Gdy Pawełek zasypia, siadam do karcianego stolika naszej ekipy w małym domku w Czechach, gdzie toczy się rozgrywka “Five Crowns” (jeszcze nie znam zasad) i mówię do zebranych przyjaciół-trenerów Programów, w tym redakcyjnej Doroty, że jeszcze szybko w telefonie napiszę wpis na jutro. I że będziemy teraz zastanawiać się na blogu nad Tematem 2, czyli tym o “szacunku i akceptacji różnic”. Starzy wyjadacze JA+TY=MY, Renia i Andrzej, rzucają prowokacyjnie, trącając się łokciami: “Na szacunek trzeba sobie zasłużyć”. 😉
I myślę, jakie to trafne. Przecież tę właśnie zasadę podpowiada nieustannie nasz dialog wewnętrzny. “Mogłabym go szanować, gdyby tylko…” “Okazywałbym jej szacunek, jeśli przestałaby robić to czy tamto…” I wpadamy w pułapkę, w której potem w małżeństwie biegamy jak chomiki w kołowrotku. Błędne koło. Brak szacunku będzie potęgował zachowania obronne, te, które będą miały udowodnić, że coś znaczę i mam autorytet. Albo spowodują ucieczkę w egoizm, by jakoś zaspokoić własne potrzeby, których nikt nie szanuje.
Jest na to tylko jedno lekarstwo: przyjąć zasadę odwrotną, że na szacunek nie trzeba zasługiwać. Jest on rzeczą darmową. Drugiemu człowiekowi okazujemy go gratis, dlatego że jest osobą i wszystko inne będzie poniżej tego, na co zasługuje, poniżej jego godności. Szacunek może stać się poręcznym i niezawodnym sitkiem dla myśli, słów i gestów.
Zaproszony do domu sprawi, że będzie w nim bezpieczniej. Zamiast skupiać się na udowadnianiu, że mam autorytet, będę mógł /mogła skupić się na tym, by kochać.
Pamiętamy tylko, że aby go w domu przybyło, mam nie tyle go oczekiwać, co okazywać i zaskakiwać nim drugą stronę. 🙂
Małgorzata Rybak
Categorised in: Małgorzata Rybak