Wygląda na to, że Amerykanie lubią parady (nam się to kojarzy tylko z 1 maja). Teraz w Utah jest ku temu szczególna okazja, bo od szeregu dni i w różnych miejscach świętuje się przybycie do Doliny Salt Lake pierwszych pionierów, którzy pokonali tysiące kilometrów, by się tu osiedlić.
Muszę przyznać, że doświadczenie jest niezwykłe. Wzdłuż głównej ulicy miasta na przestrzeni kilku kilometrów rozkładają się całe rodziny, bądź na krzesłach, bądź na kocach, by uczestniczyć w trwającym przeszło 2 godziny przemarszu.
Jest to okazja, by pokazać wszystko, co służy naszej społeczności (i oczywiście siebie zareklamować). Byli więc i strażacy, i policjanci, burmistrz i władze miasta, miss Utah i różne szpitale oraz służby zdrowia, szkoły podstawowe i średnie oraz uniwersytet, sklepy i różnego rodzaju propozycje spędzania wolnego czasu (od tańca po wycieczki rowerowe), wolontariaty i stare samochody, żołnierze, którzy byli w Iraku i Afganistanie oraz weterani II wojny światowej, szkolne orkiestry i zespół jazzowy. W sumie prawie 70 różnych grup.
Wspaniale było patrzeć, jak starsze już osoby zrywały się entuzjastycznie, bo przechodzi właśnie „moja” szkoła średnia; jak ludzie reagują, pozdrawiając znane przecież sobie środowiska: jesteśmy dumni, z tego, co robimy, chcemy się tą radością podzielić, chcemy was „zarazić” swoim entuzjazmem. A razem cieszymy się z tego, że tu jesteśmy i to dzięki naszym przodkom, którzy tu przybyli i sprawili, że mamy tu swój dom.
Może to i bardzo amerykańskie, ale chciałbym coś takiego przeżyć w moich Łomiankach.
Fr Jay
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak