Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń. (Oz 6, 6)
Że też Bóg musi się tłumaczyć, że jest inny, niż o Nim myślą. I nie tylko dlatego, że jest – słowami teologów – transcendenty i zawsze Inny niż wszystko, co możemy pomyśleć. Bóg tłumaczy się z tego, że nie jest bezdusznym okrutnikiem, legalistą, tyranem i despotą. Że szanuje naszą wolną wolę, a przez ogromnie to szanuje nas. Że bliska jest Mu łagodność, nie interesuje go niszczenie. I że chodzi Mu tylko o miłość, bo sam tylko do niej jest zdolny.
Trudno powiedzieć, czemu tak łatwo bywa mylony z kim innym. Nie będę próbować, bo nie wiem. Ale myśli moje krążą wokół ojców i tego śladu, który pozostawiają na naszym wyobrażeniu o wszelkim ojcostwie. Gdy ze strony taty spotyka dziecko emocjonalna lodówka, w jego czy jej modlitwie kiedyś będzie także lodówka, którą spowiednicy może nawet nazwą strapieniem czy nocą ciemną, pomnażając jego (czy jej) boleści. Nieobecny w życiu ojciec będzie wielkim porzucającym. Gdy zamiast czułości będzie system bezdusznych kar nigdy nie wiadomo za co (“bo tak”), będzie życie w strachu przed karą. Podobnie z przemocą słowną czy fizyczną, rozliczaniem i oskarżeniem, jak również wielką powściągliwością w dziedzinie pochwał na rzecz ogromnej wylewności w dziedzinie łajania.
W “poznaniu Boga” tata pomaga najbardziej – i to nie przez to, co mówi, ale co czyni i jaki jest. Może więc sprawą życia i śmierci z punktu widzenia dzieci byłoby to, by ojcowie zachowali dobre proporcje: chwalenia, dobroci, czułości, słowności, wsparcia i wiary w możliwości swoich córek i synów – czy po prostu bycia blisko – wzgęldem procedur korekty.
Klimat wewnętrzny relacji z ojcem pozostanie w dziecku na jego dorosłość: kiedyś przed Bogiem będzie stawało albo Jego ufne dziecko, albo posikany ze strachu “smarkacz”, albo cedzący komara faryzeusz i okrutnik, który będzie cały świat naprawiał siłą.
Z modlitwą za ojców
M
Categorised in: Małgorzata Rybak