Mijają cztery tygodnie, od kiedy postanowiłam rozpocząć treningi. Nie biegi, tylko treningi. Szybko zweryfikowałam swoje możliwości i niestety prawda okazała się być brutalna. Moje możliwości biegowe były praktycznie żadne. Brak sensownego ruchu podczas ostatnich 10 lat pokazał, że nie można tych zaniedbań bagatelizować. Mówiąc krótko: o maratonie to ja mogę sobie jedynie pomarzyć.
Co wcale nie oznacza, że nie mogę rozpocząć treningów biegowych. Wskazówki do nich znalazłam tutaj: na stronie dla początkujących biegaczy.
I tak małymi krokami, krótkimi odcinkami biegowymi pokonuję swoje własne ograniczenia, swoją niechęć do ruchu, swoje własne zacietrzewienie do tego rodzaju sportu, bo przecież nigdy nie lubiłam biegać.
A dlaczego rozpoczęłam bieganie:
– bo stałam się, delikatnie to ujmując, zbyt duża 😉
– bo rzeczywiście mogę wyjść na trening w dogodnym dla mnie czasie (osobiście preferuję poranki, zaraz jak wyprawię dzieci do szkoły i przedszkola),
– bo mogę to robić sama, nie oglądając się na nikogo i nie dostosowując się do możliwości innych (przynajmniej do czasu, gdy sama będę umiała już bez problemu przez godzinę biec),
– bo zajmuje to mniej czasu niż wyjście do klubu czy na siłownię (w godzinę uwinę się z rozruchem, biegiem, rozciąganiem, ćwiczeniami),
– bo już mam z tego satysfakcję – pola wokoło pięknie wyglądają,
– mam czas dla samej siebie 🙂
– bo mam teraz swój czas na poprawianie kondycji
W końcu: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem….” (Koh 3, 1)
Dosia
Categorised in: Dorota