Docieram do Bogoty po długiej podróży z Omaha (blisko 10 godzin oczekiwania na przesiadkę w Dallas). Kolumbia to już Ameryka Południowa, ze swoim specyficznym stylem życia. Stolica Kolumbii, Bogota jest najwyżej położonym miastem w Andach (wysokość 2 640 mnpm) i ma jednocześnie blisko dziewięciomilionową społeczność. Podróżowanie po tym mieście to mieszanina cierpliwości, elastyczności i koncentracji. Cierpliwości, bo nie da się przejechać przez miasto płynnie. Gdzieś zawsze się stanie na trochę dłużej lub krócej. Elastyczności, bo trzeba szybko podejmować decyzję, czy nie zmienić trasy i uciec przed korkiem, który już się formuje (w Bogocie króluję nawigacja Waze). Koncentracji, bo nie tylko jest mnóstwo samochodów, rowerów, skuterów i motocykli, ale jeszcze na dodatek w nawierzchni jest tyle dziur, że nigdy się nie wie, czy nie trzeba będzie szybko skręcać i czy samochód obok ciebie też nie wykona tego manewru. Ale to dobrze, bo dzięki temu można praktykować łagodność w reagowaniu na rozmaite przeszkody w podróży i zamiast się denerwować – cieszyć się. W końcu na piechotę byłoby znacznie dłużej. 🙂
Miasto jest tak zatłoczone, że wprowadzono ograniczenia w podróżowaniu. W zależności od dnia parzystego bądź nieparzystego samochodowe tablice rejestracyjne pozwalają podróżować przez cały dzień lub tylko w określone godziny (poza szczytem rano i po południu). Można się więc umawiać tylko w takich godzinach, które pozwalają wszystkim dotrzeć. I trzeba tak to spotkanie zaplanować, żeby nie wypadło na godziny ograniczeń. Może też i dlatego jest taka tolerancja na spóźnianie się, bo stanie w korku jest tu czymś normalnym.
Dziś szkolenie par trenerskich. Zgłosiło się ich aż 9. Nie wszyscy będą mogli przećwiczyć warsztaty, ale wszyscy chcą się uczyć. Jedna para przyjechała z bardzo daleka (nawet jak na standardy kolumbijskie, bo aż 8 godzin jazdy samochodem). Program tak im pomógł poukładać swoje życie małżeńskie i rodzinne, że chcą się zaangażować i pomagać innym. Wczoraj spotkaliśmy się tylko w 6 par, ale bardziej rodzinnie, bo wszyscy przyjechali z dziećmi. Jak dobrze było razem usiąść i powspominać ostatni Program, choć ja trochę więcej siedziałem w konfesjonale niż przy stole.
Polecamy się Waszej pamięci i modlitwie. To pierwsze takie szkolenie w Ameryce Południowej.
I trochę zdjęć 🙂
Padre J.
Ps. Tu jest pora deszczowa. Trzy miesiące pada, trzy świeci słońce, znowu trzy miesiące pada, i trzy świeci słońce. Jakoś tak trafiło, że tu prawie ciągle pada. Choć ranki bywają ładne i słoneczne. Ale od południa już się robi pochmurnie i deszczowo.
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak