Obudziłem się ok. 5 czasu miejscowego (ok. południa w Polsce) nie wiedząc, co z sobą zrobić. Ciemno za oknem, cały dom śpi. Wspaniała pora na modlitwę i medytację. Po rozważeniu różańca, rozmyślanie samo poprowadziło w kierunku ostatnich przeżyć. Żyjąc ciągle jeszcze pomiędzy czasem polskim a miejscowym, przypomniało mi się piątkowe czytanie o rozmnożeniu chleba (J 6, 1-15).
Uderzyło mnie w nim to, że apostołowie liczyli tylko na własne siły, na to co mieli. Pierwsze, o czym pomyśleli po pytaniu Jezusa („Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?”), to ilość pieniędzy jaką mają oraz ilość jedzenia u jednego ze słuchających. Absolutnie nie myśleli o tym, że jest z nimi Pan. I czuli się bezradni. A Jezus? Posłużył się właśnie tym, co wydawało się im zbyt ubogie i niewystarczające w tej sytuacji.
Chrystus nie dokonał cudu stworzenia jedzenia (choć mógł to zrobić), a cudu rozmnożenia. Jakby chciał powiedzieć: nie potrzebujesz tego, czego nie masz. Wszystko to, co potrzebne oddałem w twoje ręce. Lecz pamiętaj o jednym: o Mnie. Ze Mną wystarczy ci wszystkiego.
Ja także cały czas muszę uświadamiać sobie tę prawdę. Zwłaszcza tutaj, tysiące kilometrów od domu i bliskich oraz z – jak na te warunki – „wdowim groszem” w kieszeni. Najważniejsze to to, że jest ze mną Pan. On posługuje się moją obecną rzeczywistością, a zwłaszcza ludźmi w niej będącymi.
Michał
Categorised in: Michał