Można by pomyśleć, że podczas tych wyjazdów w okolicach Bożego Ciała, gdy co roku powstają coraz nowsze i bardziej skomplikowane budowle, które służyć mają dzieciom w zdobywaniu nowych umiejętności i cnót, pracują tylko nasi mężowie, czyli dzielni ojcowie. Takie było też i moje założenie – mój mąż jedzie do pracy, a ja będę piła kawę i nadrabiała zaległości towarzyskie.
No i właściwie wszystko się zgadza – towarzystwa nie muszę szukać – jest zapewnione na kilka godzin dziennie przy… zmywaku. Zjechało się nas tu w końcu 146 osób, co daje w końcowym bilansie dnia 584 talerzy do umycia, 438 szklanek, 1460 sztućców, oprócz tego wazy, dzbanki na herbatę, maselniczki, miseczki, salaterki, podstawki. Umycie zastawy stołowej po każdym posiłku zajmuje więc ładnych kilkadziesiąt minut i bez miłego towarzystwa byłoby to jedno z bardziej przykrych zajęć 🙂 Inne żony towarzystwo znajdują przy garze, obierając 50 kg ziemniaków i 30 kg marchwi. Jeszcze inne „zarywając” noc, tak jak ja w tej chwili, przygotowując na jutrzejszy pożegnalny obiad 30 kg mięsa na pieczeń.
Te cztery dni to też wyjątkowy czas dla wszystkich mam – wszystkie uprawiają jogging. Gdy już ogarną prace porządkowe po posiłkach i w pośpiechu wypiją kawę, a żeby się wyrobić do obiadu, bo obiecało się przecież dzieciom wyjście na plażę, to najpierw trzeba obiec teren ośrodka, żeby odnaleźć swoje latorośla (marzeniem niejednej mamy został pies pasterski, który by zagonił wszystkie zbłąkane dzieci w jedno miejsce), no a później te długaśne na plażę i na lody spacerki 🙂
A na koniec dnia, gdy mężowie po ciężkim dniu pracy, w ramach zasłużonego odpoczynku po ciężkiej pracy, oddają się emocjom stosownym fanom piłki nożnej, kibicując Barcelonie albo tym drugim 😉 – drogie żony układają, ogarniają i doprowadzają do porządku dziatwę.
I tylko nie wiem dlaczego, gdy wieczór nastaje, zmęczona jestem (i wszystkie żony pozostałe), jakbym pół warowni sama postawiła, a przecież tylko piłam tu kawę 🙂
Dorota
Categorised in: Dorota