rozmowy na wycieraczce

June 3, 2012 8:30 am

Skarżyłam się, zobacz, Panie, chcę przyjść do Ciebie, a tu zamknięte. Albo drzwi szklane, albo kraty, i dziesiątki metrów odległości do tabernakulum. I ja na tym klęczniku ustawionym w kruchcie jak za barykadą, jak nieproszony gość, któremu przypada miejsce na wycieraczce i kontakt w wizjerze.

Powie ktoś, zupełnie uzasadniony dystans, Ty Bóg, ja – człowiek. Wiem, a mimo to tak mi  szkoda, że nie można wejść dalej, być bliżej. Mimo wszystko.

Odrzekłeś: Jak dobrze, że jesteś. Tego dystansu nie lubię i Ja. I tęsknię znacznie bardziej niż Ty. Najlepiej czuję się w Twoim sercu.

Jak dobrze, że dzisiaj niedziela i drzwi kościoła szeroko otwarte. I On już Ciebie wygląda.

Małgosia

ja jestem, ja czuję

May 31, 2012 8:34 am

“… On uniesie się weselem nad Tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości” (So 3, 17)

“Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie” (Łk 1,39-41)

Tak, każdy nowy człowiek, chociaż maleńki jeszcze jak ziarenko, zasługuje na okrzyki radości. Nawet jeśli jest zaskoczeniem dla rodziców, nawet jeśli zastaje swoją mamę niegotową – bycie przyjętym wyraża jego najgłębszą i pierwszą potrzebę. Niezaspokojenie tej potrzeby, jak uczy doświadczenie wielu, to bolesne pęknięcie na całe życie.

Można powiedzieć: czasem to jest zbyt trudne, pozdrawianie nowego życia w sobie. Bo wydaje się, że przychodzi w najgorszym momencie, przy braku wsparcia czy wręcz doświadczeniu przemocy ze strony bliskich. A jednak mały człowiek całym sobą błaga o miłość. By go nie odrzucać. Bo odrzucenie przeżywa boleśnie; napełnia go ono przerażeniem.

I tak wiele zależy od ojców: poczucie bezpieczeństwa kobiety, która staje się matką ich dzieci. Kochana i otoczona opieką będzie ogłaszać światu, że staje się nowy człowiek.

A gdy jest sama jak palec, może pamiętać, że w obronę bierze ją sam Bóg – pierwszy, który czuje z jej bólem opuszczenia, pierwszy, który zachwyca się jej macierzyństwem. I wszystko poukłada.

Małgosia i Dosia

czekanie

May 22, 2012 7:00 am

Nie obawiam się Twojej biedy. Nie boję się, że gdy się do Mnie zbliżysz, biel Moich szat się zbruka Twoimi ranami. Nie szukam przecież zdrowych i doskonałych. Biorę Cię w ramiona, ostrożnie, by nie urazić bolących miejsc. By je przemienić. By uczynić je miejscem spotkania ze Mną, a potem z innymi. Byś jaśniał miłością jak Ja.

I nie zrażają mnie Twoje puste ręce. Im bardziej są puste, tym bardziej Ja mogę je napełniać. Przyjdź do Mnie i nadstaw dłonie.

Czekam na Ciebie.

Jezus

cokolwiek

May 19, 2012 7:00 am

“O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię Moje” (J 16, 23)

Tak, czasem głos mi odbiera, gdy doświadczam Jego pochylenia nad moimi potrzebami. Nieraz zupełnie prostymi i codziennymi, albo właśnie tymi zapomnianymi i zaniedbanymi (gdy na przykład zdrowie zaczyna szwankować, bo “nie ma czasu”).

Myślę często, że przez te gesty świadczące o tym, jak bardzo jest blisko i wszystko wie, chce mi coś powiedzieć także o wszystkich moich prośbach, które wydają się pozostawione bez odpowiedzi.

Że mogę Mu ufać. Albo: że nie mogę nie ufać. Byłoby to nieracjonalne.

Małgosia

polecony

May 11, 2012 7:00 am

Czekam na ten moment, kiedy Ci pokażę skarby Nieba.

Zwłaszcza ten bukłak, w którym znalazła się każda Twoja łza. Każdą z nich widziałem. Widziałem też trzepot skrzydeł tego przerażonego ptaka, w którego zamieniało się wtedy Twoje serce. Tak bardzo chciałem, abyś nie przestawała Mi wierzyć i ufać.

Jest też specjalne miejsce na to wszystko, co – jak myślisz – bezpowrotnie straciłaś, co Ci zabrano, czego nie znalazłaś. Tak bardzo bym chciał, żebyś się nie martwiła: znajdziesz wszelkie dobro, za którym tęsknisz, u Mnie, przechowane z wielką troską.

Obok jeszcze są te wszystkie gesty, które czyniłaś nieraz w mroku wiary, gdy czułaś się opuszczona i bez sił. Tu jest Twój uśmiech do zmęczonej kasjerki w sklepie. Tu, jak mówisz pogodnie do synka, rozlało się, to nic, trzeba powycierać, a przecież nie jesteś w stanie zliczyć który to już raz. Będziesz zdziwiona, ile tego tutaj jest.

Mylisz się myśląc, że księguję Twoje upadki. Odsuwam je swoim przebaczeniem tak daleko, jak wschód od zachodu. Zbieram za to Twoje łzy i liczę włosy na Twojej głowie. Tak bardzo się cieszę, widząc Twój uśmiech.

Jezus

“Przechowałeś łzy moje w swoim bukłaku: czyż nie są spisane w Twej księdze?” (Ps 56,9)

trwajcie we Mnie

May 8, 2012 6:31 am

Mój przyjaciel opowiedział mi o tym, jak pojechał do domu, z którym wiązał najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Jakże był rozczarowany, gdy na miejscu zastał częściowo spaloną, częściowo zburzoną, ruderę. Zrozumiał wtedy, że dom istniał dzięki wysiłkowi dziadka, który go doglądał.

Akurat dobiegał końca nasz weekend na wsi, gdy usłyszeliśmy tę opowieść. Na “naszej wsi”, gdzie wszystko służy wypoczynkowi. “Raj na ziemi”, mówią nasi znajomi, a przecież kiedyś było to zwykłe gospodarstwo, które po autochtonach przejęli repatriowani ze Wschodu dziadkowie męża. Później, rodzina Andrzeja cegła po cegle rozbierała budynki gospodarcze, zamieniała wiejski dom w prosty wakacyjny azyl, obejście – w połacie trawy, sad, mini-winnicę, lasek. Żebym mogła z książką wisieć na hamaku, ktoś musiał posadzić drzewa. Żeby dzieci mogły biegać boso po trawie, ktoś wyzbierał z niej kamienie i patyki, a trawę – skosił.

Ileż wysiłku wymaga trwanie. Nie po prostu bezwolne “bycie”. Aby coś trwało, trzeba sprawdzać, czy coś się nie sypie, czy czegoś nie trzeba naprawić, polepszyć.*

Dom. Relacja z Nim. Relacja z mężem. Z dziećmi. Z krewnymi. Z przyjaciółmi.

Bez wysiłku doglądania wszystko zamienia się w ziemię jałową, bez plonu. Więc przyglądam się moim relacjom i sprawdzam – w których z nim trwam, a w których już tylko jestem. I czy komuś ważnemu mnie nie brakuje.

Małgosia

*Ks. Mariusz Białobłocki, proboszcz parafii w Rychtalu, homilia z 6 maja 2012.

ohana

May 2, 2012 9:00 am

Profesorem nauk o rodzinie w naszym domu jest nasz sześcioletni synek. To błysk geniuszu uwięziony w tzw. nieharmonijnym rozwoju, którego podłoże, mimo daleko posuniętej diagnostyki, pozostaje w sferze domysłów. Więc z jednej strony nasz syn wymaga wielostronnej rehabilitacji, by nadążyć za innymi dziećmi, z drugiej zaś – w lot pojmuje wszystkie zasady życia wspólnego. Zachwyca nas swoją wrażliwością.

Rok temu zapamiętał kwestię z jednej z bajek Disneya – o przygarniętym przez pewną dziewczynkę stworku, który jest inny od wszystkich i ma z tego powodu same kłopoty: “Ohana [po hawajsku] znaczy rodzina, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie porzuca”. Trzeba dodać, że hawajska “ohana” otwiera serce na wszystkich krewnych, a także bliskich sercu. Wszyscy oni do niej należą.

Jednego wieczoru, gdy siedzieliśmy pod ikoną Świętej Rodziny, powiedział mimochodem: “No, to jest ohana”.

Nie wiem, jak to się ma do zaawansowanej teologii, ale tak – wydaje mi się to doskonałą definicją podręczną Świętej Rodziny i każdej dobrej rodziny: wspierających więzi, pewności, że jest się kochanym. Tego nam wszystkim życzę.

Małgosia

rozmowa w drodze

April 11, 2012 8:16 am

“… dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. (…) Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi.”  (Łk 24, 13.15)

Zawsze wyobrażałam sobie, że droga do Emaus była wystarczająco długa, by odbyć ważną rozmowę – taką, że nikt się nigdzie nie spieszy, niczym nie rozprasza. 11 km pieszo. Jedno z moich ulubionych czytań po Niedzieli Wielkanocnej.

Tak przejmujące są zresztą wszystkie opisy spotkań ze zmartwychwstałym Jezusem. Pozwala On ludziom, którzy przeżyli tragedię Jego uwięzienia i stracenia, wyrazić do końca swój ból. Pozwala Marii  Magdalenie płakać, uczniom z Emaus – opowiedzieć o swoim rozczarowaniu, a nawet pozwala Tomaszowi nie wierzyć i dotknąć Swoich ran.

Mój Bóg i Pan nie oczekuje ode mnie politycznej poprawności. Bo nie da się żadnej prawdziwej relacji zbudować na udawaniu; z udawania – jedynie obcość i oddalenie.

Więc zawsze mogę się z Nim wybrać w drogę do Emaus. Opowiedzieć o wszystkim, wyłożyć swoje rozczarowanie językiem własnego serca. Usłyszeć, jak mnie pyta: “Ale czekaj, zapomniałaś, co Ci mówiłem ostatnio? Nic się nie zmieniło, możesz Mi ufać.” I posłuchać Jego wersji wydarzeń, cierpliwie przypomnianej znowu, gdy ogarnia mnie amnezja. A kiedy dzień się nachyli ku wieczorowi, pozwolić, by połamał ze mną chleb – na kolejnym kilometrze naszej wspólnej historii.

Małgosia

nie opuszczaj Mnie

April 6, 2012 7:35 am

Czekałem na współczucie, lecz nikt się nie zjawił (Ps 69,21)

Dziś przyjdź i z Nim bądź.

Jak wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi. (Iz 52,14)

Prosi, byś nie odwracał wzroku. Nie uciekał. Nie przerażał się swoją bezradnością, bo skończyły się dobre rady, bo sprawy mają się źle.

W otchłani swego opuszczenia On czeka na Ciebie. Zdruzgotany, unieruchomiony, pragnie Twojej obecności ze wszystkim, kim jesteś.

Już szerzej nie otworzy ramion, by pokazać, jak jest gotowy na to spotkanie. Gdybyś jednak nadal podejrzewał, że Jego serce może skrywać nie najlepsze intencje względem Ciebie, również serce pozwolił sobie otworzyć do Twojego wglądu.

Więc pragnie, byś z Nim był. I powie Ci bardzo cicho, jak już podejdziesz bliżej: “Wiedziałem, że przyjdziesz”.