– czyli dzień wolny od pracy. Stary dowcip mówi o tym, że pewna firma (tu można wstawić imię dowolnej firmy) wprowadziła nowość: możliwość pracy z domu. Na razie tylko jeden dzień i na razie będzie to… niedziela. 🙂
Mój „day off” nie wypada w niedzielę. W wielu diecezjach przyjęło się, że każdy z księży może wziąć sobie jeden dzień wolny zamiast niedzieli, bo w te przecież pracujemy. Każdy więc układa sobie tak tydzień, żeby w jakiś dzień dla niego była jego własna niedziela.
“Day off” w wypadku księdza to jednak coś zupełnie innego niż po prostu dzień wolny od pracy, bo przecież księdzem się jest, a nie pracuje się jako ksiądz. Zajęcia więc pozostają—jest modlitwa osobista i liturgiczna, podobnie jak i Msza św. z jej otoczeniem. To, co się zmienia, to ilość osób dookoła. Jej redukcja nie jest żadnym odrzuceniem, jest tylko przypomnieniem sobie, że wartość bycia księdzem nie jest mierzona ilością tych, którym się posługuje, bo i dla jednej osoby warto. Nawet jeśli tą osobą jest nikt inny, tylko ja sam. 🙂 Choć takie momenty raczej zostają na czas pustyni.
“Day off” dla kobiet i mężczyzn „w cywilu” to życie w pierwszej tożsamości i radość z bycia razem. Nawet jeśli czasu nie ma zbyt wiele, to każda taka chwila razem przynosi o wiele więcej, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
Choć z “day off”, to przecież zawsze w sercu i pamięci jesteście
Fr. Jay
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak