“… dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. (…) Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi.” (Łk 24, 13.15)
Zawsze wyobrażałam sobie, że droga do Emaus była wystarczająco długa, by odbyć ważną rozmowę – taką, że nikt się nigdzie nie spieszy, niczym nie rozprasza. 11 km pieszo. Jedno z moich ulubionych czytań po Niedzieli Wielkanocnej.
Tak przejmujące są zresztą wszystkie opisy spotkań ze zmartwychwstałym Jezusem. Pozwala On ludziom, którzy przeżyli tragedię Jego uwięzienia i stracenia, wyrazić do końca swój ból. Pozwala Marii Magdalenie płakać, uczniom z Emaus – opowiedzieć o swoim rozczarowaniu, a nawet pozwala Tomaszowi nie wierzyć i dotknąć Swoich ran.
Mój Bóg i Pan nie oczekuje ode mnie politycznej poprawności. Bo nie da się żadnej prawdziwej relacji zbudować na udawaniu; z udawania – jedynie obcość i oddalenie.
Więc zawsze mogę się z Nim wybrać w drogę do Emaus. Opowiedzieć o wszystkim, wyłożyć swoje rozczarowanie językiem własnego serca. Usłyszeć, jak mnie pyta: “Ale czekaj, zapomniałaś, co Ci mówiłem ostatnio? Nic się nie zmieniło, możesz Mi ufać.” I posłuchać Jego wersji wydarzeń, cierpliwie przypomnianej znowu, gdy ogarnia mnie amnezja. A kiedy dzień się nachyli ku wieczorowi, pozwolić, by połamał ze mną chleb – na kolejnym kilometrze naszej wspólnej historii.
Małgosia
Categorised in: Małgorzata Rybak