Wieczorem czasami udaje się nam obejrzeć z płyty odcinek “Czasu honoru” o Powstaniu Warszawskim. Andrzej o tych wydarzeniach przez swoje dorosłe życie przeczytał chyba wszystkie dostępne tytuły, więc siedzę jakby obok eksperta. Mam trudność z aktorami znanymi z zamierzchłych czasów (gdy mieliśmy jeszcze w domu TV, a ich twarze firmowały produkcje banalne i bylejakie), że tu biegają tu w mundurach akowców, ale Boski mówi, że z punktu widzenia edukacji przyszłych pokoleń lepszy taki serial niż żaden.
Jest sierpień 1944 i nie ma nic – wody, jedzenia, ani pewności przeżycia. Są starsi, są kobiety i dzieci, są mężczyźni w kwiecie – i ich wybory. Myślę oczywiście, jacy z nas szczęściarze, że póki co wojny nie znamy i oby tak zostało. Ale z drugiej strony myślę o codziennym poligonie i o tym, jak każda trudność, a już szczególnie ich spiętrzenie, daje też do wyboru cały wachlarz reakcji: od egoizmu po ofiarę, od troski o siebie po troskę o innych, od lęku czy złości – po pogode i ufność. Te automatyczne reakcje na ogół nie przynoszą chwały. Dlatego świetnie się składa, że są te spiętrzenia, że upalny dzień nie jeden, ale już dwa tygodnie. Bo wszystko to, co legło w gruzach “powstańczych” jednego dnia i nam morlanie nie wyszło, można próbować dźwignąć dnia następnego. Możliwy jest jakiś replay w wersji poprawionej.
I jeśli każda infekcja u dziecka wzmacnia jego układ odpornościowy, może i dla nas wszystko to, co trudne, w końcu da efekt człowieka dojrzałego i kochającego w każdych okolicznościach.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak