„Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.” (Łk 19,4)
Ileż to razy zgubiłam się już w tłumie, a że wzrost mój raczej przeciętny, to i szukanie innych nie należało raczej do najłatwiejszych zadań. Nawet odnalezienie właściwego punktu odniesienia bywało trudne. Cóż – doświadczona przez okoliczności, wiem, że muszę się pilnować, aby nie zginąć. Ewentualnie muszę sobie wcześniej znaleźć odpowiednie miejsce strategiczne, żeby lepiej było widać (co dla wzrokowca ma niebagatelne znaczenie 🙂 )
Zupełnie jak Zacheusz. Ten mało lubiany przez ludzi celnik. Niskiego wzrostu człowiek, którego wykonywany zawód oddzielał od społeczeństwa. Wiedząc, że niedaleko od niego będzie przechodził Jezus, wspiął się na sykomorę, żeby Go lepiej zobaczyć, albo żeby w ogóle zobaczyć.
Wspinaczka po drzewach niezwykle się opłacała, bo gdy Jezus ujrzał Zacheusza na drzewie, od razu chciał z nim iść do jego domu, a ten przeżył niesamowitą przemianę serca.
I myślę sobie, że i ja byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby (nie tylko ze względu na wzrost) udało mi się codziennie wspiąć na moją sykomorę, aby szukać Jezusa w swojej codzienności. Aby mieć pragnienie dostrzeżenia Go pomimo tłumu, pomimo mnogości przyziemnych spraw, przez które trudno się nawet wyprostować – choćby na chwilę, choćby przez akt strzelisty. On sam wtedy zagości w mym sercu. A przecież serce, w którym gości Jezus, pięknieje od razu.
Dorota
Categorised in: Dorota