ostatnia prosta przed Świętami

December 19, 2016 5:00 am

…może skłaniać do rachunku sumienia z rzeczy, które jeszcze są do zrobienia.

Uczę się od lat rzucać wyzwanie tej liście. I mimo iż wydaje mi się, że z tak wielu “niezbędnych i koniecznych rzeczy”, które “muszę” lub “musimy” zrobić, zrezygnowałam już i wypadły z katalogu przedświątecznych zmór, to ciągle przygotowania do Świąt są miejscem walki o relacje. Pisałam dwa lata temu o pomyśle ma listę rzeczy, których NIE zrobię już przed Świętami, gdzie lądowały sprawy, bez których po namyśle można się obyć.

I może trochę jak w Opowieści wigilijnej, gdyby miał mnie nawiedzić duch Świąt przeszłych, pokazałby mi 5 rodzajów ciasta, które trzeba było upiec (przy małych wówczas dzisiejszych “starszakach” – nie wiem, jak to było możliwe), 30 prezentów, które trzeba było kupić lub zrobić, samodzielnie malowane kartki bożonarodzeniowe (wrócę do nich na emeryturze) i ozdoby choinkowe… Prane firanki i myte drzwi, nawet jeśli nikt miał nas nie odwiedzić.

Niby nic takiego, ale duch Świąt przeszłych, w czasach, gdy jeszcze mało rozumiałam, skąd się biorą wewnętrzne “przymusy”, pokazałby mi, jak się wówczas czuły nasze dzieci, gdy znikały całkiem z pola widzenia na rzecz lukrowanych kilogramów pierniczków (bo nie umiałam zrobić tylko kilku, by była wspólna przy tym zabawa). Jak czuły się zalęknione, gdy mama była spięta i nerwowa, i najpiękniejsze nawet kolędy z radia nie poprawiały znacząco atmosfery w domu. Może duch Świąt przyszłych zabrałby mnie do domu naszych dorosłych już dzieci i umarłabym ze wstydu, że dla nich przygotowania do Świąt także oznaczają stres.

Od kilku lat już wiem i wykreślam po kolei. W tym roku wita nas ostatni tydzień Adwentu z chorym prawie dwuletnim Pawełkiem, który kaszle całe noce i płacze, i nie pozwoli mi już wyjść na żadne zakupy. Na mycie okien też nie. Przyjmuję tę okoliczność jako dar z Nieba, choć napisanie wpisu na blog odbywa się także w ratach, między bieganiem do niego późnym wieczorem. Ale może Pawełek – po raz kolejny – pomoże mi wygrać z rzeczami do zrobienia i postawić na piękniejsze, bardziej życzliwe, radosne, głębokie i uśmiechnięte relacje w domu. A pod spodem filmik, na którym pokazano wszystkie przedświąteczne “muszę”. 🙂

Małgorzata Rybak

czas męski i żeński

December 18, 2016 5:00 am

– Mamo, zapytałam A, czy mogę z nią być w pokoju w czasie wycieczki – mówi nasza 13-letnia córka, Ania.

Oblewa mnie zimny pot. Wycieczka, wycieczka – o czym znowu zapomniałam, myślę, grzebiąc w czeluściach pamięci. Czyżby w przerwie świątecznej jakiś wyjazd, o którym nie miałam pojęcia? Niedobory magnezu, amnezja?

– Aniu, jest jakaś wycieczka? A kiedy? – pytam niepewnie, choć chciałabym przynajmniej czasem być mamą idealną, która wszystko wie.

– W maju.

No tak, odpowiadam. Jesteś dziewczynką.

Kobieca relacyjność, która na pół roku przed wycieczką każe już myśleć o tym, z jaką koleżanką spędzimy czas w pokoju. Dla nas, kobiet, czas – to relacje. Być razem, w jednym miejscu i o jednym czasie, w pełni przytomności. Rozmawiać godzinami. Dla mężczyzny – czas to działanie. Lista zadań, wykonywanych w czasie. Zastanawiam się, jak to zmieścić w jednej randce. I czy aby na pewno “czas dla nas” znaczy dla niego to samo, co dla niej. Może czas jest nie tylko przeszły, przyszły i teraźniejszy, ale też ma rodzaj “męski” i “żeński”. I jemu na myśl o jej “rozmawiać godzinami” świecą się alarmem wszystkie neurony (uczestnicy JA+TY pamiętają, ile wysiłku kosztuje “taczka”).

To, co różni, zawsze też ubogaca. Więc on może zabrać ją na spacer. Z randką jeszcze prościej, bo już można coś “zrobić” – zarezerwować stolik, zawieźć (absolwenci “Jedynki” pamiętają z kolei wszystkie okazje do “zrobienia czegoś”, jakie daje wsiadanie i wysiadanie z samochodu 🙂 ). Ona może go uczyć “bycia w relacji”, napełniając “czas dla nas” pozytywną treścią (niestety, kłótnia małżeńska nie wchodzi do kategorii “czas dla nas”, raczej będzie owocem braku tego czasu). Na pewno zresztą razem są w stanie wypracować rytuały, które wezmą pod uwagę różne potrzeby i uda się im twórczo wyjść naprzeciw różnicom. Bo żeby “czas razem” był wytęskniony, musi zatroszczyć się także o szacunek dla odmienności…

Małgorzata Rybak

skąd się biorą rocznice

December 15, 2016 5:00 am

Wczoraj, gdy mąż zabrał syna na długo oczekiwaną premierę kolejnego epizodu “Gwiezdnych wojen”, ja byłam na warsztatach dla mam: “Kocham, nie krzyczę”. Zapamiętałam bardzo ciekawą historię dziewczynki, którą mama przyprowadziła do psychologa, ponieważ biła swojego braciszka. I pani psycholog, zamiast zająć się dzieckiem, zapytała mamę: “Ile czasu bawi się pani z córką?” Pytanie wydało się kompletnie nie na temat. My mamy przecież potrafimy w ramach multi-taskingu zrobić z dzieckiem i przy dziecku wszystko. Albo przynajmniej tak dużo… że na zabawę może nie starczyć już czasu. Zadaniem domowym po wizycie było 20 minut zabawy z córeczką. Efekt: siostra przestała bić swojego brata.

Dziś mija 31 kalendarzowych lat od święceń kapłańskich Fr. Jay, znanego w Polsce jako ks. Jarosław Szymczak. 🙂 Dziękujemy razem z nim Panu Bogu za jego spełnione, bo wypełnione tak bardzo dobrą treścią kapłaństwo, w którym zrósł się z sutanną i zżył z rodzinami. Życzymy wielu pięknych kolejnych, błogosławionych dni ze szczególnym wsparciem św. Jana Pawła II, z którego myśli wzięły się Programy na Miłość i Życie – narzędzie, które tak mocno może wspomagać małżeńską i rodzinną codzienność.

A ja myślę, że wszystko, na co potrzeba wielu lat – wychowanie dorosłego człowieka czy obchodzenie 30 czy 50 rocznicy (tak ślubu, jak świeceń kapłańskich) – wymaga tych 20 minut dziennie czegoś. I tej godziny tygodniowo czegoś. I tego całego wieczoru w miesiącu czegoś. Tym czymś jest czas spędzony razem z wyłączeniem innych dystraktorów; owe sto procent uwagi, serca, bycia obecnym i przytomnym. W przypadku zabawy z dziećmi – bycia nawet nie do końca poważnym.

Czy to będzie czas z mężem/żoną, czy z dzieckiem, czy z Panem Bogiem, czy z zespołem w pracy, czy z przyjaciółmi – odlicza te krople, z których rodzi się ocean głębokich relacji i spełnionego życia.

M

dobrze zainwestować

December 12, 2016 4:38 am

Odsłona Matki Bożej, która dopiero na dobre dotarła do mojego serca i sprawiła, że przestałam się Jej obawiać, to właśnie ta z Guadalupe, którą dziś wspominamy w liturgii. Z całą pewnością zbiegło się to z dotarciem Programów do Meksyku; wcześniej, wstyd powiedzieć, nic o niej nie słyszałam. Indiańskiej urody i w indiańskim stroju, więc jako ta, która chce być blisko i zrozumiana przez ludzi, do których przychodzi, przynosi orędzie bezwarunkowej miłości. Tak bezwarunkowej, jak miłość do niesionego pod sercem Dzieciątka, którego obecność symbolizuje czarna przepaska,  jaką w tamtym czasie w Meksyku zakładały kobiety oczekujące narodzin dziecka. Szybko stała się najbardziej troskliwą patronką mojego macierzyństwa.

W Adwencie Jej czekanie wybrzmiewa jakoś szczególnie. I choć Pan Jezus mógł przyjść na świat jako od razu dorosły człowiek, wybrał drogę, która potrzebuje mnóstwa czasu, by nawiązała się najbliższa relacja. Dziewięć miesięcy słuchania bicia serca Mamy, poznawania siebie nawzajem, czekania, a potem 30 lat spędzonych z Nią i świętym Józefem w domu. Bez fajerwerków, bez cudownego rozmnażania chleba na śniadanie, bez kazań. Jakiż szmat czasu oddał na budowanie relacji w domu. Jakaż to inwestycja w dom z dostępnych tylko 33 lat krótkiego życia i nieograniczonych perspektyw działania.

Potrzebujemy go bardzo. Czasu. Nie oddawajmy go zbyt łatwo kolejnemu etatowi, telewizji i urządzeniom elektronicznym, zakupom i świątecznym porządkom. W Adwencie jeszcze bardziej niech go bronią rytuały – nie spontan spotkania się z najbliższymi dopiero wtedy, gdy znajdzie się wena (jak wyjście z żoną do kawiarni 25 lat po ślubie czy zapytanie syna “co słychać” w jego 18. urodziny). Niech czas na budowanie bliskości znajdzie się dzisiaj. Z niego rodzą się więzi, które przeniosą nas przez życie.

Małgorzata Rybak

refleksja o północy

December 10, 2016 5:00 am

Wczoraj we Wrocławiu rozpoczął się Program 2: MY+RODZINA. Przebogaty w treść – poszerza relację małżeńską o relacje “rodzicielskie”: i względem naszych dzieci, i te relacje, które nas samych sytuują jako dzieci swoich rodziców. Dwa skrzydła tego Programu to “nasze domy”, w których się wychowaliśmy i “nasz dom”, który chcemy wspólnie zbudować. To patrzenie wstecz i ku przyszłości jest także wyrazem nadziei, jaką każdy Program niesie małżonkom: zawsze nowego początku, zawsze możliwości rozwoju.

Nie da się budować rodziny bez solidnego przerobienia w sobie nastawienia na bycie radosnym darem, nie zaś smutnym roszczeniowcem. Choć współczesność postanowiła zliczyć podejmowane wobec najbliższych dary. Według tej kalkulacji “posiadanie dziecka” kosztuje tyle i tyle, i opłaca się lub nie. To, co przy tej matematyce znika z horyzontu, to fakt, że dziecko jest darem, nie częścią dobytku. Gdy piszę te słowa, jest północ z piątku na sobotę i nasz prawie dwuletni synek dopiero zasnął. Coś go wytrąciło z rytmu, płakał i chciał się bawić, nie wiedząc już chyba do końca sam, jaka to pora doby. Wytłumaczenie mu, jak jest naprawdę i uspokojenie go zajęło naprawdę dużo czasu. Gdyby przyjąć, że dziecko jest czymś, co posiadamy w taki sam sposób jak rzeczy, należałoby się spodziewać, że będzie chodzić jak w zegarku. A jednak dzieci wychowywane tak, by chodziły jak w zegarku, nie rozpoznają własnych potrzeb, ponieważ nikt nigdy nie dawał posłuchu ich potrzebom wtedy, gdy kształtowało się ich małe człowieczeństwo. Dzieci nierozpoznane jako dar w swoich własnych rodzinach, potraktowane jak ciężar, niosą dalej w życie brzemię bycia kimś niepotrzebnym, nieważnym i niechcianym – bez względu na to, jak zmieniają się okoliczności wokół nich i jak same zamieniają się w dorosłych (i bardzo zranionych) ludzi.

Gdy rozpoznaję w naszym dziecku dar (który zaprosiliśmy do naszego życia, ale Kto inny nam je podarował), dopiero mogę stawać się dla niego tym samym: darem. Nie powiem mu, że zawraca mi głowę, że przez niego nie śpię. Spotykamy się w tajemnicy dawania i przyjmowania; co najważniejsze, w tajemnicy przyjmowania drugiego człowieka takim, jakim jest. Pokazuję mu, że świat jest bezpieczny, a dorośli wokół niego – mądrzy i dobrzy. To przekonanie będzie kiedyś źródłem jego wewnętrznej siły.

Prosimy o modlitwę za wrocławską “Dwójkę” – by była bogata w odkrycia.

Małgorzata Rybak

dar zawsze trafiony

December 8, 2016 9:28 am

Po jednym z przebogatych w różnice weekendów Andrzej wchodzi do księgarni i znajduje w humorystycznej książce o małżeństwie* taką oto ilustrację:

20161110_164938

Różnice chyba jak nic innego otwierają hektary przestrzeni w dziedzinie daru. Nie tylko dlatego, że aby dar był trafny, trzeba najpierw rozpoznać potrzeby drugiej strony, często tak różne od naszych. Też tak macie? Ja już znalazłam przypadkowo około 10 rzeczy świetnie nadających się na prezent – z tym tylko, że taki prezent, o którym SAMA zawsze marzyłam (na szczęście wiem, że upominek będzie z nich kiepski dla kogoś, kto moich gustów nie musi podzielać 🙂 ).

Gdyby jednak dar z siebie polegał tylko na dobrym rozpoznaniu potrzeb drugiej strony, mielibyśmy znowu pomysł jedynie na taki związek, który przetrwa o tyle, o ile potrzeby każdego z małżonków zostaną w doskonały sposób zaspokojone. Co jest idealistyczną (i egoistyczną) utopią.

Jest drugi powód, dla którego nasze odmienności stwarzają tak wielki potencjał do dawania czegoś z siebie: “dar z siebie” osiąga prawdziwe wyżyny, gdy jest przyjęciem inności drugiego – w sposób wolny, twórczy i radosny. Nie tylko “ok, trudno, że taki jesteś” – ale “wow, ale Ty jesteś!!!!” Nie tylko: “jak można nie lubić kawy”, ale “zrobię Ci dziś tą herbatę lipową, którą tak lubisz”. A przecież jest tyle dużo ważniejszych sfer naszej codzienności, gdzie mogę przyjąć Twoje różnice bez złośliwych uwag i zrzędzenia, z wewnętrzną pogodą ducha, która na zewnątrz będzie uśmiechem. Dla nas obojga ten uśmiech będzie nagrodą za wygraną walkę z sobą samą, by zobaczyć świat z innej perspektywy niż moja własna.

Małgorzata Rybak

*J.A. Hazeley, J.P. Morris. Jak żyć…? Mąż

to tylko…

December 5, 2016 5:04 am

Zima próbuje się u nas rozgościć. Zwłaszcza w ranki przed szkołą i pracą to czujemy. Nie tylko przez skrobanie szyb. 🙂 Andrzej ostatnio na wjeździe do Wrocławia jechał za autem, które wpadło w poślizg i rozpoczęło taniec po trzympasmowej drodze. Ze skutkiem w postaci wylądowania na dużym samochodzie z podnośnikiem koszowym. Front mniejszego został mocno zdeformowany, była to większa stłuczka. Mąż zjechał, by zobaczyć, czy niepotrzebna pomoc. Z auta wysiadła starsza pani w sweterku. Na komentarz Andrzeja, że to poważna sprawa, odpowiedziała: “Panie, to tylko auto”.

Myślał potem długo o tej jej odpowiedzi. To jakby wehikuł czasu przeniósł tę panią do naszej epoki, gdy wokół wszyscy pędzą, walczą o to, by zdążyć gdzieś, płacą OC i AC, i siwieją ze stresu z powodu tylu spraw.

A ja pomyślałam, że jeśli ta pani i jej mąż razem powiedzą wieczorem: “to tylko auto” i chwycą się nad pokolacyjnym stołem za ręce, które w życiu zmierzyły się już z niejednym – to są naprawdę wygrani. I że warto by zaadoptować owo “to tylko” w naszej codzienności. “To tylko spóźnienie”, “to tylko niekupiony chleb”, “to tylko nie ta piżama ubrana dziecku”, “to tylko katar”, “to tylko ta jego zadaniowość”, “to tylko te jej nastroje”.

Na drugiej szali – wdzięczność, za to wszystko, co mamy, w czym uczestniczymy. A przede wszystkim wdzięczność za to, że jesteś. Mężu, Żono. Każdy dzień, w którym jeszcze jesteśmy, to dar. Bo kto wie, kiedy droga będzie zbyt śliska i może nie pozwoli nam do siebie wrócić.

Małgorzata Rybak

małżeńska matematyka

December 3, 2016 5:00 am

Pod domem mojej psiapsiółki Agi, w ogródku obok, trwa remont auta. Ona dobrze zarejestrowała tę okoliczność, bo nie może z powodu hałasu “werandować” malutkiego synka. Słyszała też taki strzęp rozmowy sąsiadów (raczej wykrzyczanej, niż szeptem, więc trudno było nie słyszeć):

– Od pół roku naprawiasz to auto i ja nic Ci nie mówię, to co mi się wp… w moje zakupy!!!

To ten moment, gdy małżeństwo przechodzi w układ funkcjonujących obok siebie światów, odrębnych państw, mających zapewne jeszcze jakieś części wspólne, typu lodówka, a może nawet telewizor (choć często przecież są już dwa oddzielne ekrany, by nie wchodzić sobie w paradę). Mąż ocala przed żoną prawo do poświęcenia wszystkich sił autu, żona za to odbija sobie wydatkami na to i owo. Ważne, żeby nie następowała tu żadna konwergencja, żadne wchodzenie w to, co moje albo twoje. I mimo że przy okazji miłość umarła już dawno i zostało wydzieranie sobie nawzajem pola własnej autonomii, taki model związku jest ubóstwiany powszechnie w kulturze. Nazywany “partnerskim”, równouprawnionym, fifty-fifty. W Programie JA+TY=MY przepieknie opisany przez metaforę kół zębatych (ci, którzy byli, pewnie dobrze pamiętają; ci, którzy jeszcze nie – warto to przeżyć na Programie 🙂 ).

W małżeństwie tworzymy coś więcej niż fifty-fifty. Ja podążam za Tobą dla Ciebie. Uczymy się kochać to, co różni Ciebie ode mnie i wspierać Ciebie w tym, czego potrzebujesz. Razem też potrafimy określić na drodze pełnego szacunku i łagodności dialogu, czego potrzebuje nasze małżeństwo. Jeśli oboje uważamy, że potrzebuje 50 lat naprawy auta, jest to sprawą ważną dla nas obojga i to właśnie wybieramy. Jeśli nie, określamy, że bez uszczerbku dla naszego dobrostanu warto poświęcić tej sprawie tyle i tyle. A tyle możemy wydać w tym miesiącu na zakupy, żeby starczyło nam jeszcze na gwiazdkowe upominki.

Dzielenie życia we dwoje możliwe jest wtedy, gdy sto procent mnie jest gotowe być uczciwe, kochające i wierne Tobie. Co nie wyklucza przecież moich marzeń, ale nie uczyni z nich poligonu egoizmu, na który nie masz wstępu.

Małgorzata Rybak

 

Powrót “Równej babki”

December 1, 2016 5:00 am

Rozmowa o work-life balance powraca dziś (czwartek 1 grudnia) w “Równej babce” w Radio Rodzina o 21:30. Po tym, gdy ostatnio audycja wyleciała w kosmos na skutek awarii technicznej w radiu i pozostawiła czarną dziurę w grafiku, trzeba było nagrać ją ponownie. W ramach niepoddawania się w obliczu trudności. 😉 Udało się poruszyć wiele wątków o tematyce rodzinnej, która zainteresuje oboje małżonków, mimo że, jak pisałam poprzednio, “Równa babka” to audycja przygotowywana przez kobiety (Adrianna Sierocińska i znana we Wrocławiu “Żona Spełniona” – Ilona Tarasiuk), o kobietach i dla kobiet.

Opowiadałam tym razem więcej o pracoholizmie w pracy i w domu, o ambicji i redefinicji sukcesu, o tworzeniu dobrych relacji w domu i konstruktywnym podejściu do czasu szukania pracy. Nie zabrakło tematu odpoczynku.

Mam nadzieję, że tym razem naprawdę do usłyszenia wieczorem 🙂 Tu znajedziecie linka do słuchania on-line.

Serdecznie 🙂

Małgorzata Rybak