A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2, 19)
Domownik. Ktoś, kto jest u siebie. Nie musi udowadniać, że zasługuje na przydział pokoju. Kochany i przyjęty za darmo, dlatego, że jest częścią rodziny i ma w niej swoje jedyne w swoim rodzaju i bezpieczne miejsce, z którego nikt go nie wyeksmituje, na którym nikt go nie zastąpi.
Jeśli możemy w czymś naśladować Ojca w Niebie, to w tym, by pozwalać innym być “domownikami”. Klimat domu objawia się w owym: “dobrze, że jesteś”, “tu możesz być sobą”, “tu jesteś przyjęty bez warunków wstępnych”. W przynajmniej 80 procentach, jak mówią pedagodzy, dobrej, akceptującej treści, a jedynie 20 procentach korekty, prośby, napomnienia – jeśli chodzi o dzieci. Ale pewnie można to przełożyć i na stosowne proporcje rozmowy ze współmałżonkiem czy każdym innym człowiekiem, którego zapraszam do swego wewnętrznego “domu”.
Ważne, czy ten swój “dom” sam odnalazłem – czy jestem “przyjęty” sam dla siebie, czy zaakceptowałem bezdyskusyjne miejsce, jakie ma dla mnie Ojciec? Ile we mnie domu, w którym wyrosłem? Trudno bowiem być dla innych “gospodarzem”, doświadczając wewnętrznego przytłoczenia i niepokoju. Ale nawet wtedy – On, zaproszony do mnie, chce pomóc mi ten bezpieczny dom we mnie samym odbudować.
Gdyby zrobić sobie “dzień dobrego słowa” – kiedy zamiast pouczać, radzić, interpretować czy oceniać, po prostu słucham, jak to jest być Tobą, żeby pozwolić Ci pobyć ze mną jak u siebie w domu – świat mógłby się okazać zupełnie innym miejscem.
Mplus
Categorised in: Małgorzata Rybak