victory

November 28, 2012 5:00 am

Gdy mówię “przepraszam”,

i kiedy nie muszę dojść do końca swojej racji,

i gdy walczę ze swoimi ograniczeniami, by kochać ludzi tak, jak na to zasługują

oraz wówczas, gdy przyjmuję do wiadomości swoje ograniczenia tam, gdzie nic nie poradzę

– też jestem ZWYCIĘZCĄ.

Jak dogoniłem nr 4 z Maratonu we Florencji

November 27, 2012 9:23 am

Gdy wsiadałem we Florencji do samolotu, który leciał do Frankfurtu, zobaczyłem młodego i wysportowanego ciemnoskórego mężczyznę. Szedł w towarzystwie dwóch managerów (?), lekko utykając. Potem spotkaliśmy się ponownie we Frankfurcie, zajmując obok siebie stoliki w strefie restauracyjnej, gdzie przez najbliższe 5 godzin miałem oczekiwać na połączenie do Warszawy.

Ponieważ byłem ciekaw, czy to on wygrał maraton, podszedłem i zadałem takie pytanie  (w samolocie widziałem w gazecie zdjęcie najszybszych, sami ciemnoskórzy zawodnicy). Okazało się, że niestety nie. Kontuzja uniemożliwiła mu zwycięstwo. Był … czwarty. Czas 2:12. Zapytali też o mój czas. “Niecałe 2 godziny później, ale za to 16 minut szybciej niż ostatni,” nie omieszkałem dodać.  A potem, gdy panowie odeszli już na swój samolot, okazało się, że jeden z nich zostawił kabel do ładowarki. Więc się rzuciłem w pogoń i dogoniłem kolegę maratończyka. Bardzo serdecznie podziękował, uścisnęliśmy sobie ręce i z uśmiechem się rozstaliśmy.

My, maratończycy, możemy być w różnym czasie na mecie, ale wszyscy mamy dla siebie respekt, bo każdy musi wygrać sam ze sobą.

Dziękuję Wam wszystkim Kochani za wsparcie, za słowa otuchy i słowa uznania. Jesteśmy razem we wszystkim.

Z gorącą modlitwą

ks. Jarosław

Czas wracać

November 26, 2012 9:28 am

Wczoraj każdy z nas z dumą nosił swój medal. W restauracjach, na ulicach. Ci, co biegli, dobrze to rozumieją, ci co nie biegli – niech przynajmniej widzą  😉  Dziś schowany w plecaku, jutro będzie przypominał i motywował.

Za chwilę trzeba ruszać w drogę powrotną. To już po raz drugi odwiedziłem Florencję z powodu maratonu i mogę powiedzieć, że dość dobrze znam to miasto z perspektywy 😉 42,195 km x 2 oczywiście. A ponieważ przyjazd był tu tylko na maraton, więc w ostatniej chwili przylot i pierwszym samolotem powrót – nie było chwili czasu, żeby cokolwiek pozwiedzać. Może przy okazji kolejnego maratonu?

Dziś dłuuugie oczekiwanie na przesiadkę we Frankfurcie i późny powrót do domu. Po ostatnim maratonie, jako że nie był to jeszcze koniec sezonu, usłyszałem radę: “Ten tydzień – to odpoczynek. Bieg tylko 3 x po 12 – 14 km.” Tak wypoczywają maratończycy. Teraz jednakże koniec sezonu i można trochę poleniuchować. Zima to okres zdobywania formy. Niewiele jest piękniejszych przeżyć biegowych jak bieganie po świeżym śniegu w lesie. Jest oczywiście ciężej, ale za to siła biegowa rośnie. No i już przygotowujemy się do maratonu na wiosnę, bo wciąż jest słabość, którą trzeba pokonać, bo wciąż trzeba więcej od siebie wymagać, bo wciąż… Niech każdy sobie dopisze resztę.

Do zobaczenia na trasach biegowych. Do zobaczenia na wiosnę (lub później) gdzieś na maratonie.

Z serdeczną pamięcią o Was wszystkich

ks. Jarosław

Viva Cristo Rey

November 25, 2012 4:30 pm

To Jego dzień, to Jego Święto, to Jemu chwała. Tak odpowiadałem na pozdrowienia ludzi, którzy serdecznie reagowali na widok biegnącego księdza. Viva Cristo Rey!

Maraton ukończony. I to z życiówką. Jeszcze nie wiem dokładnie ile, bo przed biegiem mój biegowy zegarek mnie zawiódł i odmówił posłuszeństwa. Wiem, ze brutto było 4:14.Ogon, gdzie zająłem właściwe sobie miejsce, miał jakąś chwile, zanim objął nas pomiar czasu.

Strategia biegu była taka: zaczynam z tymi, co biegną 4:30 i po jakimś czasie zostawię ich i biegnę swoim tempem. Potem łapię tych, co biegną na 4:15 i z nimi dobiegam do mety. Dogoniłem ich przed półmetkiem, a ponieważ dobrze mi się biegło, więc dalej swoim tempem. Pomysł był taki, ze jak dopadnie mnie kryzys, to zawsze mogę do nich wrócić. I tak się stało. Choć ukończyłem przed nimi, to jednak ich pace makerom zawdzięczam, ze mimo dużego osłabienia zmobilizowałem się i tempo utrzymałem.

Jeszcze lepiej rozumiem św. Pawła, który mówił, ze bieg ukończył, wiary ustrzegł. Bo tak to na maratonie bywa,że w końcówce zostaje tylko wiara i motywacja. Ten maraton był szczególnie za rodziny. Za wszystkie Ogniska, choć szczególnie te najmłodsze i za wszystkie moje podopieczne rodziny, zwłaszcza te, które doświadczają największych trudności. Może to dlatego było w końcówce tak ciężko. 😉

Maraton jest czymś szczególnym. To duże wyzwanie, to okazja zmierzyć się z prawdziwą słabością, gdzie zostaje już tylko wola walki, choć ciało mówi “dość.” Wiele razy, wyjątkowo wiele, mijałem innych maratończyków, którzy rezygnowali, lub, gorzej, zbierani byli karetkami. To pokazuje, ze to naprawdę jest wyzwanie. Zresztą pamiętamy, co spotkało naszego zawodnika na półmaratonie uznamskim. Jestem z niego dumny, bo się nie poddał i dalej trenuje.

Za rok znowu zawalczymy. A teraz idziemy świętować.

xj

Już za kilka godzin…

November 24, 2012 11:19 pm

Nr startowy już otrzymany. Po krótkiej nocy… najpierw pociągiem do Florencji, potem biegiem do Andrzeja i już razem na miejsce startu. Biegnę razem z Przyjacielem, który mnie do maratonu namówił i zabrał. To właśnie tu, dwa lata temu, przebiegłem pierwszy. Wczoraj źle podałem mój pierwszy wynik: wtedy było to 4:34:19. Ten, co we wczorajszym wpisie, to był maraton uznamski, ze Świnoujścia do Wolgastu w Niemczech: 4:24:12. Teraz może 4:14? Dzisiaj w to jakoś słabo wierzę. Dziś dzień kryzysu, choć też i ogromnej ekscytacji.

Miło było dzisiaj spotkać się z serdecznymi komentarzami innych maratończyków, że “fajnie, że ksiądz też biega.” Niektórzy zapewniali, że przekażą swoim proboszczom, że można. Może kiedyś uda się zrobić księżowski…

Tak czy inaczej, już za chwilę start. O 9 rano. Alarm wsparciowy do 13:30 minimum. Zresztą dam zaraz znać, jak tylko dobiegnę. Do usłyszenia.

xj

Mgła widziana z góry

November 24, 2012 9:16 am

jest niesamowita. Gdy jadę samochodem we mgle, mam poczucie, że jestem otoczony “mlekiem”. Widzę tylko na kilkadziesiąt metrów do przodu. Dziś po raz pierwszy w życiu widzę mgłę z okna samolotu. Wygląda jak warstwa delikatnej kołdry, którą ktoś przykrył Ziemię. “Chmury” te rozświetla jedynie szereg latarni, co świecą na ulicach.

Już jestem we Florencji. Co prawda z przeszło godzinnym opóźnieniem z powodu mgły w Monachium, ale już szczęśliwie na miejscu. Dziś trzeba odebrać numery startowe, obejrzeć nową trasą i poznać swoich przewodników, czyli pace makers. To ludzie, którzy biegną maraton z określoną prędkością. Chcesz przebiec maraton w 4 godziny? Dołącz do nich. Oni Cię poprowadzą. Dwa lata temu ustawiłem się za tymi, co mieli przebiec maraton w 5 godzin. Ostatecznie wyszło, że przebiegłem w 4:24:19.

Teraz jest przymiarka na 4:15. Zobaczymy jak pójdzie.

Z serdeczną modlitwą za Was

ks. Jarosław

Zaczyna sie przedmaratonowa gorączka

November 23, 2012 5:00 am

Dziś wylot do Florencji. Po drodze przesiadka. Od razu można poznać, kto leci na maraton. Ubrani na sportowo, w znoszonych butach biegowych, z charakterystyczną wysportowaną sylwetką. Łatwo się rozpoznajemy, mijając sie w samolocie czy wychodząc z lotniska. Czasem skinienie głową (bo my z tej samej “branży”), czasem wyraźne “good luck”.

Każdy z nas liczy na wygraną. Wygrać nową “życiówkę”, pokonać słabość, pobiec z głową, utrzymać strategię i … przeżyć tę radość z finiszu, która wynagradza wszystkie trudy.

A ta wspomniana gorączka? Zwyczajowo już wszystko mnie boli, pojawia się na nowo lęk przed dystansem (42,195 km!!!) i świdrujące pytanie: czy dam radę, czy sobie poradzę? We wszystkich możliwych odmianach. Przyszłość pokaże. Pojutrze.

Wasi Aniołowie mile na trasie widziani. Bo te moje maratony, to za Was Kochane Rodziny, byście wytrwali do końca, mimo bólu, mimo pytań, czy warto się męczyć… A jak dożyjecie 42 lat i 195 dni w małżeństwie, to pobiegnę następny. Bo jesteście nam potrzebni. Potrzebujemy Waszej wytrwałości przez lata i uśmiechu, gdy się mijamy na ścieżkach biegowych, bo bez Was świat się stoczy na manowce.

Do zobaczenia na mecie. Tę najbliższą możecie śledzić na stronie www.firenzemarathon.it  Mój nr startowy 9755.

xj

Ostatnie długie wybieganie….

November 15, 2012 5:00 am

dwa tygodnie przed maratonem – to bieg na 30 km. Dłuuugie. I po asfalcie, bo maraton jest po asfalcie. Czas, żeby się organizm przyzwyczaił do tego, co go czeka, czas, żeby się człowiek oswoił z tym, co przed nim. To prawdziwa samotność długodystansowca. Mijane samochody, ludzie na przystankach, coś mierzą geodeci, karetka przeleciała na sygnale… Bieg pośród normalnych przejawów życia. Czasem drobny gest ludzkiej życzliwości i wsparcia. Raczej rzadko (to nie ścieżki biegowe, gdzie spotkasz takich samych jak ty).

Sam maraton będzie pełen ludzi biegnących przed tobą, za tobą i obok. I to przez cały czas. Maraton to świętowanie, to radość, emocje, to koniec tylu tygodni treningów, to nagroda za trud.

Zadajemy w czasie naszych Programów* zadania domowe. Tak, żeby codziennie coś, choćby drobnego, malutkiego, ale w duchu Programu. Czyli z myślą o niej/nim, ku poprawie siebie… Moje lepsze ja.

Dziś przeżywane jako samotność długodystansowca, ale to tylko trening. Ten trening jest po coś. Przed nami ten właściwy bieg. „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 Tym, 4, 7) Moje małżeństwo, moje życie, moja wieczność… Było warto się trudzić…

xj

*Programy Rozwoju Relacji Małżeńskich

Pobiegłem dziś odwiedzić moich dobrych znajomych…

November 8, 2012 5:00 am

bo przecież zamiast jechać samochodem, można tych, co mieszkają dalej, odwiedzić wycieczką biegową. Gdyby nie fakt, że w drodze spotkał mnie dość intensywny deszcz,  wizyta nie byłaby tak kłopotliwa dla Gospodarzy, którzy coś z lejącą się ze mnie wodą musieli zrobić. 😉

Żeby do nich trafić, musiałem wybrać właściwą ulicę odchodzącą w bok od głównej i tu trochę czasu biegowego mi zeszło. Okazało się bowiem, że nazwy ulic nie zostały umieszczone na ich początku, ale czasem dopiero gdzieś na jakimś domu kilkadziesiąt metrów w głąb ulicy. Więc musiałem wbiegać w każdą, żeby się przekonać, czy to ta właściwa, czy nie.

Ile razy skręcamy w uliczki, które nie są dobre i wymagają natychmiastowego wycofania się. Ponazywałem moje ulice, którymi chcę kroczyć: łagodność, szacunek, bycie darem…

Jeśli na drodze, w którą skręcam, tego nie ma, to trzeba szybko uciekać, szybko wracać do siebie, bo … to nie jest moja droga.

xj