Wydarzyło się to ze dwadzieścia lat temu. W czasie pierwszego wielkiego “kryzysu wiary” w okolicach klasy maturalnej – i kryzysu wszystkiego: problemy w domu rodzinnym, lęk o przyszłość, kłopoty aż po utratę wagi. Pamiętam Mszę Św. w czasie wakacyjnych rekolekcji i myśl formułowaną z głębi udręki: to niemożliwe, że przychodzisz właśnie do mnie, pojedynczo. To niemożliwe pod każdym względem.
Wracając od Komunii zabłądziłam do “nieswojej” ławki. I gdy uklękłam, moim oczom ukazał się wyryty na ławce gwoździem czy monetą napis: “GOSIA”. Znaczy zależało Mu, żebym wiedziała, że przychodzi właśnie do mnie.
Dziś przypomina mi to deklaracje zakochanych, zostawiane na drzewach: JA+TY=WNM. Wielka Nieskończona Miłość. Choć, jak wiadomo, On posunął się jeszcze dalej – i wyrył moje i Twoje imię na swoich dłoniach (Iz 49, 16). Tych śladów nic nie zatrze. Nic nie sprawi, żeby mógł zapomnieć, byś stał Mu się obcy. Każde Twoje trudne doświadczenie przeszedł w swojej osobistej traumie krzyża, żebyś nigdy nie był sam, żebyś zawsze czuł się kochany.
“Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy.” (1J 3, 1)
Małgorzata Rybak
[oryginalny tekst ukazał się 3 stycznia 2014 r.; http://fpr.pl/rzeczywiscie-jestesmy/]
Categorised in: Małgorzata Rybak