Załapałam się fragment amerykańskiego filmu, podczas którego przedstawiono scenę fantastycznej relacji ojca i syna. Syn, przed wejściem do szkoły, żegnając się z ojcem, wykonuje kilka ruchów, których nauczył go ojciec a pokazujących jego moc, siłę i poczucie pełnej akceptacji i wzajemnej miłości.
No ale w końcu to amerykański film, więc nie mogło być inaczej.
I zastanawiam się, czy to nutka zazdrości, bo u nas nie zawsze taka sielanka… ? Dlaczego tak często zamiast wsparcia przekazuję niepokój. W nerwach mówione „Pospiesz się, bo się spóźnisz”, choć rzeczywiście prawdziwe, to ani już nie mobilizuje, ale pogłębia rozczarowanie samym sobą. A może w tym momencie sprawdziłaby się odrobina humoru: „Zagęszczamy ruchy – dzisiaj to my przywitamy dzwonek!”
I dlaczego też, mimo staraniom, mimo wysiłkowi tak często nasze działania nie odpowiadają innym. Czy też z zazdrości dobre rzeczy są niedostrzegane, niezauważane, niedoceniane, natomiast niezwykle łatwo wytyka się (nierzadko wyimaginowane) błędy, poddaje w wątpliwość słuszność działania i jakość intencji, powodując strach, niepewność, pomniejszając poczucie wartości. Żeby się w głowie nie przewróciło!
No i pewnie dlatego z lekką ironią ogląda się te amerykańskie filmy, bo nieprzyzwyczajeni jesteśmy do tego, że można być tak akceptowanym, tak dostrzeżonym, tak docenionym.
Okazuje się, że nic bardziej mylnego: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia.” (2 Tm 1,7)
Trzeba by włączyć to trzeźwe myślenie i przyjąć tę moc, którą obdarował nas Bóg i zanurzyć się w tej miłości, którą nam okazał. I nie zapominać o tym nigdy, nawet gdy wokoło będą mówili co innego.
Dorota
Categorised in: Dorota