Meksyk – czas pożegnania

January 24, 2014 9:32 am

Od kilku dni jestem praktycznie codziennie u Matki Bożej z Guadalupe. Lub w Jej sprawach. A to dzięki Rosikoń Press – wydawnictwu, które szykuje książkę o Matce Bożej z Guadalupe. Ja mogę im towarzyszyć i przyglądać się ich pracy oraz uczestniczyć we wszystkich spotkaniach poświęconych Matce Bożej. Jest to także znakomita okazja do codziennego wstawiania się za wszystkich bliskich, do których to w sposób szczególny zalicza się grono naszych kochanych Czytelników “Przystani”.

Chciałbym się podzielić jedną historią usłyszaną w czasie tych spotkań. Jak pewnie większość naszych Czytelników wie, Matka Boża zażyczyła sobie, żeby wybudować w miejscu przez Nią wskazanym kaplicę, gdzie będzie wysłuchiwać naszych próśb: “Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę”. Gdy tylko ksiądz biskup otrzymał znak, o jaki prosił Juan Diego, udał się następnego dnia, żeby zobaczyć to miejsce, gdzie się Matka Boża ukazała i gdzie ma stanąć świątynia. Powstała w dwa tygodnie.

I tu owa historia. Matka Boża powiedziała: “tutaj zobaczę ich łzy…”, ale miejsce bardzo szybko okazało się za małe. Rozbudowywane wiele razy – ciągle było za małe. Podjęto więc decyzję o budowie nowego kościoła. Ale Matka Boża powiedziała: “tutaj”. Wskazała na to właśnie miejsce, a nie, że gdzieś tu, na tym terenie. Ale już się nie mieścimy. Jak wybrnąć z tego dylematu? Zrobiono więc tak: w miejscu, gdzie planowano postawić nową świątynię, zbudowano drewniane rusztowanie, gdzie przeniesiono Matkę Bożą. Jeśli się Matce Bożej nie spodoba, to… coś zrobi. Kiedy Matka Boża przez osiem dni nie okazała, że jej to nie odpowiada, odniesiono Jej wizerunek do poprzedniego miejsca i rozpoczęto budowę świątyni.

Strasznie mi się ta historia spodobała. To jest prawdziwa wiara. I taki Meksyk spotkałem. Ludzi, którzy Matkę Bożą traktują bardzo na serio. Ona tu mieszka. Do Niej się przychodzi w odwiedziny, Jej się przynosi noworodki, żeby uprosić dla nich błogosławieństwo, do Niej się idzie przed operacją i po operacji. Do Niej się po prostu przychodzi.

Cieszę się więc bardzo, że mogłem być u Niej tak często, jak się tylko dało. Bo przecież też zawsze była to wizyta pełna modlitwy za Was wszystkich.

Z modlitwą,

W ostatni dzień w Meksyku (w czasie tego przyjazdu, oczywiście, bo tu trzeba wracać)

Więc jeszcze

Padre J.

 

 

Tags: ,

Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak