“I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie.” (Oz 2, 21)
Wpis Doroty wywołał we mnie refleksję, która zajęłaby dobre trzydzieści stron rękopisu. Pomyślałam o sytuacjach, gdy wybujała pobożność idzie w parze z całkowitym brakiem szacunku do współmałżonka i wyprojektowaniem na niego winy za całe zło świata. Zarazem jednak, czy obarczenie taką winą nie wynika z faktu, że oczekiwało się od niego tego, co może dać właśnie jedynie Pan Bóg? I czy można swobodnie zamieniać miejsce jednego z drugim? I czy jest tu jakaś kolejność?
I wróciłam do zadawanego często przez ks. Jarka pytania: “Kim jestem?”. Najpierw “osobą”. W dodatku osobą jako kobieta lub mężczyzna. Dzieckiem Bożym. Żoną/mężem, matką/ojcem. Kolejność, w jakiej myślał o mnie Pan Bóg, kiedy powoływał mnie do życia i już kochał.
Bez relacji z tym, który mnie pomyślał, umiłował i wypowiada całą prawdę o mnie, będę szukać nieustannie potwierdzenia swojej tożsamości w relacji z innymi, w tym także z mężem. Który może być zmęczony, może się mylić, mógł wynieść z domu wzorce, do których nie do końca zawsze pasuję. Owszem, poprzez obietnicę miłości na całe życie, na dobre i na złe, odzwierciedla nieodwołalną decyzję Boga, by nigdy nie przestać kochać. Przynosi mi ogrom Bożych darów, za które pewnie ciągle nie dostaje wdzięczności. Ale jeśli to w mężu będę szukać tej doskonałej miłości, którą kocha tylko Stwórca, doznam wielu ran. Jeśli jednego z drugim zamienię miejscami, wykopię sobie studnię, która mnie nie napoi. Zamienię się w chodzące pragnienie i oczekiwanie miłości, w kogoś ostatecznie niezdolnego do dawania.
A Bóg? Kochając bezgranicznie, uzdalnia do kochania drugiego miarą Jego serca i Jego i spojrzenia. Z Nim można odkrywać, że po tylu latach małżeństwa wiemy o sobie już sporo, ale nadal niewiele. I to z Nim małżeństwo staje się przygodą życia, rozłożoną w czasie, wartą przeżycia. I tu muszę skończyć, bo już i tak za długo. 🙂
Mplus
Categorised in: Małgorzata Rybak