Koniec świata

May 8, 2013 3:01 pm

albo jego początek.

Zobaczyłem dziś Krzyż Południa. Prawdziwy!!! Co prawda tylko przez chwilę, bo zaraz znowu pojawiły się chmury. Ale zobaczyłem. Jest naprawdę. Teraz znowu chmury przykryły całe niebo. Tak, jakby tylko na chwilę chciały mi udowodnić, że doleciałem na południe.

Crux_constelation_PP3_map_PL

Doznałem pewnego szoku, bo kiedy wreszcie zaczęliśmy zbliżać się do lądowania na lotnisku w Auckland i zeszliśmy poniżej poziomu chmur – to z pięknego słońca zrobił się ulewny deszcz.

Walizka, którą odebrałem z tzw. karuzeli była mokra. I pakowanie do samochodu, którym po mnie przyjechał Jacek, mój room-mate z czasów szkoły w Warszawie, od 24 lat mieszkaniec Nowej Zelandii, także w strugach deszczu. Podróż z lotniska – jak droga przez Warszawę w deszczu, więc choć przez chwilę poczułem się jak w domu. Czyli prawie cały czas w korku. No, może niezupełnie tak samo, jak w domu, bo tu ciągle jeździ się po tej niewłaściwej stronie drogi. Do domu dotarliśmy już po zmierzchu. Typowy jesienny dzień. Bo teraz tu jest środek jesieni. I nie zapowiada się jakoś wcale lepiej. Kto przyjeżdża do NZ o tej porze? Chyba ludzie z Sahary?

W każdym razie wylądowałem, przeszedłem przez BARDZO skrupulatne badania na okoliczność wwożenia do kraju niebezpiecznych towarów. W deklaracji celnej trzeba wszystko zgłosić. Nawet buty do biegania. Kontrola na poziomie papierów jest potrójna. A potem jeszcze przeglądanie walizki. W moim wypadku okazało się, że wystarczy tylko przepuszczenie przez skaner. Kara za niezgłoszenie ogromna. Więc lepiej przy wątpliwościach zaznaczyć, że coś może być nieprawidłowego, niż ryzykować karę. Obserwuję ludzi, którym przede mną „przeglądają” walizki. Czyli Customs Officers po prostu wyciągają wszystko, a gdy znajdują jakąś żywność, zabierają. Informuję, bo jak przeglądałem strony nt. NZ, to na forach nic takiego nie znalazłem. Także i tego, że deklarację celną do Australii musiałem wypełniać dwa razy, i przy wlocie i przy wylocie. Naprawdę traktują to poważnie.

Jutro dzień wolny. Czyli czas żeby oddać sutannę do pralni (bo się mocno sfatygowała przez te podróże) i czas na wizytę przed Najświętszym Sakramentem.

Pierwsza podróż dopiero w sobotę. Mam jutro odebrać samochód.

Dobra wiadomość jest taka, że jakby co, to mogę przepowiadać Wam przyszłość. Jestem przed Wami 10 godzin. U mnie północ. Idę spać.

Do usłyszenia jutro

z Auckland w Nowej Zelandii

ks. Jarosław

Tags:

Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak