Zachwyciła mnie tym Jola, żona Piotra, mama dwóch chłopców. Mieszkaliśmy we Francji u tej zaprzyjaźnionej rodziny przez dwa tygodnie lata. Przyjechaliśmy właściwie na tydzień, ale… Ciężko było wyjechać.
Jola witała nas tym swoim “dzień dobry” co dzień. Zamykaliśmy okiennice, więc spało się dobrze i dłużej niż zazwyczaj. Niekiedy my już byliśmy pozbierani, a Pani Domu, nieco zmachana goszczeniem nas, schodziła na dół trochę później. I wtedy też zaczynała od “dzień dobry”!
A kiedy wstawałyśmy na TGV, żeby zobaczyć Paryż (trzeba się było zerwać o 4 rano, a do drugiej w nocy prasowałyśmy sukienki na tę okazję!), Jola także witała mnie swoim “dzień dobry!”.
Z tym uśmiechem, z tym spojrzeniem, z tą intonacją, która mówi: jak miło Cię widzieć, co tam słychać, to będzie dobry dzień! I człowiek się czuł jak jedyny na świecie.
Jeśli słyszeliście już moje “dzień dobry” – poznajcie dziś mojego Mistrza. Zawsze, gdy Was witam, pamiętam o tym, jak sama byłam cudownie witana. I polecam. Metoda pomaga zacząć dzień od uśmiechu, nawet gdy wydaje się, że naprawdę nie ma powodów do radości.
Małgosia
Categorised in: Małgorzata Rybak