To dzisiaj o “ludziach w cywilu”, jak nas ciepło nazwał wczoraj nasz Znajomy Ksiądz z Polski w sutannie. 🙂
Lubimy spędzać czas razem i tęsknimy do niego ogromnie, zwłaszcza że w tygodniu dominuje szkoła dzieci i praca Andrzeja, i mało jest punktów zbieżnych całej rodziny, mimo że o nie zabiegamy – bo inaczej po co żyć i ku czemu pędzić, jeśli wygasa domowe ognisko?
Jednakże każdy z nas bardzo potrzebuje także czasu z samym sobą. Mój Mąż nazywa go “jaskinią” – i gdy zaczynam gderać, używa tego słowa, żeby mi przypomnieć. Ja proszę rodzinę o “pół godziny na zebranie myśli”, jak wczoraj, po intensywnej większej części dnia spędzonej z córką w poszukiwaniu kurtki, imienionowych upominków dla bliskich i i nnych załatwieniach. Miałam wrażenie, że bez tej “pół godziny” odpadnie mi głowa albo eksploduję.
I co prawda to “pół godziny” bardzo zmienia swe znaczenie, gdy w domu są małe dzieci – to możliwość skorzystania z toalety bez towarzystwa najmłodszego, który normalnie zniknęcie mamy traktuje w kategoriach ostatecznych, więc drzwi od miejsca ustronnego otwiera na oścież, by mieć pewność, że nie został w domu nagle sam. W wersji deluxe to fotel i książka – albo czas na wpis, jak teraz.
Z pomocą rodziny to często niemożliwe. Żona i dzieci mogą pomóc mężowi, żeby ten odnalazł siebie w jaskinii, a mąż – żonie, żeby z multitaskera stała się znowu człowiekiem, nie wielofunkcyjnym robotem.
Nie da się spotkać dobrze z nikim, nie spotykając się z samym sobą. Siebie spotkanego i poznanego – można za to pięknie innym podarować. 🙂
m
Categorised in: Małgorzata Rybak