jak dobrze zepsuć “czas dla nas” – poradnik dla kobiet
April 3, 2017 5:00 am
Aby zepsuć “czas dla nas”, gdy jesteśmy kobietami, wystarczy skorzystać z kilku prostych rad:
1. Jeśli chciałabyś spędzić z nim czas – niech się tego domyśli i niech w końcu wyjdzie z inicjatywą.
2. Jeśli wyjdzie z jakąś inicjatywą dotyczącą Waszej “randki” – nie pozwól mu na to lub wyśmiej jego pomysł. Lepiej wszystko zorganizuj sama.
3. Zaplanuj ten czas w szczegółach i do ostatniego drobiazgu; dobrze wyobraź sobie idealistyczną wizję Waszego spotkania, również z tym, co on mówi, co robi i jak reaguje na to, co Ty mówisz i robisz. Okaż mu potem, jak bardzo realia odbiegają od Twoich marzeń.
4. Jeśli nie wychodzi już z inicjatywą planowania Waszego “czasu dla nas” – powiedz mu, że jest facetem bez inicjatywy i dlaczego Ty o wszystkim musisz myśleć.
5. Gdy uda się Wam spotkać – obojętnie czy przez chwilę przy herbacie w ciągu dnia, czy w sobotni wieczór, czy na mieście – wykorzystaj ten czas, by zrobić “audyt” Waszego związku z naciskiem na to, co z jego strony sprawia Ci przykrość, czego nie dostajesz lub o czym znowu zapomniał.
6. Jeśli audyt związku wypada pomyślnie, opowiedz mu o swoich problemach w pracy albo z przyjaciółką (ona powiedziała, a on pomyślał, a z tamtym jest za trudno) i spodziewaj się, że wysłucha Ciebie, podtrzymując Cię na duchu, nie zaś szukając rozwiązania.
7. Jeśli nie daje rozwiązania, powiedz mu, że jest facetem bez inicjatywy, który nie umie znaleźć rozwiązania.
Mamy jeszcze kilka złotych rad, ale jeśli zaaplikujesz choćby i tylko te – możesz mieć pewność, że wystarczająco zniechęcisz mężczyznę swojego życia do spędzania z Tobą wspólnych chwil. Na dźwięk słowa “czas dla nas” będzie przypominał sobie o dziesięciu ważnych rzeczach, ktore miał zrobić w pracy/w garażu/u mechanika.
Możesz też użyć podpowiedzi obrazkowej poniżej – to także zawsze pomaga (#MiejZawszeRację)! 😉
Małgorzata Rybak
Ilustracja z: J. A. Hazley, J. P. Morris “Jak żyć…? Żona”
mocne hamulce
April 1, 2017 8:03 am
To nic, że w sumie późna to była pora jak na warsztaty. Jechałam na nie bardzo podekscytowana – z kilku powodów. Przede wszystkim dawno nie byłam we Wrocławiu, a poza tym, wszystko, co wiąże się z Programami na Miłość i Życie, jest niezwykle cenne i wartościowe, więc i te warsztaty rozwoju osobistego dla kobiet („Złap życie”) z pewnością również taki będzie.
I nie myliłam się. Oparty na krokach Programu 1, zaraz po pierwszym spotkaniu, dał mi kolejne narzędzia. Mimo że z Programami związana jestem już od kilku lat i mimo że wiem, iż jeśli chcę zmienić coś lub kogoś w naszym małżeństwie, to oczywiście mogę zmienić, ale tylko samą siebie. I mimo że wiem, co najlepiej byłoby zmienić w sobie, to jakoś z dużym trudem i wysiłkiem postępuje zakładana zmiana.
I oto nagle…
…dzięki warsztatom, uświadomiłam sobie, że mam kilka mocnych hamulców, tak skutecznych, że nie pozwalają mi się ruszyć z miejsca, mimo że staram się, próbuję, a w konsekwencji wypalam. A tymi hamulcami są… moje własne przekonania.
Więcej szczegółów nie powiem, bo cykl dopiero się zaczyna. Jednakże chciałabym zachęcić wszystkie żony po Programie JA+TY=MY, podejmujące pracę nad sobą, aby zainteresowały się kolejną edycją warsztatów „Złap życie”, bo zdecydowanie warto. Tym bardziej, że odbywają się w miłym, kobiecym gronie, przy „darciu pierza”.
Dorota
Albo trening, albo ja!
March 10, 2017 5:00 am
Mój Ukochany uprawia chyba jeden z bardziej wymagających sportów, jakim jest triathlon. W praktyce oznacza to godziny spędzone na rowerze, basenie, tudzież na treningu biegowym. Długi czas nie mogłam pogodzić się z tą pasją, oskarżając Pawła o egoizm, bo przecież “jak można zamiast wieczoru ze mną czy zabawy z dziećmi wybrać trening?” 🙂 Nieustannie prowokowałam go do dokonywania wyborów, robiąc to oczywiście w bardziej zawoalowanej formie niż proste: “albo trening albo ja” 🙂
Ponieważ nie mam w sobie żyłki rywalizacji, nie mogłam zrozumieć, że można świadomie pchać się na zawody, w których kilkaset ludzi rozpycha się łokciami i jeszcze trzeba za to płacić! Nie przyjmowałam argumentów, że dla Pawła ważne jest przekraczanie granic, ściganie się, pokonywanie własnych ograniczeń. Przekonywałam go, że przecież może sprawdzać się na innych polach i również być szczęśliwym. Temat treningów nieustannie wracał w naszych sprzeczkach. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć.
Na szczęście z pomocą przyszedł program JA+TY=MY. Po pierwsze wyzwolił mnie on z przekonania, że muszę rozumieć motywy Pawła. Okazuje się, że można kogoś wspierać w jego pasji i jego marzeniach, nie do końca je rozumiejąc. Po drugie, uświadomiłam sobie, że próbując udowodnić Pawłowi, że można inaczej (w domyśle – lepiej) realizować cel przekraczania granic, brałam pod uwagę wyłączenie siebie, swoją mapę, swoją wrażliwość i temperament. A gdzie akceptacja różnic? Gdzie szacunek do tego, że druga osoba może postrzegać świat inaczej?
Kiedy poruszaliśmy w trakcie warsztatów temat daru z siebie, pomyślałam, że cudownym darem z siebie może być właśnie wspieranie naszych bliskich w byciu najlepszą wersją siebie, w realizowaniu tego, do czego zostaliśmy stworzeni, co nas uskrzydla i czyni szczęśliwymi. Dlatego postanowiłam, że zamiast próbować rozumieć, po porostu… będę obok – z ciekawością, troską i pomocą. Trzymajcie za mnie kciuki, bo sezon startowy zaraz się zaczyna. 🙂
Ania
Myśląc o seksie
February 5, 2017 9:05 am
…każde z małżonków myśli trochę o czym innym.
Dla niej – to nawet nie wynik końcowy czegoś, co musi się wydarzyć na długo przed, i co jest dowodem, że są blisko, że są razem, że się rozumieją i są dla siebie ważni, ale i zachowuje świadomość, że to, co ich połączy, może też mieć cudownie i niezwykłe konsekwencje, które choć takie są, to może jednak nie teraz, nie w tym czasie powinny nastąpić lub odwrotnie, są szczególnie upragnione – niekiedy nawet tak bardzo, że ta pierwsza część trochę ginie z oczu.
Dla niego – to potrzeba chwili, stale gotowe do zrealizowania pragnienie bycia tak wyłącznie i tak wyjątkowo razem.
I nawet samo pisanie o tym, pokazuje jak daleko widoczne są te różnice. 🙂
Kiedy czytam komentarza pod moimi różnymi wypowiedziami w mediach o czystości małżeńskiej czy o konieczności świadomego troszczenia się o relację, czy o antykoncepcji, większość komentatorów męskich nie szczędzi mi uwag krytycznych i przysłowiowego „hejtu”. Bo jakim prawem ksiądz im będzie zabraniał „wypróbować się”, „czerpać pełnymi garściami z przyjemności”, tym bardziej, że partnerka też tego chce i dlaczego jak pies ogrodnika zabrania im czegoś, o czym nie ma zielonego pojęcia… Same jednak wypowiedzi często pokazują, że komentujący myślą tylko o przyjemności, o własnych korzyściach, o użyciu (nie tylko drugiej osoby, ale przecież i siebie samego, zredukowanego do kategorii przedmiotu). Z pola widzenia dawno zniknęła troska o drugą osobę, gdzie znakiem miłości może być zarówno sam akt małżeński, jak i równorzędnie powstrzymanie się od niego.
Myśląc o seksie – myśleć nam trzeba o tym, jak powiem, jak pokażę i jak dam odczuć drugiej osobie, że kocham ją najbardziej na świecie i że jestem szczęściarzem mogąc z nią być i iść razem z nią przez całe życie.
Z pozdrowieniami z P1 we Wocławiu
Ks. Jarosław Szymczak
lustra
January 15, 2017 5:00 am
Między Świętami a Nowym Rokiem zostaliśmy poproszeni z ks. Jarkiem o udział w wywiadzie na temat “Raz się żyje”. Wśród pytań było też o to, co robić, gdy kobiecie nie wystarczają “kupki i zupki” i trudno jest poradzić sobie z nową sytuacją opieki nad dzieckiem, które właśnie się pojawiło w rodzinie, a w sercu rośnie tęsknota za realizacją pasji i marzeń. Niedługo potem znalazłam artykuł, który bardzo mnie poruszył – o psycholog, która próbując pomagać ludziom z problemami na różnych etapach ich życia (i odkrywając, że za każdym razem trzeba było zrobić coś wcześniej, zanim wystąpiły poważne kryzysy), doszła do wniosku, że będzie pomagać noworodkom. I otworzyła dom, w którym przytula się dzieci porzucone przez rodziców do momentu ich adopcji przez nową rodzinę. Dlaczego? Ponieważ brak bliskości w niemowlęctwie prowadzi do nienaprawialnych szkód w świecie wewnętrznym.
Oczywiście to ogromna dychotomia – między powrotem mamy niemowlęcia na etat, a porzuceniem dziecka. Zastanawiam się jednak, jak powiedzieć o tym, że pierwszą tożsamością mamy nie jest “specjalistka od kupek i zupek”. I że macierzyństwo nie powinno być widziane w kategoriach ograniczających (co tracę?), bo to wizja ogromnie zubażająca.
Noworodek całą wiedzę osobie przejmie z naszych własnych myśli i uczuć na jego temat, z naszego pragnienia towarzyszenia mu od pierwszych chwil lub nie. Więc nie chodzi o “kupki i zupki”, choć dbanie o potrzeby fizjologiczne także wpisuje się w obraz kochającego rodzica. Chodzi o nawiązanie relacji z człowiekiem, który całkowicie zależy od nas i ma niezwykle ograniczone możliwości komunikowania potrzeb. W przypadku noworodka i niemowlęcia – naprawdę wymaga uwagi nauczenie się jego języka, by nabrał ufności, że świat jest miejscem dobrym i bezpiecznym, a mama go rozumie. Jeśli więc zaraz po porodzie mama zacznie nadrabiać stracony czas na “sprawy dorosłe i ważne”, dziecko – pozostanie nieważne, a w dorosłe życie wniesie pustkę i głód miłości.
Ta potrzeba miłości, relacji i towarzyszenia nie znika u dziecka, które idzie do szkoły, staje się nastolatkiem i zaczyna już testować: “czy jestem dla Ciebie ważny”. Jako rodzice znajdujemy się w trudnej roli. Mamy swoje słabsze momenty, bywamy zmęczeni, sfrustrowani, zajęci także doganianiem tego, co być może zostało z marzeń i planów, bo części z nich – już wiemy – nie udało się zrealizować. Mimo tych ograniczeń, dla naszych dzieci pozostajemy lustrami. Dzieci w nas czytają, kim są. Więc jeśli my nie mamy czasu dla nich z powodu trudności ze zorganizowaniem czy wytyczeniem priorytetów, dla dzieci jest to informacja o nich (“jestem nieważna, nieważny”), nie o nas (“nie umiem zaplanować czasu dla dzieci”, itp.).
Jesteśmy dla dzieci lustrami, w których czytają swoje własne poczucie wartości. One również, jak w lustrze, odbijają nasze strategie rozwiązywania konfliktów, radzenia sobie z emocjami, dialogu – i miłości, jaką mamy dla męża/żony.
Wychodzi ponownie na to, że wychowywanie dzieci zaczyna się od siebie i właściwie też na tym się kończy. Moja praca nad tym, jaki/jaka jestem, wystarczy, by dziecko obok mnie mogło się rozwijać. A gdy w pierwszych miesiącach macierzyństwa przyjdzie mi myśl, że to tylko “kupki i zupki”, a życie ucieka, więc trzeba wracać na etat – może to znaczy, że uciekło mi moje własne dziecko we mnie i muszę pójść go poszukać, wziąć w ramiona i przytulić.
I nie chodzi o to, by mama małych dzieci nie miała pasji i marzeń, i oddała 300% rodzinie. Nawet musi i powinna mieć strefę własnego azylu i zasilania, odskoczni od bardzo wymagającej pracy emocjami w domu. Chodzi o to, by poza rozwojem zawodowym umiała rozwinąć swoją tożsamość jako mamy, może nawet przy okazji przepracować zranienia i negatywne wzorce macierzyństwa, wyniesione z domu. Bez tego żadna ilość pracy nie wynagrodzi braku głębokich, ubogacających więzi, które są sensem tego, po co jesteśmy na tym świecie.
Małgorzata Rybak
Powrót “Równej babki”
December 1, 2016 5:00 am
Rozmowa o work-life balance powraca dziś (czwartek 1 grudnia) w “Równej babce” w Radio Rodzina o 21:30. Po tym, gdy ostatnio audycja wyleciała w kosmos na skutek awarii technicznej w radiu i pozostawiła czarną dziurę w grafiku, trzeba było nagrać ją ponownie. W ramach niepoddawania się w obliczu trudności. 😉 Udało się poruszyć wiele wątków o tematyce rodzinnej, która zainteresuje oboje małżonków, mimo że, jak pisałam poprzednio, “Równa babka” to audycja przygotowywana przez kobiety (Adrianna Sierocińska i znana we Wrocławiu “Żona Spełniona” – Ilona Tarasiuk), o kobietach i dla kobiet.
Opowiadałam tym razem więcej o pracoholizmie w pracy i w domu, o ambicji i redefinicji sukcesu, o tworzeniu dobrych relacji w domu i konstruktywnym podejściu do czasu szukania pracy. Nie zabrakło tematu odpoczynku.
Przed chwilą otrzymałam wiadomość od redaktor Adrianny Sierocińskiej, że w wyniku nocnej awarii dysku w Radio Rodzina wczorajsze nagranie naszej audycji uległo bezpowrotnemu skasowaniu. Musimy powtórzyć rozmowę.
Mogłabym na tym skończyć, ale właściwie jest to świetna okazja do zatrzymania się nad tematem wolności emocjonalnej, o której jest mowa i na Programie 1, i w książce. Po przeczytaniu sms-a moja noga właściwie już stanęła na ostatnim kamyku nad przepaścią, w której mieszkają ruminacje. Ruminacje to takie stwory o dużej mocy wsysania ofiary w bagnistą czerń. To obrazowo. Naukowo i psychologicznie – to przejmowanie się i rozpamiętywanie przygnębiających spraw. Przykładowo – to ta myśl “I znowu się nie udało”, za którą jest kolejna generalizacja: “Mi to nic nie wychodzi”. A im dalej, tym gorzej.
Więc gdy tylko usłyszałam szelest skradającej się z dołu ruminacji, pomyślałam, przecież musi być na to co najmniej jedno “Ale to dobrze, bo…” Pamiętacie tę strategię?
Po pierwsze, to bardzo dobrze, bo dzisiaj przypomniało mi się kilka ważnych spraw, o których wczoraj zapomniałam powiedzieć. Po drugie, to bardzo dobrze, bo znowu spotkam się z bardzo miłą Panią Adą. Po trzecie… 🙂 Pomysłów przyszło do głowy tyle, że lekko pobiegłam dalej. Chyba najbardziej ciesząc się z prztyczka w nos danego załamanym ruminacjom, które na dnie przepaści niepocieszone martwiły się, że im to nic nie wychodzi i nigdy nie uda im się na pewno mnie tam wciągnąć.
Dobrego dnia, pełnego wielu “ale to dobrze, bo” 🙂 I do usłyszenia w końcu na pewno kiedyś na antenie.
Małgorzata Rybak
“Równa babka” w Radio Rodzina
November 24, 2016 5:00 am
Dziś (czwartek 23 listopada) o 21:30 będzie można posłuchać rozmowy o work-life balance – zwłaszcza z kobiecego punktu widzenia – w audycji z cyklu “Równa babka” w Radio Rodzina.
Jadę tam wczoraj na nagranie między okulistą, do którego udało mi się wybrać po pół roku odkładania tego, a odbieraniem średniego syna z karate i starszej córki z gimnazjum. Przed samym wejściem do studia dzwoni Andrzej z poczekalni do pediatry, że wizyta, na którą wysłałam go z naszym Krzysiem, jest umówiona na za dwa tygodnie. Oboje z Mężem chodzimy przodem do tyłu z powodu nieprzespanej z przyczyn niezależnych od nas nocy; jej ukoronowaniem był moment, gdy ostatecznie najmłodsze z naszych dzieci wstało po czwartej rano. W lustrze w studyjnej łazience zauważam, że sińce pod oczami mam tego popołudnia w kolorze cieni do powiek i równie nieregularne, bo makijaż nakładałam znowu na ostatnią chwilę, gdy Mały próbował skonfiskować wszystkie znalezione przedmioty do pisania w pokojach rodzeństwa (#MamoCzy PawełekTuDzisiajBył #JakByliśmyWszkole?).
Prawda, że to wystarczy, by czuć się na siłach opowiadać o zrównoważonym życiu? 🙂
“Równa babka” to audycja przygotowywana przez kobiety (Adrianna Sierocińska i znana we Wrocławiu “Żona Spełniona” – Ilona Tarasiuk), o kobietach i dla kobiet. Będę opowiadać w niej o pracy zawodowej i pracy w domu, o macierzyństwie, perfekcjonizmie i pracoholizmie, a także o sposobach dobrego wykorzystania czasu poszukiwania pracy. Opowiem o odpoczynku, o wspierających, wartościowych relacjach i priorytetach. Oczywiście także o relacji małżeńskiej, bo jej znaczenie dla rodziny jest fundamentalne.
Żałuję, że w nagraniu nie uczestniczył Współautor naszej książki, ks. Jarosław Szymczak, podróżujący w sprawach FertilityCare Centers – może z racji noszenia “sukienki” zostałby wpuszczony do studia. 🙂 Jestem jednak przekonana, że ci, którzy trochę już weszli w ducha JA+TY=MY, rozpoznają bez trudu inspiracje Programem i coś z doświadczenia trzydziestu lat pracy z małżeństwami, także w kryzysach, które już za Fr. Jay.
Wydarzyło się tydzień temu. We francuskiej sieciówce sportowej, tam taniej, u nas drogiej (tak, tak, w “Decathlonie”). Zbliżając się do kasy słyszałam jak kobieta nerwowo krzyczy do męża: “Stawaj w tamtej kolejce! Szybciej! No stawaj!”. Oboje koło czterdziestki i bardzo zadbani, choć o niej trzeba by powiedzieć, że złość piękności szkodzi. Bo na tej twarzy był tylko gniew, choć na pewno chadzała do fryzjera i kosmetyczki.
Ustawiała męża przez cały nasz pobyt w kolejce. O dzieci, które jedno nie wiadomo gdzie było i to on nie wie, gdzie. O drugie, które wzięło piłkę i nie chciało oddać – i kto teraz mu zabierze, bo czy ona ciągle musi być tym złym policjantem. O kartę, o wszystko. Talent aktorski jakiś to musiał być ogromnie niezrealizowany, bo świadomość licznej kolejkowej publiczności tylko dodawała jej elokwencji. W tej sytuacji wyrażenie “jechać po kimś” nabrało zupełnie nowej treści.
On zaś kurczył się, im bardziej ona rosła. Mimo że wysoki i w kurtce skórzanej. Nie miał za co się schować, wystawiony publicznie na wzrok ludzi, w stanie oskarżenia za liczne niedociągnięcia – przeszłe, obecne oraz in spe. I pomyślałam, że jeśli ona jeszcze z czymś wyjedzie, to ja coś powiem. Ale nie umiałam znaleźć słów w lepszej formule niż jej jazda po nim. A potem pomyślałam, że cokolwiek powiem, zemści się na nim.
A jednak da się coś takiego zrobić współmałżonkowi. Bolałoby każdego, żonę postawioną w takiej sytuacji też. Faceta boli podwójnie, bo nawet na dnie serca kolosa rodyjskiego pobrzmiewa pełnie niepokoju, fundamentalne pytanie: “Czy się sprawdziłem?”. Do tego rytmu otwierają zastawki, tętnice toczą krew, ciało zrywa się do działania, by ona się uśmiechnęła. I by wtedy on przekonał się, że się sprawdził. Choć nigdy nie wypowie tego wprost. To jego tajemnica, miejsce najbardziej kruche, najbardziej chronione przed ciosem.
Kobieto. Uśmiechnij się. Powiedz mu, że świetnie daje radę. Doceń. Zauważ. Ofiaruj mu wolność bycia mężczyzną.
m
pospolite ruszenie
June 1, 2016 5:00 am
Już po raz czwarty w Domu Świętej Rodziny w Święto Bożego Ciała odbyło się „pospolite ruszenie”. Zjechało się wiele rodzin z całej Polski, by wspólnymi siłami zrobić coś szczególnego i wyjątkowego. Był już plac zabaw, był gród Drużyny Czasu, była warownia rycerska, a tym razem… Trzy Wieże.
Mam nadzieję, że będzie możliwość przedstawienia Wam co najmniej fotorelacji z tegorocznej budowy, ale w moim odczuciu niezwykle interesujące są wrażenia uczestników tegoż przedsięwzięcia.
A oto, co odpowiedzieli zapytani o wrażenia uczestnicy:
Najpierw męski punkt widzenia 😉
Zdzisek (czwarty raz na budowie):
„Wrażenia? Bardzo dobre! Podziwiam kunszt organizatorski Jacka (szefa całego „zamieszania” ;)). Bardzo mi się podoba, że dyrektorzy, lekarze, prawnicy zgodnie pracują i nikt się nie wywyższa, a fachowcy nie pokazują im, że nie mają za bardzo wprawy”
Mikołaj (pierwszy raz na budowie):
„Jestem stolarzem i jestem tu w swoim żywiole. Dla mnie było bombowo. Współpraca? Zrobiłbym kilka rzeczy po swojemu, ale się podporządkowałem. Dobrze by było, gdyby takie budowy były częściej.”
Andrzej (czwarty raz na budowie):
„Bardzo podziwiam moją żonę i doceniam, że wiedząc, co będzie się tutaj działo, wciąż zgadza się tu przyjeżdżać. Fajnie, że zmienia się skład ekipy. Bardzo cenne jest to, że nieliczni fachowcy nie dają poznać nam, amatorom, jak bardzo jesteśmy amatorami przy tej pracy, a nawet pozwalają sobą kierować. I bardzo się cieszę, że pracując mogę słyszeć radosny śmiech żony ;)”
Piotr (drugi raz na budowie):
„Mnie zawsze podobają się wszelkie inicjatywy, gdzie faceci robią coś razem, bo chcą, a nie że muszą! I to daje niesamowitą frajdę i poczucie jedności między facetami. Bo odkryłem, że faceci potrzebują bliższych więzi z facetami, ale opartych na trudzie i zaangażowaniu. Na „módl się i pracuj” przez krew, pot i łzy. To przeżycie to jedna z piękniejszych męskich chwil.”
Marek (trzeci raz na budowie):
„To jest niemożliwe, żeby wykonać tak dużo w tak krótkim czasie (po ludzku), a jednak to, co niemożliwe staje się możliwe dzięki współpracy wielu osób, wspólnego dążenia do celu i dzięki temu, że nie potraktowaliśmy tego jako pracy, ale jak wielką przygodę i realizację marzeń z dzieciństwa.”
Piotr ( trzeci raz na budowie):
„Fantastyczne wrażenia! Trzeci raz budowałem i trzeci raz wyszło wszystko super. Ciekawi ludzi. Ciekawa inicjatywa. Dużo przyjemności i dużo zmęczenia. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że… nie jestem już młodzieniaszkiem.”
Robert (pierwszy raz na budowie i pierwszy raz w Wisełce):
„Całe dwa dni praca trwała od świtu do zmroku. Pierwszego dnia pracy, nie wychodząc z ośrodka przeszedłem 16,28 km (21180 kroków ;)). Praca układała się wspaniale. Jestem pod wrażeniem profesjonalistów, którzy spotkali się na budowie – profesjonalistów niebudowlańców, którzy normalnie pracują w przedziwnych dziedzinach.”
Jacek (główny szef)
„Niesamowita jest siła ludzi, którzy nie muszą, a chcą. Ta sama budowa z pracownikami najemnymi nie udałaby się w takim czasie. Jestem zadaniowcem, więc mocno koncentruję się na pracy. Ale na pewno ta budowa by się nie udała, gdyby nie doświadczenie poprzednich dwóch lat. Mimo że było kilku fachowców, pracowali jak grupa ludzi a nie jak indywidualiści. Spora część pomysłów i rozwiązań powstała w trakcie budowy.”
A teraz kobiecy punkt widzenia:
Kasia (czwarty raz na budowie):
“Cudownie. Jestem dumna!”
Agnieszka (drugi raz na budowie):
„To jest dobre dla wszystkich, dobre dla rodzin, dzieci, mam i przede wszystkim dla facetów, bo oni się integrują wolniej niż kobiety. Taka praca działa na korzyść integrowania, poznawani i zaprzyjaźniania się. Współpraca dobra rzecz, widać po dobrych owocach. O! Jaki zbawczy wpływ pracy fizycznej dla ciała. Jaka też duma, że pracują, że robią coś dla dzieci. Że wolny czas wolą spędzić aktywnie i pożytecznie.”
Asia (pierwszy raz na budowie):
„Rewelacja! Cudowna atmosfera, współpraca. Już się cieszę, że przyjeżdżam tu za 1,5 miesiąca (a jesteśmy tu pierwszy raz). Gdy tu przyjechaliśmy, syn jeszcze nie zdążył wysiąść z samochodu stwierdził, że już nigdzie indziej nie chce wyjeżdżać na wakacje. A ja? Ledwo tu przyjechałam, dostałam na koniec awans na kierownicze stanowisko na zmywaku 😉 Jeszcze nigdy tak szybko nie pięłam się po szczeblach kariery ;)”
Marta (żona konstruktora) “Piorunujące wrażenie zrobiło na mnie, jak w samo południe, gdy dzwony biły na Anioł Pański, mężczyźni stanęli i zaczęli się modlić! Poprzednie budowy były w miejscach odległych, mało tam mogliśmy wszyscy przebywać, a tym razem cała ta budowa była w centrum. Więc wszyscy tu byli i mogli obserwować, a dzieci pomagać.”
Magda (trzeci raz na budowie):
„Uważam, że jest to fantastyczna rzecz. Uwielbiam patrzeć, jak faceci razem pracują! Zespołowo. W tym roku było budowanie w centrum, więc można też było patrzeć, jak pracują.”
Daria (pierwszy raz na budowie):
„Dla mnie wrażenie niesamowite, bo ogromny spokój podczas pracy był. Przyjazna atmosfera. Jest bardzo fajnie. W ogóle piękny ośrodek i to, że wciąż się go ubogaca. To jest niesamowite, że wszyscy tu teraz dla Wspólnoty pracują.”
Efektem tego pospolitego ruszenia nie było przygnębiające pole po bitwie, a taki oto widok: