Dzieląc radość kolegi redakcyjnego Andrzeja O na nowej drodze życia, jestem mu wdzięczna także za “dyskusyjną opinię”, jak napisał, pewnego lekarza, iż “o sukcesie ciąży można mówić, gdy dziecko przyniesie piątkę z matematyki na maturze”. Bowiem jest dla mnie ona naprawdę dyskusyjna. 🙂
Nasz środkowy syn był badany i rehabilitowany od 3 roku życia pod kątem nieprawidłowości rozwojowych w warunkach polskiej opieki zdrowotnej. Kontakt z niepełnosprawnością pod wszystkimi możliwymi postaciami, skonfrontował nas z pytaniem: a co, jeśli dziecko nigdy nie osiąga nawet samodzielności, o stopniach naukowych nawet nie mogąc marzyć? Była to radykalna weryfikacja wszelkich wyobrażeń, czym jest “rodzicielski sukces”. Jego własnym sukcesem było, gdy pani pedagog z zajęć dodatkowych powiedziała nam po roku pracy (miał wówczas 5 lat), że potrafi narysować zamknięte koło.
Mieliśmy – można powiedzieć – szczęście. W wieku lat sześciu zdiagnozowano u niego w końcu “zespół dziecka wybitnie inteligentnego”. Choć towarzysząca mu niezborność ruchowa powoduje sytuacje dla niego bardzo przykre, wobec których jesteśmy bezsilni. Zostaliśmy wezwani do szkoły, gdzie poinformowano nas, że “syn ciągle jest zbijany w grze w dwa ognie”. “Co gorsza” nieustannie buja w obłokach, potrafi ubrać dwa różne buty lub nie zabrać do szkoły tornistra i nieustannie walczy o sprawiedliwość – gdy dostanie batona, a jego siostra nie, to uprzejmie odpowiada “nie, dziękuję”. Żeby jej nie było przykro. W sensie zatroszczenia się o własny interes więc także klapa.
Oglądałam ostatnio piękny film, “Niezwykłe życie Timothy’ego Greena” (USA, 2o12). Małżonkowie, cierpiący z powodu niepłodności, znajdują w swoim domu chłopca, który wyszedł z pudełka zakopanego przez nich w ogródku, gdzie włożyli kartki z życzeniami, jakie ich upragnione dziecko powinno być. Napisali “żeby strzelił decydującego gola w meczu piłki nożnej”. Wszystkie ich marzenia spełniają się nieco inaczej: syn o gołebim sercu i w kategoriach ludzkich kompletnie nieżyciowy, rzeczywiście strzela w ostatniej minucie meczu decydującego gola. Samobójczego.
Tu mi się kończy miejsce na dalej, więc krótko skończę: to nasza wiara w nasze dzieci czyni je zwycięzcami. Niezależnie od tego, czy to będzie “na maturze” piątka, czwórka, czy w pocie czoła i wbrew ograniczeniom zdobyta trójka. 🙂 Pan doktor się mylił!
M
Categorised in: Małgorzata Rybak