Sport jest w USA ważny. Nawet bardzo ważny. Nie tylko każda szkoła ma swoje drużyny, ale i każdy uniwersytet. Niektóre dyscypliny są bardziej popularne, inne trochę mniej. Nebraska żyje futbolem. Oczywiście tym amerykańskim. Zamiast piłkę kopać – oni z nią biegają, choć czasem im się zdarza także ją kopnąć. Nie mają bramkarza, bo nie ma jak bronić bramki, skoro jest ileś razy wyższa niż nasza. Zainteresowanych odsyłam do Wikipedii, bo wytłumaczyć zasady jest dość trudno. Ja z każdym meczem trochę bardziej się orientuję, ale ciągle wiem mniej, niż więcej.
W czasie różnych pobytów w USA miałem okazję oglądać zarówno baseball, jak i football. Tym razem tylko football: raz w Lincoln, na uniwersyteckim stadionie, drugi raz w Gibbon, NE na szkolnym stadionie, gdzie grał najmłodszy syn Marka i Blair, naszej pary trenerskiej z Hastings.
I tu przyda nam się sporo wyobraźni. Wyobraźmy sobie rozgrywki między dwoma uniwersytetami. Normalne uniwersytety, jak np. uniwersytet w Toruniu i w Lublinie. Oba wystawiają drużyny. Powiedzmy, że Lublin gra z Toruniem w Toruniu. Pierwsze zdziwienie – że kibice nie jadą. Cały stadion, poza dosłownie kilkoma rzędami, należy do Torunia.
Nebraska jest o 1/3 mniejsza niż Polska (ma 200 000 km kwadratowych, kto pamięta dokładnie ile my mamy? ) i dużo słabej zaludniona, bo ma tylko około 1 700 000 mieszkańców. I mają uniwersytecki stadion w Lincoln, gdzie mieści się University of Nebraska. Na ten mecz przychodzi… zgadnijcie ile osób? Dla porównania, nasz Stadion Narodowy pomieści 55 000 ludzi. Narodowy! A tu mamy uniwersytecki. W mało znanej Nebrasce.
Kiedy zbliża się mecz pojawia się, jak tu się mówi, morze czerwone. Ponieważ kibice przybywają ubrani w czerwone koszulki, szaliki i czapki. Jest więc czerwono kompletnie. Jestem jedynym z nielicznych, co nie na czerwono. I na ten mecz przychodzi nie mniej i nie więcej, a dokładnie—jak wyświetlono na ekranach przed meczem—90.371 kibiców. Mecz na poziomie rozgrywki drużyny uniwersytetu w Lublinie przeciw uniwersytetowi w Toruniu!!! I tak jest na każdym meczu od 1962 roku. Wszystkie miejsca zawsze wyprzedane.
Może więc trudno się dziwić, że w sezonie, kiedy grają Huskers trudno jest cokolwiek zorganizować. Wczoraj też grali chłopaki. I w czasie przerwy sporo panów sprawdzało wyniki. Bo w USA sport jest ważny. Nawet bardzo.
Z pamięcią o Was z Programu 1 w Hastings, NE
Fr. Jay
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak