Pisałam, że mówimy szyfrem wtedy, gdy zbyt trudne są uczucia, które przeżywamy. Żeby siebie chronić, przechodzimy do ofensywy komunikatów “ty”. Ale jeszcze tego samego dnia uświadomiłam sobie na warsztacie z Porozumienia Bez Przemocy, że za tymi uczuciami stoją potrzeby. Im bardziej zaspokojone, tym bardziej jesteśmy szczęśliwi, im mniej – tym bardziej idą za nimi uczucia negatywne. I zastanowiło mnie, dlaczego tak trudno jest mówić o swoich potrzebach. A z drugiej strony rozmowa o potrzebach – nie oczekiwaniach czy żądaniach – to jedyny sposób posługiwania się językiem ludzkim, czyli godnym człowieka.
Przychodzi mi do głowy kilka rzeczy. Po pierwsze współczesny mit samowystarczalności uczy, że nie należy niczego od innych potrzebować. Po drugie, im mniej otoczenie zauważało nasze potrzeby, gdy potrzebowaliśmy tak wiele jako dzieci, tym bardziej uważamy, że są one nieważne i nie wypada nic potrzebować. Ale jeszcze chyba z innego powodu. O potrzebie nie da się mówić językiem roszczenia, groźby, negocjacji, żądań. O spełnienie potrzeby można tylko prosić. To jak pokazanie się bez przyłbicy i zbroi, w radykalnej jakiejś bezbronności. Można prosić i zostać potraktowanym odmownie. Można zostać z koniecznością zatroszczenia się o siebie samemu. Mówienie o potrzebie to także otwarcie się na potencjalne cierpienie.
Czasem długa droga wiedzie do stanięcia z potrzebą twarzą w twarz. Ileż musi w nas skapitulować. Pan Jezus na szczycie krzyża powiedział “Pragnę”. Nie: “Dam sobie radę sam”. Jakby pokazując, że w tym przyznaniu się i w tym ryzyku bezbronności, a nie w walce wręcz, jest nasza szansa na ocalenie siebie i innych. Bo przecież pragną być nam potrzebni.
Mplus
Categorised in: Małgorzata Rybak