często rodzice przeżywają taką sytuację jako próbę sił: kto będzie głośniej krzyczał. Albo obmyślają strategię, jak wierzgające dziecko sprawnie wynieść z auta i wrzucić do domu. Mówię do Pawełka, przytulając go:

“Chciałbyś strasznie jechać do Babci”.

Ciche “tak”.

“Bardzo kochasz Babcię, prawda?”

Znowu ciche “tak”.

“Babcia jest taka fajna i bardzo kocha Pawełka.”

“Tak”.

“Bardzo lubisz tam jeździć”.

“Tak”.

“Tak mi strasznie przykro, że teraz nie możemy tam jechać”.

“Tak”.

“To może zobaczymy, jak Twoje auta”.

“Tak”.

Pawełek uśmiecha się i pomaga, gdy go rozbieram z kombinezonu i butów, a ja zdążam (i zdążam na czas), gdzie trzeba.

Uwaga. To nie jest wpis dla mam i ich dzieci, albo dla rodziców i dzieci. Albo nie tylko. 🙂

Gdy przychodzi do Ciebie człowiek z dużą emocją, może nawet bardzo trudną – według tego klucza prawie zawsze przygotujesz płaszczyznę porozumienia. “Widzę, że jesteś zdenerwowany”. “Widzę, że coś trudnego się stało”.”Musisz być naprawdę wściekły”. Droga pokazywania, że czytamy czyjeś emocje bez brania ich na siebie (“o co się na mnie wściekasz?” itd.) jest najszybszym sposobem rozminowania pola minowego i rozładowania negatywnych uczuć bez szkód w ludziach – i co najważniejsze, z zachowaniem szacunku, łagodności i reszty kroków z JA+TY=MY.

Z dziećmi wychodzi dosyć łatwo, ale mam nadzieję dojść do wprawy i w świecie dorosłych. 🙂

A dziś módlmy się o dobre dialogi na JA+TY=MY w Łomiankach: dla prowadzących – o dobry dialog z salą, w czasie pracy warsztatowej i w zespole trenerskim; dla par – o najpięknieksze dialogi nawet o tym, co najtrudniejsze.

Małgorzata Rybak