I tak upłynął dzień pierwszy. Okazało się, że rzeczywiście ten kurs jest po angielsku. Ogłoszenia po angielsku, wykłady po angielsku, slajdy po angielsku, materiały po angielsku… Nawet Polacy, jak wcielają się w rolę wykładowców, mówią po angielsku. Jedyna ulga, że Msza św. była po polsku. Choć homilię powiedział nie tylko po polsku, ale też i po angielsku.
Kłębią się więc myśli: „po co mi to było? na co ja się porywam? trzeba się było uczyć więcej! nie ma szans, żeby to zdać! Ci Amerykanie mówią okropnie, nie można ich zrozumieć!… ” I można by tak jeszcze przez godzinę 😉
No cóż. Poza współczuciem, jest też i świadomość, że większość z nas, którzy mają to już za sobą, też przez to przeszła. I przeżyła!
Co oczywiście nie zmienia faktu, że pierwszy dzień jest trudny. Jutro pewnie będzie jeszcze trudniej. Ale już za chwilę pojęcia się przyswoją, akcent przestanie tak przeszkadzać, a słowa zaczną się układać w zdania.
A nam pozostaje pamiętać o nich szczególnie mocno w modlitwie. Żeby się nie poddali. A jak kto ma znajomego Anioła Stróża z dobrym amerykańskim, to warto słać na pomoc.
Good luck, People!
X Jarosław
Categorised in: Ks. Jarosław Szymczak