odrywani od naszych kontynentalnych przyzwyczajeń. David Kirk, mąż Louisy, która jest bezpośrednią przyczyną naszego przyjazdu, odebrał nas z lotniska w Manchesterze. Dla mnie zawsze Manchester połączony był ze słowem United – bo taką nazwę nosi lokalna drużyna futbolowa.
Po 40 min jazdy samochodem, w ciągłym wrażeniu, że jedziemy pod prąd i złą stroną drogi, zajeżdżamy do pięknej wiejskiej posiadłości. Dom w swojej podstawowej części jest z XV – XVI w. Czujemy się więc od razu bardzo wyjątkowo.
W czasie kolacji jest z nami także Tom, kolega Davida ze studiów w Oksfordzie i jednocześnie wydawca książki Louise, która jutro zostanie po raz pierwszy zaprezentowana na konferencji, na której mam wygłosić referat.
Choć tematów do rozmów nie brakuje i dyskusja mogłaby się toczyć do rana, głos rozsądku nakazuje rozejść się do pokoi. Dla nas to już sporo po godzinie 1-szej w nocy (tu godzina wcześniej). Za nami intensywny dzień, a jutro zapowiada się jeszcze bardziej intensywnie.
Polecamy się więc Waszej pamięci
Wasz angielski korespondent
Fr. Jay
(wraz z naszą redakcyjną koleżanką Gosią i jej mężem Andrzejem)
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak