Post – to “mniej czegoś”. Napisano już tyle tekstów o “za” i “przeciw” na temat czekolady w Wielkim Poście, że nie będę się przyłączać do debaty. Chciałabym się podzielić garścią myśli.
Po latach prób i błędów doszłam do wniosku, że nie ma sensu żaden taki post, który powoduje, że jesteśmy jeszcze bardziej skupieni na sobie, poirytowani czy smutni (pomijając post od destrukcyjnych uzależnień, gdzie jakiś stopień irytacji pewnie jest nieodłączną częścią “odwyku”). Zamiast pytać siebie, jakie umartwienie będzie dla mnie naprawdę wyzwaniem, warto zapytać bliskich, czego ode mnie potrzebują. Jakie moje zachowanie jest dla nich szczególnie trudne? To pierwszy krok – zebranie informacji o nas samych. 🙂
Na szczęście bliscy mogą pomóc nam także znaleźć strategię naprawczą: jak byś wolał / wolała, żebym się zachował(a)? Gdy mamy pozytywną alternatywę, można wejść na wyższy poziom postu – postu od tych zachowań, które sprawiają innym przykrość, ból. Dla nas mogą być pierwszym odruchem, więc nie będzie to ścieżka pozbawiona wyzwań.
W rezultacie po czterdziestu dniach takiego poszczenia możemy być naprawdę dobrze przygotowani do świętowania tajemnicy miłości w Wielkim Tygodniu. I cały nasz dom, w kórym wszyscy mają poczucie, że coś się zmieniło. Że jest więcej życzliwości, więcej szacunku, więcej uśmiechu, więcej troski o siebie nawzajem, więcej dobrego słowa, które sprawia, że chce się w tym domu być.
Małgorzata Rybak
Categorised in: Małgorzata Rybak