Kończy się rok szkolny. Również stosami przynoszonych do domu prac, dyplomów, niepotrzebnych już podręczników (a przecież zaraz trzeba się zatroszczyć się o nowe!). Znajduję zeszyt naszego syna, Krzysia, obecnie absolwenta zerówki, do religii. A w nim z trudem postawione literki.
“O, jak pięknie napisałeś!”, cieszę się. “Odgapiłem”, odpowiada z dumą Krzyś. Czyżby już wiedział, że warto naśladować przykład świętych? 😉
Jego praca robi na mnie wrażenie. Można powiedzieć: nawet dziecko wie. Wie bardziej niż dorosły, co to zaufanie. Zaufanie to wypuszczanie z własnych rąk, by Ktoś inny mógł złapać. Zgoda na ubóstwo, by Ktoś inny mógł je napełnić – tak, jak będzie chciał. To także pozwolenie, by zatroszczyli się o nas inni, gdy nie bardzo wiemy, jak sobie poradzić. To przyznanie racji mężowi, gdy mówi: “nie bierz już sobie nic więcej na głowę”. Posłuchanie dobrej rady od kogoś, kto cię dobrze zna. To wyruszanie w drogę, zanim się ma wszystkie odpowiedzi. Jak ze startem w wakacje, gdy na pewno nie uda się pamiętać o “wszystkim”.
Żeby zaufać, trzeba odnaleźć w sobie dziecko. Niedoskonałe, co pisze kulfonami i przestawia litery, za to maluje wielkie serca. Niedoskonałe, ale bez końca kochane.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak