Tym razem “Złodziejka książek” (USA 2013). W czasie II wojny światowej mała dziewczynka zostaje oddana do adopcji ubogiej niemieckiej rodzinie. Okazuje się, że jest analfabetką – wywołana w pierwszy dzień szkoły do odpowiedzi, nie potrafi czytać ani pisać. A przecież chciałaby; w dniu pogrzebu swojego młodszego braciszka znalazła książkę, którą przywiozła ze sobą do nowego, obcego domu.
Pewnego dnia jej przybrany tata zaprowadza ją do piwnicy, w której przygotował dla niej na ścianach ogromne tablice z wypisanymi literami alfabetu. Objaśnia, że przygotował dla niej słownik, w którym będzie mogła dopisywać nowopoznane słowa. Jestem tym pomysłem zachwycona: słownik, w którym można zamieszkać. Jakaś wielka metafora ojcowskiego serca, które jest tak wielkie, że można się bez trudu w nim zawsze zmieścić. W którym można, jak w słowniku, znaleźć całe objaśnienie świata. Nie tylko przez to, że ojciec ten świat przetłumaczy na zrozumiały język i nauczy się w nim bezpiecznie poruszać. Także przez to, że definicje powstają w ogromniej dynamice dialogu, która wyprowadza dziewczynkę ku samodzielności.
Na początku było Słowo. Ojciec ziemski, jak Ojciec niebieski, ma udział w tworzeniu człowieka przez słowa, przez dialog, przez niekończące się marnowanie na niego czasu. Gdzie “zmarnowany czas” jest tak samo ważny, jak wypełniające je słowa. Dobre, budujące, wspierające na duchu drogowskazy.
M
Categorised in: Małgorzata Rybak