Co to znaczy kochać?

January 11, 2017 8:23 am

(…) przypomniał mi się tekst ks. Jana Twardowskiego z “Zeszytu w kratkę”, pod tytułem zamieszczonym w tytule 🙂 Te słowa towarzyszą mi już ze czterdzieści lat i stale jestem pod wrażeniem; teraz postrzegam je również w kategorii daru i roszczeń… Oto tekst:

Koniec i bomba, nie kochał – więc trąba.

Tak przeczytała pewna dziewczynka w pamiątkowym albumie.

Co to znaczy kochać?

Pomyślała, że kochać – to tylko dawać. To znaczy troszczyć sie o kogoś, martwić się, czy ukochanego brzuch czasem nie boli, smarować komuś bułki grubo masłem, zasłonić szalikiem klosz od lampy, żeby go światło nie raziło i żeby nie mrugał w chorobie, załatwić mu tysiące spraw tak szybko, że na jednej nodze, szyć mu rękawiczkę po nocach, żeby mu nie zmarzł mały palec u lewej ręki, bo podobno z niego największy zmarźlak.

Tymczasem kochać – to nie tylko dawać, ale i przyjmować.

Przyjmować skrzywioną minę, kiedy ktoś wstanie lewą nogą z łóżka, deszcz, nawet wtedy, kiedy nie ma parasolki, kiedy stłucze się ulubiony talerz, ból zęba.

Przyjmować – to ufać, wierzyć, że Bóg daje wszystko to, co smuci, i to, co cieszy: słoneczny dzień i ciężkie chmury, nie mówić jednym tchem przy końcu Ojcze nasz: “alenaszbawodezłegoamen” – bo właśnie “amen” nie jest nigdy złe. Amen trzeba mówić zawsze po kropce i oddzielnie. Wiedzieć, że Bóg widzi nawet w ciemną noc czarną mrówkę na czarnym kamieniu. Wiedzieć, że i ból jest czasem pożywny i smakuje.

Kochać – to nie tylko dawać, ale i przyjmować.

x. Jan Twardowski

(…)

Andrzej O.

[oryginalny tekst ukazał się 3 czerwca 2016 r. www.fpr.pl/blog/co-to-znaczy-kochac/]

praca zespołowa

July 21, 2015 4:00 am

W pięcioro na jednej gitarze akustycznej. Niemożliwe? A właśnie możliwe. Efekt spektakularny i perfekcyjny w każdym calu. Zobaczcie sami:

W zasadzie sama przyjemność i oglądania, i słuchania. Oczywiście wielu rzeczy nie widać. Jak im musi być gorąco i średnio wygodnie, gdy nad tą jedną gitarą skupieni. Albo ile to było tygodni od pomysłu, przez próby, do tego właśnie finałowego wykonania. A że efekt taki, widać, że mamy do czynienia z muzykami, nie amatorami: każdy z charakterem, z pomysłem na siebie, z doświadczeniem za sobą i marzeniami przed sobą. 🙂

Jak to im się udało, że nie każdy chciał być pierwszymi skrzypcami? Że byli soliści i ci na peryferiach? Że sobie nawzajem w struny nie weszli?

Sukces pracy zespołowej to wielkie kulisy: współdziałania, rozmów, burz mózgów, sporów i przebaczenia. Celu większego niż my sami, choć nie sprawiającego, że kogokolwiek można uznać za osobę nieważną. Końcówka jest tylko uwieńczeniem tej drogi. Tu naprawdę imponująca.

Ze szczególnym pozdrowieniem dla tych, co nie na wczasach, lecz w pracy. Choć wczoraj pokazywałam ten clip grupie dzieci – naszych i kuzynostwa, żeby dali radę nakręcić mikro-krótkometrażówkę o Powstaniu Warszawskim, jak to zobie zaplanowali. Bowiem niejeden projekt mógłby upaść z powodu czyjegoś focha z dąsem 🙂

M