Widziałem, jak Pan pochylił się nade mną
Z czułością sam całował moje rany
Powiedział tylko Miłość może zbawić*
Ileż to jako rodzice pocałowaliśmy stłuczonych łokci, rozbitych głów, skaleczonych paluszków. I nie można powiedzieć, że “do znudzenia”, bo za każdym razem był to nowy dramat, domagający się (nieraz głośno i rozpaczliwie) czułego świadka. “Współczujący świadek”, jak go nazywa psychologia. Ktoś najbardziej po naszej stronie – choć przecież nie “przeciwko” innym.
Często pokutują w naszych umysłach obrazy Boga, który smaga, rani, “zsyła” cierpienie. Czy można pragnąć przybliżyć się do Kogoś, kto jednocześnie “krzywdzi” i nazywa siebie najczulszym Ojcem, Abba? Nie da się, rodzi się opór. W cierpieniu, którego nie rozumiemy, które sprawia nasza i innych słabość – On jest tym, który rany opatruje, tłumaczy, przygarnia. I ma moc nawet słone łzy zamienić w wino.
Jego dotyk nie boli, nie kaleczy. Oswaja, byśmy mogli zaufać. Oswaja z cierpliwością, nie rezygnuje nigdy. Gdy nie dajemy wiary jednym sposobem, znajduje drugi. Niedościgły w pochylaniu się do naszej kondycji. Żebyśmy w końcu przyjęli Jego miłość, by mógł nas nią karmić kropla po kropli. Byśmy żyli.
M
*”Jak ogień”, 40 Synów i 30 Wnuków Jeżdżących na 70 Oślętach
Categorised in: Małgorzata Rybak