Bo to niby takie oczywiste: że “ja plus ja” ma znaczenie i że trzeba pokochać siebie. Słyszeliśmy milion razy. Dobrze wiemy. Po co jeszcze tutaj. Tylko to, co przeżywamy na swój temat, gdy nikt nie widzi, bywa tak drastycznie odmienne od tej wiedzy.
Plącze się w nas to, co czytali w nas rodzice, nauczyciele, osoby znaczące, gdy spoglądali na nas; automatycznie przejęliśmy uczucia i słowa, jakie wyrażali – nawet mimowolnie – na nasz temat. Bywa, że stoją nad nami w naszych głowach kaci, którzy wymyślają nas i karcą, nie chwalą, zawstydzają, ustawiają w kącie, nie mają czasu albo planują naszą wybitną karierę, która spełni ich własne ambicje.
Do kąta właśnie zagląda Pan Jezus. Do lęku, że jestem do niczego, gdy jupitery gasną. Gdy wracam do kondycji małego chłopca, małej dziewczynki, którą w sobie noszę. Dlatego powiedział: “Miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem”, bo to On idzie z nami do końca tam, gdzie wystarczająco nikt nam nie towarzyszył. Gdzie nikt nie zagląda. Gdzie sami siebie nawet nie jesteśmy w stanie kochać.
I taką miłość dodaje do Sakramentu Małżeństwa, do prochu ludzkich obietnic, które mówią tyle więcej, niż potrafią same zdziałać. I dostrzeżesz w małżonku to, czego nie zobaczył w nim jeszcze nikt, co mu zabrało złe słowo, zbyt surowe oko, zbyt zimny chów, zbyt długa lista oczekiwań – i pomożesz mu odbudować siebie na nowo. Nieudolnie i przez kłody, jak opisane przez Dorotę oślątko, ale jednak.
Nigdy On, którego miłość zagarnia Cię w całości, nie powie Ci nic innego nad to, że Twój towarzysz czy towarzyszka życia jest Jego wspaniałym, cudownym, umiłowanym Dzieckiem. A jeśli ma kłopoty, poruszy niebo i ziemię, by mu pomóc – nigdy potępić.
Mplus
Categorised in: Małgorzata Rybak